"Kler" jest jak "Ojciec chrzestny" o Kościele. Fascynuje i przeraża, a Jacek Braciak stworzył potwora
O "Klerze" nie dało się nie słyszeć - cztery twarze aktorów z plakatu prześladują nas na niemal każdym kroku, a kolejne skandale tylko zachęcają do kupna biletu. Film Wojtka Smarzowskiego podzielił Polaków na długo przed premierą. O filmie mówią wszyscy i napisano już wszystko. I większość przekazów medialnych faktycznie pokrywa się z ostatecznym dziełem.
Kino autorskie Wojtka Smarzowskiego "Kler" - zwiastun • YouTube / Kino Świat
Po krótkim zwiastunie internauci porównywali film do kina Patryki Vegi (choć tak naprawdę jest przecież odwrotnie) i ich przypuszczenia nie były do końca nietrafione. "Kler" jest skumulowanym zbiorem anegdot, ale bez pierwiastka chaosu. Smarzowski mądrze miesza klocki prostej układanki, które nawet po seansie trzeba będzie dopasować w głowie.
Ostatnio szef TVP, Jacek Kurski, określił film mianem "Drogówki 2". Trudno się nie zgodzić z tą krytyką (?), ale przecież taką stylistykę Smarzowski wypracował sobie przez lata i za to go uwielbiamy. Niestety powoli staje się przez to przewidywalny. Mocne i niespodziewane zakończenie to już nawet znak rozpoznawczy jego kina. Tak jest i z "Klerem".
Gdyby "Kler" miał podobny scenariusz, ale toczyłby się w korporacji, a bohaterowie nie należeliby do uprzywilejowanej warstwy społecznej - przeszedłby bez echa. Dlatego właśnie na festiwalu w Gdyni nie dostał głównej nagrody, a nagrodę publiczności. Po raz kolejny reżyser podjął tematykę, która mierzi wielu Polaków i za to Smarzowskiemu należy się dożywotni podziw i szacunek.
For. Bartosz Mrozowski / Materiały prasowe "Kler"
Temat, który wziął na warsztat, to jedno. Drugi, równie ważny aspekt, to grono dobranych aktorów, bez których ten film nie miałby takiej mocy - i nie chodzi tu tylko o przyciągnięcie większej liczby ludzi do kin. Cała czwórka, którą kojarzymy z niesławnego plakatu, to absolutne crème de la crème "kina smarzowskiego" i mistrzowie w swoim gatunku.
Robert Więckiewicz niestety znów gra alkoholika, ale zdolność udawania pijanego opanował do perfekcji. Rola Arkadiusza Jakubika jest bardzo niejednoznaczna - przez długi czas nie wiemy, czy jest bestią, czy ofiarą. Chylę czoła przed Januszem Gajosem, który w filmie niczym "Ojciec chrzestny" trzęsie całą instytucją i rzuca mięsem na prawo i lewo. I robi to - cytując jego postać z "Żółtego szalika" - "doskonale". Co ciekawe - to jego pierwszy wspólny film ze Smarzowskim.
For. Bartosz Mrozowski / Materiały prasowe "Kler"
Nie jest wybitny, ale jest szalenie ważny
"Ile?" – to pytanie pada w filmie najczęściej. Kościół przedstawiany jest jako organizacja skorumpowana. Żądza pieniądza to największy grzech Kościoła ukazany u Smarzowskiego (i na artystycznym plakacie Andrzeja Pągowskiego). To wokół niego wszystko się obraca i przez niego ta instytucja jest nie do ruszenia. Może sobie pozwalać przez to krycie księży-pedofilów. Ten wątek też jest mocno zaznaczony w filmie.
For. Bartosz Mrozowski / Materiały prasowe "Kler"
O ile na świecie pojawiają się druzgocące raporty o pedofilii w Kościele, o tyle w Polsce wciąż cisza. Może "Kler" zmobilizuje duszpasterzy oddolnie, kiedy przejrzą się w nim jak w lustrze? Któryś z księży pomyśli: "Źle robimy, za daleko to poszło, możemy to zmienić" albo doniesie na grzesznego kolegę z sąsiedniej parafii, tak jak jeden z bohaterów? Myślę, że właśnie tego chciał reżyser. Przeciwnicy Kościoła i tak wiedzą swoje, ci co się wahają, może i nie pójdą w niedzielę na mszę, ale to właśnie tytułowemu klerowi powinien dać do myślenia. To dla nich ten film został nakręcony.