Królik na placu manewrowym. Sprawdzamy, jak w praktyce wygląda nauka jazdy skuterem Yamaha
Sprzedać i zapomnieć? Nie w przypadku Yamahy. Tu ktoś mądry wpadł na pomysł, że trzeba zadbać o klienta bardziej i postanowili nie tylko sprzedać mu skuter, ale jeszcze nauczyć się nim posługiwać. Bo zdrowy i zadowolony klient wróci i przyprowadzi kolegę.
Kupiłeś skuter. Co dalej?•Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Prawodawca kilka lat temu tak zmienił przepisy, że dziś absolutnie każda osoba, która ma prawo jazdy kategorii B od przynajmniej trzech lat może wsiąść na jednoślad o pojemności do 125 ccm i mocy nie większej niż 15 KM. I jeździć. Owszem, trzeba przestrzegać tych samych przepisów co jadąc samochodem, ale na skuterze się jeździ, a samochodem stoi w korku.
Są jeszcze inne plusy, jak na przykład łatwość parkowania. Mamy awizo do odebrania na Poczcie Głównej przy ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie? A może mamy o odebrania jakiś dokument w centrum miasta? Żaden problem. Na jednośladzie można podjechać praktycznie pod same drzwi, parkowanie trwa ułamek tego, co poszukiwanie wolnego miejsca dla auta.
No dobrze, ale co zrobić, jeśli ktoś jak ten siedzący w autobusie nigdy nie prowadził skutera, ba - nigdy nawet na takim nie siedział? Yamaha Motor Polska pomyślała i o takich klientach. Każdy diler jednośladów tej marki ma podpisaną umowę ze szkołą jazdy w swojej miejscowości. Wystarczy się umówić na placu manewrowym i instruktor wszystko wyjaśni. Po zakończonej lekcji można będzie pewniej usiąść na własnym pojeździe i wrócić do domu.
Tu jest kanapa, a tam kierownica, czyli "koń jaki jest każdy widzi".•Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Ten pierwszy raz
Żeby sprawdzić jak to działa umawiamy się z przedstawicielem Yamaha Motor Polska na warszawskim Bemowie. Królikiem doświadczalnym będzie redakcyjny kolega Mateusz, który co prawda jeździ na rowerze, ale na skuterze siedział tylko raz dekadę temu. Na miejscu czeka już na niego instruktor Bogdan Sarna ze szkoły Sarbo , skuter Yamaha N-MAX i jeszcze jednak niespodzianka, ale o niej później.
Nauka rozpoczyna się od nauki prowadzenia jednośladu po parkingu.•Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Mateusz szybko łapie, o co tu chodzi. – Widać, że jeździ na rowerze, nie ma żadnego problemu z utrzymaniem równowagi – chwali naszego "królika" pan Bogdan, a kolega kręci po placu ósemki, uczy się hamować i przyśpieszać.
Pierwsze próby odkręcania manetki odbywają się na sucho, przy podniesionym tylnym kole. Chodzi o to, żeby pierwsza jazda nie okazała się ostatnią.•Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Instruktor stawia kolejne zadania i podnosi poprzeczkę. A to trzeba przejechać slalomem między pachołkami, a to zatrzymać się awaryjnie, a to podjechać pod górkę. Widać, że jest zadowolony z ucznia. Po godzinie Mateusz schodzi z kanapy i zadowolony zdejmuje kask. Biedak nie wie jeszcze, że za chwilę będzie musiał go znów założyć.
Odpalamy niespodziankę
125 centymetrów sześciennych to popularna klasa wśród skuterów. Pojazdy z silnikiem o takiej pojemności zdają się być idealne na miasto. Prędkość maksymalna często wynosi ponad 100 km/h, więc jednoślad nie będzie zawalidrogą nawet na trasie szybkiego ruchu, a jednocześnie jest na tyle lekki i zwrotny, że poruszanie się między samochodami w korku będzie bardzo łatwe.
Jednak silnik 125 ccm można wsadzić także do motocykla. Jaka jest między nimi różnica? W skrócie – motocykl to taki wynalazek, na którym się inaczej się siedzi, bak i silnik są między nogami a nie pod. Ale przede wszystkim zdecydowana większość motocykli ma manualną skrzynię biegów. Tu nie wystarczy odkręcić manetki z gazem, żeby pojechać.
Mateusz siada na Yamahę MT-125. To mniejszy brat MT-03, "Iskierki" która dawała mi tyle frajdy podczas zeszłorocznych testów. Niewiele się od niej różni, jest troszkę mniejszy, troszkę lżejszy i ma silnik o połowę mniejszej pojemności, ale na pierwszy rzut oka wygląda jak "poważny" motocykl. Nic dziwnego, że od daty premiery w Polsce podaż nie nadąża za popytem.
Opanowanie jazdy na motocyklu zajmie raczej więcej niż jedną godzinę. Ale od czegoś trzeba zacząć.•Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Najwięcej trudności sprawia mu koordynacja czterech kończyn. Lewa ręka obsługuje dźwignię sprzęgła (działa analogicznie jak pedał sprzęgła w samochodzie). W prawej manetce jest pokrętło gazu, a przed nią klamka hamulca przedniego. Pod prawą stopą jest hamulec działający na tylne koło (część siły hamowania przenoszona jest też na przednią tarczę), a pod lewą stopą jest dźwignia zmiany biegów.
– Ruszyć, zatrzymać się, przyśpieszyć, wyższy bieg, zwolnić, redukcja – krzyczy do Mateusza pan Bogdan. Zabawa zaczyna się, gdy każe mu stanąć na podnóżkach i przenosząc ciężar z jednej nogi na drugą tak balansować maszyną, żeby jechać slalomem. A wszystko na minimalnej prędkości. Mateusz próbuje utrzymać równowagę i... z każdą minutą zaczyna coraz lepiej sobie radzić na motocyklu.
Szkolenie przyda się każdemu
Tym razem Mateusz schodzi z placu spocony. – To jednak nie jest takie proste – tłumaczy. – Nikt nie ma ambicji nauczyć jazdy motocyklem w godzinę. Siłą rzeczy będą to jedynie podstawy, jeśli komuś będzie za mało, żeby wyjechać na ulicę, to zawsze może dogadać się z instruktorem na kolejne jazdy. Albo poćwiczyć samemu, gdzieś w ustronnym miejscu –odpowiada przedstawiciel Yamaha Motor Polska.
Mateusz wyznaje, że po godzinie nauki na ulicę wyjechałby w dniu wolnym od pracy, gdy nie ma korków. – Myślę, że 4-5 godzin wystarczyłoby mi, żeby czuć się w miarę pewnie nawet w godzinach szczytu. Co innego na skuterze. Tu godzina wystarczy, żeby opanować podstawy – twierdzi nasz "królik".
– Ideą szkoleń jest pokazanie naszym klientom podstaw jazdy na jednośladach. Przeszkolony instruktor wyjaśni, jak to działa, jak się tym posługiwać i jak jeździć. Chodzi o to, żeby nie wypuszczać na ulicę ludzi, którzy na pierwszym zakręcie wpadną na drzewo. Zależy nam na tym, żeby ludzie jeżdżący jednośladami byli bezpieczni.
Niestety nie wszyscy importerzy prowadzą podobną politykę. Wielu z nich sprzedaje skuter i nie zastanawiają się nad tym, czy ktoś umie na nim jeździć czy nie. – Opanowanie skutera nie jest trudne, ale takie szkolenie przyda się każdemu kto się przesiądzie z roweru czy samochodu – twierdzi Mateusz. On sam po godzinie jazdy z instruktorem świetnie już sobie radził na placu manewrowym.