"Rzeczpospolitą Polkę" obejrzano milion razy. Po 4 latach od nagrania Polki nie mają czego świętować

Helena Łygas
"W Dniu Kobiet życzę wam niezawodnych prezerwatyw, jedynie zdrowych płodów i zarobków na tyle wysokich, żeby w razie czego było was stać na aborcję farmakologiczną lub przynajmniej antykoncepcję awaryjną" – takich życzeń oczekiwałabym w tym roku od Mateusza Morawieckiego i spółki. W Polsce 2021 roku Dzień Kobiet to święto, które brzmi jak ponury żart.
"Rzeczpospolita Polka" to projekt, który zrobiliśmy 4 lata temu. Niestety od tego czasu wiele się zmieniło. Na gorsze. Fot. naTemat
Jeśli Polska jest kobietą, to aktualnie jest to kobieta znieważona, opluwana i żyjącą w strachu. Kobieta, której marzenie o macierzyństwie stało się z dnia na dzień jej największą obawą. Co takiego mają dziś do świętowania kobiety w Polsce? Może przyzwolenie na noszenie szpilek albo możliwość głosowania i studiowania?

W ostatnim badaniu Gender Equality Index przeprowadzonym przez unijny Instytut ds. Równości Kobiet i Mężczyzn Polska zajęła 24. miejsce na 28 możliwych. To spadek aż o sześć miejsc w porównaniu do 2017 roku.

Należy tu dodać, że badanie nie uwzględniało takich obszarów jak dostęp do aborcji, tabletek "dzień po" czy przemocy domowej.

Równouprawnienie Polek zostało zbadane tylko w takich dziedzinach jak: czas poświęcany na prace domowe i opiekę nad osobami niesamodzielnymi, zatrudnienie, edukacja, zdrowie i dostęp do wysokich stanowisk, ale i tak wypadłyśmy znacznie poniżej średniej. Wszystkiego najlepszego, pończochy i czerwone goździki dla pięknych pań!

Ale że dziś nasze święto, nie popadajmy w minorowe tony. Można np. świętować je tak, jak rano radziła mi jedna z radiostacji – kupując depilator w promocji. Gładka łydka na dłużej niż dwa dni, czego chcieć więcej…

Kiedy cztery lata temu, 8 marca 2017 roku, z okazji Dnia Kobiet wypuszczaliśmy wideo #RzeczpospolitaPolka, a marzec poświęciliśmy pisaniu o wyjątkowych kobietach, w redakcji sądziliśmy, że przynajmniej w kwestii równouprawnienia coś zmienia się w Polsce na lepsze.

Siłę kobiet, o której opowiadały w naszym spocie Maja Ostaszewska czy Martyna Wojciechowska, można było poczuć, gdy kilka miesięcy wcześniej ulice 147 miast w Polsce zapełniły się czarnymi parasolkami.

Polki maszerowały wówczas po raz pierwszy pod egidą Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, przeciwstawiając się projektowi ustawy "Stop Aborcji". Kilka dni po tzw. Czarnym Poniedziałku pomysł całkowitego zakazu terminacji ciąży wylądował w koszu.

Poczułyśmy wtedy coś więcej niż tylko ulgę. Radość, że się udało, dumę, że żyjemy w społeczeństwie gotowym do upominania się o swoje, ale przede wszystkim solidarność.

Kobiety protestowały w myśl zasady "jedna za wszystkie, wszystkie za jedną". Szły nie tylko dla siebie, ale i dla swoich sióstr, przyjaciółek, córek i zupełnie obcych dziewczyn. Taka tam nowoczesna, miejska pielgrzymka we wspólnej intencji.

Obejrzyj projekt "Rzeczpospolita Polka"

Tę energię czuli wówczas i nasi czytelnicy. Wideo #RzeczpospolitaPolka, w którym zamiast tradycyjnych komplementów i tulipanów pojawiła się Krystyna Janda mówiąca, że nie ma rzeczy, które "kobieta musi" i "kobieta powinna", szybko stało się viralem. Na Facebooku obejrzano je milion razy. Od tamtej pory wiele się zmieniło.

Czas, mimo szeregu miar do dyspozycji, może płynąć wartko, kiedy indziej zaś leniwie meandrować. Jak by tego było mało, inaczej płynie w życiu prywatnym, a inaczej w tym społeczno-polityczny.

W 2018 roku nieoczekiwanie wybucha ruch #metoo, w ramach którego setki tysięcy kobiet na całym świecie decyduje się wyznać, że też były ofiarami molestowania seksualnego.

Przed sąd trafiają Harvey Weinstein, świat dowiaduje się o Harveyu Epsteinie – wieloletnim stręczycielu, z którego usług korzystali milionerzy, między innymi książę Andrzej, a być może i zaprzyjaźniony z Epsteinem Donald Trump.

Mimo sporów i krytyki, ruch #metoo zmienia raz na zawsze dominującą latami narrację o wykorzystywaniu seksualnym – to nie ofiara ma się wstydzić, ale jej oprawca, to nie krótka spódniczka jest winna, ale gwałciciel. Kobiety po raz kolejny czują siłę solidarności.
W Polsce zmieniają się przez ostatnie cztery lata rzeczy trywialne – zaczyna obowiązywać zakaz handlu w niedzielę, podatek cukrowy, zakaz sprzedaży papierosów smakowych, pojawia się polska edycja "Vogue’a". Ale nie tylko.

Około 2019 roku zaczynają się i regularne nagonki TVP i partii rządzącej na osoby LGBT+, na których skutki nie trzeba długo czekać. Parada równość w Białymstoku kończy się pobiciami i użyciem gazu łzawiącego, kolejne gminy obwołują się "strefami wolnymi od LGBT", a rozlepianie nalepek z tęczową Matką Boską i umieszczenie tęczowej flagi na pomniku Jezusa kończy się policyjnymi nalotami i sprawami przed sądem. Przykazanie miłości? W Polsce tylko w teorii.

W końcu nadchodzą zmiany wywracające życie do góry nogami. Po ponad roku od wybuchu pandemii nie ma już z nami ponad 44 tysięcy osób. To tak, jak gdyby w kilkanaście miesięcy wymarło całe Skarżysko-Kamienna. Żyjemy w izolacji, tracimy pracę, uczymy się zdalnie, chorujemy psychicznie, tyjemy. Emanujące nadzieją i pewnością siebie nagranie manifestujące siłę kobiet ogląda się dziś jak wspomnienie z innej epoki.
W ramach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet na ulice polskich miast jednego dnia wychodziło do 430 tys. osóbfot. Robert Robaszewski / Agencja Gazeta
Gdy w marcu 2021 roku słucham spotu, w którym Beata Tadla mówi, że kobieta to nie przedmiot obywatelskiej dyskusji czy sporu, a Sylwia Chutnik dodaje, że nie jesteśmy dobrem ogółu, jest mi cholernie smutno.

Ostatnie miesiące w Polsce pokazały, jak bardzo się myliliśmy. Dziś w świetle prawa kobiety są dokładnie tym, czym miały już nigdy nie być. Przedmiotami w publicznej dyskusji, w której muszą udowadniać swoją podmiotowość. Są dobrem wspólnym – samicami rozpłodowymi, które mają uratować kraj przed przyszłą zapaścią systemu emerytalnego.

Ogólnopolski Strajk Kobiet, w którym cztery lata po Czarnym Poniedziałku wzięło udział 430 tysięcy osób, czyniąc go największą manifestacją w historii po 1989 roku, tym razem na niewiele się zdał. Trybunał Konstytucyjny pod koniec stycznia uprawomocnił swój wyrok publikując uzasadnienie zakazu aborcji z przyczyn embriopatologicznych.
Cztery lata temu mogłyśmy być jeszcze romantyczkami. Szklane sufity runą, runą, runą i pogrzebią stary świat – myślałyśmy. W 2021 roku trzeba nam nie romantyzmu, a pozytywizmu. I nie mam tu na myśli jakiegoś tam "pozytywnego myślenia", ale raczej pracę u podstaw.

Bo siła kobiet to nie tylko skandowanie "wara od mojej macicy" i opowiadanie o własnych sukcesach. To nauka dbania o siebie tak, jak dbamy o otoczenie. Pomaganie innym kobietom w sprawach zdawać by się mogło trywialnych – szukaniu pracy, zakupach, opiece nad dzieckiem. To wyrozumiałość dla różnych modeli kobiecości, seksualności, związków. Unikanie torpedowania planów i postanowień. Łagodność i czułość – nie tylko w stosunku do innych, ale i samych siebie.
Dzień Kobiet 2021. Czy naprawdę mamy, co świętować?fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
W 2021 roku nie mamy już problemów naszych babek. Nie musimy spierać się z surowymi ojcami czy mężami o możliwość pracy, edukacji ani samostanowienia.

Największymi strażnikami patriarchatu są dziś w Polsce wcale nie normy społeczne ani też mężczyźni. Są nimi smutni panowie u władzy. To, co prywatne, stało się publiczne. Moja i twoja macica jest dobrem wspólnym mającym za zadanie wyprodukować obywateli płacących podatki. W bólu będziesz rodziła – mówi Biblia i marzy PiS.

Mimo to, gdy czytam, że Strajk Kobiet popiera dziś 61 proc. obywateli, wierzę, że w końcu coś się w Polsce zmieni. Podobnym optymizmem napawają mnie badania pokazujące odsetek poglądów lewicowych wśród młodych ludzi, a w szczególności młodych kobiet (40 proc.).

Bo i "poglądy lewicowe" w dzisiejszym rozumieniu, to wcale nie stalinizm ani leninizm, którymi straszą nas co bardziej populistyczne media. To tolerancja, programowa ochrona słabszych, ale przede wszystkim stawianie praw człowieka ponad uprzedzeniami i tradycją.

Z okazji Dnia Kobiet życzę wam nie giga-bukietu i gładkich łydek, ale cierpliwości, spokoju i wiary w przyszłość, w której nasze córki nie będą miały trudniej niż nasi synowie. Nie mamy może w tym roku, czego świętować, ale mamy, co robić.

"Myślę, czuję, decyduję" – skandowały na ulicach polskich miast kobiety w ostatnich miesiącach zeszłego roku. Chociaż możliwość decydowania o naszych macicach została nam odebrana, wciąż możemy decydować w innych kwestiach. Prawo do stawiania krzyżyków w odpowiednich miejscach jeszcze mamy.


Chcesz podzielić się historią albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl
Czytaj także: Kontrrewolucja na miarę pandemii. Prolajferki rysują na dłoniach płody i piszą #niestrajkuje