Klaudia Jachira dla naTemat: "Ogólnie myślę, że w Europie są bardzo mądre kraje i powinnismy z nich czerpać"

Daria Różańska
Klaudia Jachira, kontrowersyjna wrocławska artystka, otrzymała 13. miejsce na liście Koalicji Obywatelskiej. Będzie kandydować do Sejmu z Warszawy. Prawica zastanawia się, dlaczego Schetyna zdecydował się na taki krok. Niektórzy sugerują, że może chodzić o wykorzystanie jej internetowej popularności. – Może ci ludzie, którzy mnie obserwują, te 100 tys. fanów i miliony osób, które oglądają filym, już mnie wybrali. Wybory, które teraz się odbędą, to będzie takie "sprawdzam w realu" – mówi naTemat Jachira.
Klaudia Jachira jest kandydatką Koalicji Obywatelskiej do Sejmu. Grzegorz Schetyna dał jej 13. miejsce na warszawskiej liście. Fot. Krzysztof Ćwik / Agencja Gazeta
Klaudia Jachira od trzech lat w mediach społecznościowych naśmiewa się z partii rządzącej. Wbijała już szpilki w zabawkową kaczkę, czy parodiowała wyznanie wiary.

Niektórzy wytykają jej, że przekroczyła granice np. wtedy, gdy w jednym z filmów powiedziała: "Dla PiS istotą funkcjonowania było dostarczanie młodych mężczyzn Jarosławowi Kaczyńskiemu".

W sieci można przeczytać, że pani start w tych wyborach to akt desperacji Grzegorza Schetyny.



Dlaczego akt desperacji? Wręcz przeciwnie: to pokazanie, że Koalicja Obywatelska otwiera się na nowe środowiska. Wydaje mi się, że to fajna droga, świeża krew.

Moim zdaniem w polityce potrzebne są osoby, które nie są zawodowymi politykami, ale mają coś do powiedzenia. Natomiast jeżeli dostanę się do Sejmu, to taki zawodowy poseł pomoże mi wejść w nową rolę.

A hejterzy niech sobie mówią, co chcą. Nie rusza mnie to. Niech krzyczą jeszcze więcej, robią mi darmową reklamę. Z wykształcenia jest pani aktorką. Nie boi się pani, że może sobie nie poradzić w ewentualnej nowej roli?

Zamierzam się rozwijać. Jeśli dostanę się do Sejmu, to być może podejmę kolejne studia. Uważam, że mandat posłanki do czegoś zobowiązuje. Jeśli uznam, że mam zbyt małe kompetencje, to rozpoczęcie kolejnych studiów nie jest dla mnie problemem. Bardzo lubię się uczyć i rozwijać.

To Schetyna się do pani zwrócił i zaproponował start w wyborach, czy pani do niego?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Nie wyciągnie pani tego ode mnie, bo to w ogóle nie jest ważne. Ważne jest, że się dogadaliśmy i idziemy razem, nie patrzymy na to, co nas dzieli, ale na to, co nas łączy.
Czyli to pani wykonała pierwszy krok?


Nie było tak, że zadzwonił do mnie pan Schetyna i powiedział: "Pani Klaudio, proszę się szykować". Nie było też tak, że ja zadzwoniłam i powiedziałam: "Dzień dobry panie przewodniczący, chciałabym startować do Sejmu z waszych list".

To były rozmowy z osobami zaprzyjaźnionymi, asystentami. Poczuliśmy, że Koalicja Obywatelska potrzebuje mnie, a ja ich.

Już nie irytuje pani opozycja? Jeszcze niedawno wytykała im pani nieudolność, mówiła pani, że nawet PiS wprowadził więcej kobiet do Parlamentu Europejskiego. Tych zarzutów było więcej.

Nie wypieram się tego, co powiedziałam. My w Polsce do końca nie rozumiemy, czym jest konstruktywna krytyka. Nikt nas tego nie uczył. A gorzkie słowa, które skierowałam w stronę opozycji, były z troski. I moim zdaniem fakt, że mimo tego zaprosili mnie na listy, pokazuje ich klasę.

Schetyna wybaczył pani słowa o listach na Dolnym Śląsku i o Bogdanie Zdrojewskim? Mówiła pani, że Schetyna nie lubi Zdrojewskiego, dlatego nie zaprosił go do startu w wyborach do PE. Nazwała to pani "przedszkolem, nie polityką".


Wbrew temu, co mówią o mnie hejterzy, to ani pan Schetyna mnie nie sponsoruje, ani Soros, ani nikt inny. I wprost mówię o tym, co mnie denerwuje w polskiej rzeczywistości i robię to z troski o nasz kraj.

To jest tak, że my wszyscy się jednoczymy. To moment, kiedy chciałam sprawdzić, czy fani z Facebooka przełożą się na głosy. Myślę, że obie strony siebie potrzebowały.

Natomiast, kiedy czułam, że opozycja idzie w złym kierunku, to o tym powiedziałam. Uważam, że pokazali klasę otwierając się na takie osoby jak ja. Przecież nie mam żadnego zaplecza politycznego, mam tylko wsparcie fanów. Uważam, że swoimi filmikami pomogłam sprawie.

Może to właśni pani popularność w sieci przekonała Grzegorza Schetynę... W serwisie YouTube ma pani ok. 7 tys. subskrypcji, a pani konto na Facebooku obserwuje 95 tys. osób.

Dalej jestem niezależna, nie wstąpiłam do partii. Owszem, startuję z PO, ale za mną nikt nie stoi. To dla mnie nowa droga, nowe wyzwanie. Może ci ludzie, którzy mnie obserwują, te 100 tys. fanów i miliony osób, które mnie oglądają, już mnie wybrali. Te wybory, które teraz się odbędą, to będzie takie "sprawdzam w realu".

W jednym z filmów mówi pani wprost do polityków opozycji, żeby skorzystali z pani rad. Wspomina pani o zasięgach, porównuje swoje i Rafała Trzaskowskiego. Będzie pani ogarniać internety podczas tej kampanii?

Oczywiście, od tego wszystko się zaczęło. Jestem wideo-blogerką. Mam nadzieję, że internet jest moim głównym źródłem. Nie mam jakichś wielkich oczekiwań. Chciałabym po prostu, żeby wszystkim się dobrze żyło: i białym, i czarnym, i katolikom, i niekatolikom.

Po co idzie pani do polityki?

Zaczynałam jako totalny no name. Zawsze interesowałam się polityką, ale kiedy PiS doszło do władzy, to moje rozczarowanie wzrosło. Nie godziłam się na działania PiS. I wszystkie moje filmy z tego właśnie wynikają.

Tak naprawdę decyzja o tym, że teraz startuję do Sejmu, jest efektem czterech lat mojej pracy. Działałam konsekwentnie i z głębi serca. Tak czuję. Można powiedzieć, że przeszłam długą drogę. Kampanię robiłam przez cztery lata.
I uważam, że teraz jest ten moment, żeby moją działalność z Facebooka przenieść do Sejmu. Wydaje mi się, że to następny krok, żeby z komentowanie sceny politycznej przenieść się na trybunę sejmową.

Polski Sejm jest odpowiednim miejscem dla pani?

Moim zdaniem w polskim Sejmie jest miejsce dla takich osób jak ja, które prostym językiem mówią o tym, co nas boli. Jestem normalną dziewczyną, która działa, jak widzi, że źle się dzieje.

Chciałabym robić to w Sejmie. Dzięki temu, że będę miała mandat posłanki, to nie będę musiała znajdować na to czasu, tylko będę mogła się temu poświęcić. Nie idę do Sejmu po to, żeby siedzieć w jakimś gabinecie i cieszyć się z samego mandatu. To tylko środek do celu.

Nie zraziła się pani porażką z 2015 roku? Wtedy wystawił panią Ryszard Petru z ramienia Nowoczesnej i otrzymała pani tylko 629 głosów.

Zgadza się. Nigdy nie byłam członkinią Nowoczesnej, ale spodobał mi się się ich program, dlatego znalazłam się na ich listach. Natomiast wtedy byłam na totalnie innym etapie. Nikt mnie nie znał, nie przygotowywałam filmów, które zamieszczałam w sieci. Potraktowałam to wtedy jak przygodę, nowe doświadczenie.

To wtedy wpadła pani na pomysł: będę wytykać błędy partii, która przejmie władzę, budować zasięgi i wystartuję w wyborach do Sejmu za cztery lata?

Nie, to wszystko wyszło spontanicznie. Nie myślałam wtedy o tym, że za cztery lata wystartuję w wyborach. Nie miałam na siebie planu, natomiast wtedy poczułam, że mi się za bardzo ulało, bolało mnie, jak widziałam, że PiS chce rozdawać pieniądze Polaków.

Pierwszy film nagrałam tydzień przed końcem kampanii. Spotkał się z ogromnym hejtem. Totalnie się wystraszyłam i załamałam. Usunęłam to wideo.
To był dla mnie szok, nie wiedziałam, że w internecie można kogoś tak wyzwać, poniżyć. Pomyślałam, że więcej nie dam rady. Ale po zwycięstwie PiS wiedziałam, że nie odpuszczę, że będę mówić i mierzyć się z tą falą hejtu. I już więcej fale hejtu mnie nie złamały.

Kiedy zrodził się pomysł startu w wyborach parlamentarnych w 2019 roku?


Tak naprawdę to dwa miesiące temu. To był początek czerwca. Wtedy zrozumiałam: albo teraz, albo nigdy. Nie wiedziałam, co się wydarzy za kolejne cztery lata, wiedziałam natomiast, że w tym momencie mam popularność, którą mogę spożytkować.

Nie chciała pani pójść z Lewicą?


Z Lewicą też mnie dużo łączy, jeżeli chodzi o antyklerykalne poglądy, byłoby mi do niej bliżej. Ale mam też mocno liberalne podejście do gospodarki. I coś musiałam wybrać.

A miała pani możliwość startu z list Lewicy?


Nie, takiej propozycji nie było.

Internauci i prawicowe media bardzo krytykują fakt, że będzie pani kandydować do Sejmu. Piszą o tym, że "szambo PO się powiększa", zaznaczają, że bycie posłem było kiedyś nobilitacją, a dziś każdy może nim zostać, krytykują język, jakiego pani używa.

Szkoda, że swojego języka nie krytykują.

Niektórzy przewidują, że wprawdzie do Sejmu może się pani dostać, ale "Polsce nic pani nie przyniesie". Jeśli zostanie pani posłanką, to czym na początku planuje się pani zająć?


Mówię o tym w swoich filmikach.

Tak, oglądałam, ale nasi czytelnicy niekoniecznie musieli widzieć je wszystkie. Zwykle idąc do polityki wie się, czym można się zająć, jakie obszary, sprawy, tematyka panią zajmuje, porusza, wkurza?

Nie wiem, czy nie byłaby to edukacja. Jestem potwornie rozczarowana tym, co z reformą edukacji zrobił PiS. W swoich filmikach już jakiś czas temu mówiłam o tym, że np. zajęcia z kreatywności są czymś ważnym. Myślę, że istotne jest, by uczyć młodych Polaków niesztampowego myślenia.

We wrześniu ZNP rozważa kolejny strajk nauczycieli, bo nie może porozumieć się z ministrem. Jak sensownie można by to rozwiązać?

Myślę, że to nie jest pytanie do mnie. Proszę pamiętać, że nie rozmawia pani z zawodową polityczką.

Ale moim zdaniem nie powinno się mówić o tym, czy gimnazja powinny istnieć, czy nie, ale powinniśmy porozmawiać o tym, czego szkoła powinna uczyć w XXI wieku. Powinniśmy pójść w stronę skandynawskich rozwiązań.

Oczywiście powinny być też wyższe zarobki dla nauczycieli, ale i inne podejście do ucznia. W tym sensie, by potrafił współpracować, wynosił kreatywne myślenie. Szkoła tego w ogóle nie uczy, może też dlatego w polskiej polityce, społeczeństwie teraz jest, jak jest.

Na początku trzeba będzie zmierzyć się z kryzysem braku nauczycieli.

Ogólnie myślę, że w Europie są bardzo mądre kraje i powinnismy z nich czerpać. Wystarczyłoby z różnych krajów wziąć konkretne rozwiązania i wdrożyć.

Ale w jakim sensie? Chodzi o edukację?

Nie tylko. Mam babcie, która mieszka od lat we Francji. Tam w taki sposób rozwiązali służbę zdrowia, że babcia płaci z własnej kieszeni za wizytę u lekarza, a później 80 proc. jej zwracają.

Nie ma kolejek, zawsze może liczyć na pomoc lekarza. Tylko te pytania to na razie za wcześnie. Na to jeszcze będzie czas.

Jeśli uda się pani dostać do Sejmu, to będzie pani kontynuować swoją twórczość w mediach społecznościowych? Niektórzy uważają, że używa pani mało parlamentarnego języka.

Uważam, że język, którego używam, jest adekwatny do tego, co PiS robi z Polską. A czasami może nawet za słaby. I tak jestem kulturalna w moich filmach. I nie zamierzam przestawać nagrywać. Nie wiem tylko, jaką to będzie miało formę. Pewnie zależy to od tego, jaki będzie wynik wyborów.


Na jaki wynik pani liczy?

Chcę się dostać do Sejmu i zrobię wszystko, żeby mi się to udało.

Ruszy pani w miasto, czy kampanię będzie pani prowadziła wyłącznie w sieci?

Oczywiście. Uwielbiam rozmawiać z ludźmi. Chcę posłuchać, czego Polacy oczekują ode mnie i od opozycji.

Nie planowałam startu w wyborach, ale już udowodniłam swoją autentyczność, niezależność, zjechałam całą Polskę z moim programem satyrycznym, rozmawiałam z ludźmi o tym, co ich boli. Myślę, że niejeden polityk nie ma takiego dorobku. A wszystko zrodziło się ze zwykłej złości.