Marek Biernacki #TYLKONATEMAT: Ktoś ten opór na granicach UE musi stawiać i tym razem padło na nas
Jak rozwiązać patową sytuację, z którą mamy do czynienia na białorusko-polskim pograniczu?
To niestety jest dopiero początek nowego kryzysu migracyjnego, który wywołał upadek Afganistanu i powstanie tam emiratu islamskiego. Tutaj należy jednak zrozumieć pewien szerszy kontekst...
Z jednej strony najbiedniejsi emigrowali do Pakistanu, bo tam mieli najbliżej, ale państwo to właśnie mocno uszczelnia granice. Duża część ludzi emigruje do Iranu, łącznie jest już tam około 2 mln imigrantów, choć część to jeszcze ci, którzy uciekli na irańską ziemię w czasach poprzednich konfliktów. Teraz Iran spodziewa się kolejnej fali uchodźców, ale tam zapewne będą kierowali się głównie Hazarowie.
Ze względu na zablokowanie drogi przez Turcję otwiera się więc nowy korytarz, na ucieczkę którym stać tę relatywnie zamożniejszą część afgańskiego społeczeństwa. Prowadzi on przez Tadżykistan, Uzbekistan i Kazachstan, a dalej przez Rosję i Białoruś właśnie do Polski i innych państw Unii Europejskiej.Następny element tej układanki stanowi Turcja, która w ostatnim czasie niezwykle uszczelniła swoje granice. Rząd w Ankarze kończy budować wielki mur na granicy z Iranem, który po prostu fizycznie zablokuje migrację z tego kierunku. Erdogan był zmuszony do takiego kroku ze względu na zmęczenie tureckiego społeczeństwa kolejnymi kryzysami migracyjnymi, które musiało ono przeżywać...
Jego otwarcie po części jest wpisane w grę Putina i Łukaszenki, ale może wiązać się też ze zwyczajnym zaskoczeniem i strachem Kremla w sprawie tego, jak szybko potoczyły się sprawy w Kabulu. W Rosji przecież do końca nie wierzono, że Amerykanie całkowicie wycofają się z Afganistanu. Tak się jednak naprawdę stało i Rosja wraz z Pakistanem nagle stanęły przed problemem, który przez lata same wywoływały.
Koniec końców te wielkie geopolityczne rozgrywki sprowadzają nas do Usnarza Górnego na Podlasiu…
Należy pamiętać, że my tam bronimy granicy Strefy Schengen. Proszę zauważyć, iż w tej sprawie nie ma żadnych negatywnych komentarzy ze strony naszych partnerów z Unii Europejskiej.
Tak samo było, gdy podoba próba wypchnięcia grup imigrantów na terytorium UE miała miejsce w 2015 roku. Wtedy również spotkało się to z twardym oporem Straży Granicznej, choć w mediach społecznościowych wylano falę krytyki.
Problem w tym, że takim działaniem otworzylibyśmy korytarz migracyjny prowadzący przez Polskę. Wtedy Łukaszenka mógłby przepychać tędy już nie takie małe grupki, a po kilkadziesiąt tysięcy osób.
To niestety jest sytuacja niezwykle skomplikowana. Z jednej strony mamy biednych ludzi, którzy musieli uciekać ze swojego kraju, zostali ograbieni ze wszystkiego, co mieli, a teraz dodatkowo wykorzystuje ich białoruski reżim do rozgrywek z UE.
Czyli Straż Graniczna powinna stawiać twardy opór tak długo, aż Białorusini pozwolą migrantom wycofać się z linii granicznej?
Dzisiaj de facto każdy Afgańczyk może powiedzieć, że jest uchodźcą, a uchodźcom należy się pomoc humanitarna. Jednak należy też pamiętać, iż oni wybrali drogę imigracji nielegalnej, przed którą każde państwo na świecie broni się z całą stanowczością.
W przypadku takich sytuacji, jak ta pod Usnarzem Górnym, konieczne jest więc szukanie niestandardowych rozwiązań – na przykład negocjacji dyplomatycznych miedzy przedstawicielami UE a rządem w Mińsku.
Prostym wyjściem może wydawać się zgoda na wyjątkowe potraktowanie danej grupy nielegalnych imigrantów, ale konsekwencje takiej decyzji są łatwe do przewidzenia. Zaraz na granicach Polski pojawiłoby się mnóstwo podobnych grup.
Skoro mur na granicy tureckiej ma skutecznie zablokować tamtejszy korytarz migracyjny, to może niesłuszna jest krytyka w sprawie zasieków rozstawianych na pograniczu polsko-białoruskim?
To jednak najgorsze możliwe rozwiązanie, gdy narody dzielą się murami… Myśmy przez lata nie potrzebowali zasieków na granicach z Białorusią i Ukrainą. Kiedyś była słynna „systema” na wschodniej granicy, ale umarła śmiercią naturalną po 1989 roku.
Wszelkich murów, płotów i zasieków należy unikać.
Lepiej od zasieków o rozwiązanie problemu z kryzysem migracyjnym zadbają od decyzje podejmowane przez NATO i UE. Cieszę się, że już w obu tych organizacjach trwają rozmowy i dostrzega się, iż Polska została „krajem frontowym” wobec działań Białorusi i Rosji.Aleksandr Łukaszenka jeszcze Białorusią rządzi i stwarza zagrożenie, ale wydaje się, że ten epizod powoli zmierza ku końcowi i nasz sąsiedni kraj przejdzie pozytywne zmiany. Wtedy sytuacja na granicy się znormalizuje i drut kolczasty nie będzie potrzebny...
A może najlepiej byłoby ten polski korytarz otworzyć, by przepuścić migrantów do Niemiec i innych państw zachodnich?
Tak nie można. To my jesteśmy odpowiedzialni za ochronę wschodniej granicy Schengen. Musimy być solidarni z naszymi przyjaciółmi z UE. Niestety, ktoś ten opór na zewnętrznych granicach wspólnoty musi stawiać i tym prazem padło na nas.
Czyli w obecnej sytuacji Polska ma poparcie Berlina czy Paryża?
Jestem przekonany, że Polska może dziś liczyć na takie poparcie w sprawie ochrony zewnętrznych granic UE. Były przecież nawet oficjalne komunikaty instytucji europejskich, czy słowa kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która stwierdziła, że to jest „atak na wszystkich w Unii”.
Wszyscy przywódcy europejscy zdają sobie sprawę z tego, że mamy do czynienia z poważnym problemem i poszukiwane są szybkie rozwiązania. Nie spodziewano się przecież, że talibowie w takim tempie doprowadzą do destabilizacji Afganistanu. Choć należy zwrócić uwagę, że Wielka Brytania czy Niemcy już dawno w tej sprawie jakoś alarmowały…
Nie możemy się już oglądać na Stany Zjednoczone, ich ten kryzys migracyjny właściwie nie dotyczy. To będzie problem, który rozwiązać musi Europa.Teraz wyzwaniem jest przygotowanie się na wzmożenie ruchu migracyjnego, bo może i dziś w Afganistanie jest nieco spokojniej, ale z czasem sytuacja tam zrobi się gorąca.
Z jednej strony do konfliktu z talibami w Dolinie Pandższiru szykują się przecież ludzie młodego Ahmada Masuda, z drugiej zaraz rozpoczną się prześladowania kobiet, dawnych współpracowników NATO i grup skonfliktowanych z talibami, więc ludzie z Afganistanu będą dalej uciekać...
Pojawiają się opinie, według których napięcia na polskiej granicy można było uniknąć, gdyby odpowiednio działały służby specjalne i dyplomacja. Ma pan podobną ocenę?
W rzeczywistości trudno było zrobić coś więcej. Jesteśmy przecież w sytuacji, w której reżim Łukaszenki szantażuje UE, by zniesiono sankcje, a tymczasem Bruksela grozi wzmocnieniem sankcji. Mińsk nawet nie ukrywa, że to jest rewanż za poparcie ze strony Zachodu dla białoruskiej opozycji.
Choć początkowo polski rząd nawet próbował trochę stać z boku w sprawie wydarzeń na Białorusi – Litwa była przecież głównym graczem w tej sprawie – to jednak Polska uchodzi za tego głównego przeciwnika Łukaszenki i on sam chyba tak to właśnie widzi.
No, ale trzeba jakichś okazji do rozmów szukać. Nie tylko ze stroną białoruska, ale i władzami Federacji Rosyjskiej. Moim zdaniem to w ogóle jest rodzaj komunikatu, który Putin przez Łukaszenkę wysyła Unii Europejskiej, a który brzmi „nie myślcie, że zostawicie nas z tym problem samych”.
W 2015 roku PiS skutecznie wykorzystało „odpowiednią narrację” w sprawie imigrantów, by zapewnić sobie zwycięstwo nad koalicją PO-PSL. Czy aktualna opozycja wie, jak tym razem nie minąć się z poglądami większości Polaków?
Narracja w sprawie nowego kryzysu migracyjnego dopiero się kształtuje. Trudno ocenić, jakie emocje będą wśród Polaków dominujące. Dużo będzie zależało od tego, jak rządowi uda się rozwiązać te konkretne problemy z grupkami nielegalnych imigrantów próbujących przedostać się do Polski i jaką pozycję nasz kraj zajmie w debacie międzynarodowej.
Jest pan pewien, że to właśnie te kwestie kształtują poglądy przeciętnego Kowalskiego?
Z jednej strony wszyscy pamiętamy nastroje z 2015 roku, ale warto wrócić też pamięcią do lat 90-tych, gdy przyjęliśmy w Polsce łącznie kilkaset tysięcy uciekających przed wojną Czeczenów i nie było żadnych protestów. Szczególnie, że dość szybko większość tych ludzi udała się dalej na Zachód. Jednak do dziś wspominają, jak bardzo pomogli im Polacy.
Jednocześnie dysponujemy znacznie lepszymi narzędziami pozwalającymi sprawdzić, kto naprawdę jest uchodźcą uciekającym przed prześladowaniem. A gdy mowa o przybyszach z Afganistanu, to dodatkowo mamy informacje zgromadzone przez nasze wojsko i możemy wykorzystać wiedzę tych dawnych współpracowników, których właśnie sprowadzamy z Kabulu.
Sytuacja znacznie różni się więc od tej z 2015 roku, gdy istniała obawa, że mogą do nas przemknąć ludzie zupełnie niezweryfikowani. Dziś mamy możliwość gruntownego sprawdzenia osób pojawiających się na granicy. Myślę, że Polacy to zrozumieją i podejdą do sprawy z większym spokojem niż kilka lat temu.
Przeczytaj więcej rozmów #TYLKONATEMAT:
- Prof. Bogdan Góralczyk: To Chiny będą rozgrywać w Afganistanie? Uzyskują narzędzie nacisku
- Andrzej Sośnierz: Przymus szczepień? To nie jest tak skuteczne, jak się wielu wydaje
- Prof. Tomasz Nałęcz: Kaczyńskiemu udało się podzielić Polskę murem nienawiści
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut