Pokazali czarną krasnoludkę w nowym "Władcy Pierścieni" i się zaczęło. Tolkieniści, ogarnijcie się

Zuzanna Tomaszewicz
"Nie jestem rasistą, ale…" – zaczyna się jeden z komentarzy pod zwiastunem serialu "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy", gdzie widzimy m.in. czarną krasnoludzką księżniczkę bez brody. Część zagorzałych Tolkienistów wprost oszalała na wieść, że oprócz białych postaci w adaptacji zobaczymy również osoby o innych kolorach skóry. Drodzy fani J.R.R. Tolkiena (nie wszyscy, oczywiście), pod płaszczykiem troski o wierne odwzorowanie twórczości pisarza nie zdołacie ukryć swojego rasizmu, więc nawet nie próbujcie.
W serialu "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" pojawi się postać czarnoskórej krasnoludki i czarnego elfa. Fani Tolkiena są źli. Fot. materiał promocyjny / Amazon
Zacznijmy od tego, że "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" to serialowa adaptacja prozy J.R.R. Tolkiena, a adaptacje – jak wiemy – mają to do siebie, że często stanowią pewną wariację podejmowanego przez siebie tematu, co oznacza, iż każdy, kto je tworzy, ma możliwość zinterpretowania wszystkiego po swojemu.


Jak pisałam przy okazji premiery drugiego sezonu "Wiedźmina", przenoszenie historii z książki na ekran zawsze wiąże się z niebezpieczeństwem, że po drodze coś jednak pójdzie nie tak. W końcu z iloma adaptacjami lub ekranizacjami, które w sporej mierze nie spełniały oczekiwań czytelników, mieliśmy do czynienia? Ot, ryzyko wpisane w zawód, bowiem każdy ma dowolność w interpretowaniu materiału źródłowego. Wprowadzanie zmian bywa koniecznością.

Skupmy się. Po niebie suną Wielkie Orły, a cienie ich ogromnych skrzydeł padają na dwóch niziołków, którzy właśnie zniszczyli Jedyny Pierścień w Górze Przeznaczenia. Znamy ten kadr z trylogii "Władcy Pierścieni" Petera Jacksona, choć w książce sama scena uratowania Frodo Bagginsa i Sama Gamgee przez gigantycznych rozmiarów ptaki została opisana w kilku zdaniach.

Reżyser miał wizję spowitego czarnym dymem nieba, pary hobbitów leżących na skale zjadanej od dołu przez lawę i nieoczekiwanej pomocy nadlatującej znad horyzontu. Tak właśnie wyobrażał sobie moment uratowania Frodo i Samwise'a przez orły, i tak też przedstawił tę scenę w swoim filmie.

W "Drużynie pierścienia" Jackson zdobył się jednak na dość ryzykowny ruch (w pozostałych częściach zresztą też), zmieniając poniekąd fabułę ekranizowanej książki. W filmie Arwena przywołuje falę, która napiera na Nazgûle, w powieści zaś robi to jej ojciec Elrond z małą pomocą Gandalfa.

Jackson planował dać elfce jeszcze większą rolę w trylogii, chcąc tym samym zachęcić kobiety do sięgnięcia po twórczość Tolkiena, ale gdy na światło dzienne wyszły zdjęcia z planu filmowego przedstawiające Liv Tyler walczącą w bitwie o Helmowy Jar, fani nie wytrzymali i – jak to się w dzisiejszych czasach mówi – scancelowali produkcję nowozelandzkiego filmowca. Wcześniej też narzekano na Iana McKellena w roli Gandalfa. Dlaczego? Bo aktor jest gejem.
Nie pierwszy raz zatem fandom poczuł się zawiedziony. Pokuśmy się nawet o stwierdzenie, że w kilku przypadkach miał ku temu jakieś uzasadnione powody. W końcu mało kto lubi, gdy treść fabuły jest zmieniana. W kwestii "Władzy Pierścieni: Pierścieni Władzy" sprawa wygląda nieco inaczej, gdyż dotyczy (przynajmniej na etapie pojawienia się materiałów promocyjnych) warstwy wizualnej serialu, a konkretnie tego, jak ucharakteryzowano elfy oraz krasnoludy, i kto je gra.

Dziwny przypadek krasnoludki i elfa

W trailerze poznaliśmy postać krasnoludzkiej księżniczki Disy odgrywanej przez Sophię Nomvete, brytyjską aktorkę o afrykańskim i irańskim pochodzeniu, a także postać szarego elfa Arrondira, w którego wciela się portorykański aktor Ismael Cruz Córdova. "Niekrasnoludzki" wygląd kobiety i uroda elfiego wojownika (zwłaszcza brak długich włosów) okazały się powodem do kpin dla części fanów "LOTR-a". Co poniektórzy Tolkieniści odsłonili przed innymi swoje prawdziwe, rasistowskie "ja".

U Tolkiena krasnoludki faktycznie przypominały z wyglądu męskich przedstawicieli swojej rasy i rodziły się z brodą. "Brzmieniem głosi i postawą tak bardzo przypominają krasnoludzkich mężczyzn, że obcy nie mogą ich odróżnić, zwłaszcza iż w podróży odziewają się tak samo jak oni" – czytamy w dodatku "Plemię Durina" do powieści "Powrót Króla". Na fotografiach z "Pierścieni Władzy", które zaprezentowano na łamach czasopisma "Vanity Fair", na pierwszy rzut oka widzimy, że Disa nie posiada brody charakterystycznej dla swojego ludu (gęstej, rozczapierzonej, poprzeplatanej warkoczami). Jeśli natomiast przyjrzymy się zdjęciu z bliska, możemy dostrzec, że linia jej żuchwy ozdobiona jest kępkami włosów, co może sugerować nam, że księżniczka będzie z dumą nosić tzw. brodę podbródkową. Powstrzymajmy się jeszcze od werdyktu.

W kierunku odtwórców Disy i Arrondira posłano serię rasistowskich komentarzy, w których zarzucono aktorom, że nie nadają się do przypisanych im ról, ponieważ elfy i krasnoludy nie byli u Tolkiena czarnoskórzy. Jeżeli czyjś kolor skóry (inny niż biały) jest w stanie wkurzyć kogoś do tego stopnia, że zacznie wyzywać aktorów i resztę obsady od "n-word" oraz "je***ych idiotów", i przy okazji wpłynąć na decyzję o tym, czy w ogóle warto oglądać serial, to wiedzmy, że mamy do czynienia z rasistą. Nazwijmy to po imieniu.

Zawsze przy takich dyskusjach pojawia się "ale" i w tym przypadku jest nim troska o to, by "Pierścienie Władzy" pozostały wierne materiałowi źródłowemu. Większość elfów opisywanych przez Tolkiena miała bladą skórę, ale autor nigdy wprost nie napisał, że były białe. Przy tworzeniu tej rasy inspirował się tradycją anglosaską i nordycką. Niektórzy wykluczają istnienie czarnych elfów, posługując się argumentem, że Śródziemie było eurocentryczne.

Odpowiednikami osób czarnoskórych w świecie Tolkiena mieli być Haradrimowie, ludzie o ciemnej karnacji pochodzący z Haradu, kraju położonego na południe od Mordoru. W "Silmarillionie" możemy dowiedzieć się, że byli oni "licznym i okrutnym plemieniem". Pomimo problematycznej charakterystyki Haradrimów powieściopisarz zdawał się być przeciwny wszelkim przejawom rasizmu, choć sam w swojej prozie przemycał niekiedy krzywdzące stereotypy. Na ile świadomie? Ciężko powiedzieć. "Nienawiść do apertheidu mam w kościach, (…) nie znoszę segregacji" – napisał Tolkien w zbiorze zatytułowanym "Potwory i krytycy".

Wracając do Arrondira, Tolkien postrzegał żydowską historię oczami romantyka. W "Hobbicie" opublikowanym w 1937 roku zawarł opowieść o dwunastu krasnoludach, którzy z żałobą i utęsknieniem śpiewają o odebranym im przez smoka Smauga królestwie Erebor. Język Khuzdul, którym posługiwali się bohaterowie, miał być hołdem oddanym językowi hebrajskiemu. W ich przypadku biały kolor skóry również pozostaje jedynie kwestią domysłu. Żadne podobne sformułowanie nigdzie bowiem nie padło.

Twórcę Śródziemia posądzano wielokrotnie o antyseminizm (m.in. za to, że krasnoludy miały duże nosy i pałały miłością do złota), chociaż on sam otwarcie gardził nazizmem. W 1938 roku berlińskie wydawnictwo Rütten & Loening było zainteresowane wypuszczeniem "Hobbita" na niemiecki rynek pod warunkiem, że autor książki udowodni swoje aryjskie pochodzenie. W odpowiedzi Tolkien napisał listownie:
J.R.R. Tolkien

Żałuję, ale nie jest dla mnie jasne, co rozumiecie przez "aryjskie". Nie jestem aryjskiego pochodzenia: czyli indoirańskiego; o ile mi wiadomo, żaden z moich przodków nie posługiwał się hinduskim, perskim czy cygańskim, ani żadnym pokrewnym dialektem. Lecz jeśli mam rozumieć, że wypytujecie, czy jestem pochodzenia żydowskiego, mogę jedynie odpowiedzieć, że żałuję, ale wygląda na to, iż nie mam przodków spośród tego utalentowanego ludu.

Część fanów uważa, że w myśl ewolucji podziemny i jaskiniowy styl życia krasnoludów nie pozwoliłby tej rasie na rozwój skóry bogatej w ciemny pigment. W systemie RPG "Dungeons & Dragons" ("Lochy i Smoki") rasa drowów żyje w skutych mrokiem jaskiniach i jakimś cudem ma karnacjeę w barwie ciemnej szarości. Zresztą, o czym my mówimy? Przecież to fantastyka, a nie wykład naukowy. Teraz w komentarzach pod zwiastunem na YouTube znajdziemy setki (o ile nie tysiące) komentarzy cytujących słowa J.R.R. Tolkiena: "Zło nie jest w stanie stworzyć niczego nowego, może jedynie zniekształcać i niszczyć to, co zostało wymyślone lub stworzone przez siły dobra". Chyba złość pozbawiła niektórych fanów zdolności czytania ze zrozumieniem.

Fantasy nie tylko dla białych ludzi

Za nowym tytułem osadzonym w tolkienowskim uniwersum, który w szczególności skupiać się będzie na wydarzeniach opisanych w "Silmarillionie", stoi ekipa filmowców zatrudnionych przez Amazona. Skoro mamy do czynienia z tak potężną korporacją, to możemy zakładać, że musiała ona wpierw oszacować, co się jej opłaca (w końcu Jeff Bezos zapowiedział, że serial ma być drugą "Grą o Tron") i jakie są nastroje wśród widzów, a następnie zestawić to wszystko z przemianami społecznymi oraz kulturowymi, których jesteśmy dziś świadkami.

W zachodniej branży kinowej od ładnych paru lat mówi się o tym, by w produkcjach nie zatrudniano wyłącznie białych aktorów. W kontekście systemowego rasizmu w Stanach Zjednoczonych, który wciąż "ma się dobrze", obsadzanie osób innego koloru skóry stało się dla jednych manifestem i zwiastunem lepszego jutra, dla drugich wyimaginowanym wręcz zagrożeniem podsycanym tzw. poprawnością polityczną.

W fantastyce dominował dotąd przeważnie obraz białego mężczyzny, co jest zwłaszcza zauważalne w przypadku trylogii Jacksona. Wprowadzenie istotnych dla fabuły postaci kobiet, osób czarnoskórych lub pochodzenia azjatyckiego burzy status quo, wedle którego traktowano dotychczas ten gatunek. Reprezentacja ma znaczenie, niezależnie od tego, jakimi intencjami kierował się Amazon.

Każda dziedzina sztuki idzie z duchem czasu. Ten obecny napędzany jest przez bunt dyskryminowanych ludzi, których głos do niedawno był ledwie słyszalny. Fiksacja na punkcie rasy wśród fanów "Władcy Pierścieni" przypomina płacz małego dziecka, któremu rodzice odmówili kupienia nowej zabawki. Niczego złością nie ugrają. Co najwyżej będą wyglądać głupio.
Czytaj także: "Chodzą jak zombie". "Euforia" pokazuje raka, który toczy społeczeństwo w USA – kryzys opioidowy

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut