"Dyplomacja imposybilizmu". Co Kaczyński powiedział Niemcom w swoim wywiadzie
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- Jarosław Kaczyński udzielił wywiadu niemieckiej gazecie "Die Welt"
- Prezes PiS wyraził pogląd, iż Niemcy dominują w Europie, do czego nie mają moralnego prawa
- Wicepremier ds. bezpieczeństwa powiedział, że Berlin powinien dostarczać Ukrainie więcej sprzętu do obrony kraju przez Rosją
Adam Traczyk zaznacza, że wywiad Jarosława Kaczyńskiego dla "Die Welt" jest znaczącym wydarzeniem w życiu politycznym naszego zachodniego sąsiada.
– Niemcy zawsze są zainteresowani tym, co myśli o nich najważniejsza osoba w Polsce. Są doskonale świadomi tego, że to ciągle Jarosław Kaczyński, a nie prezydent Andrzej Duda czy premier Mateusz Morawiecki, trzyma w ręku wszystkie sznurki – mówi Adam Traczyk.
Ekspert wskazuje na to, że prezes PiS zasadniczo nie zmienił tonu, w jakim mówi do Niemców, choć przez wojnę Rosji przeciwko Ukrainie zmienił się kontekst. Był on okazją do nowego otwarcia na linii Polska–Niemcy, jednak wicepremier ds. bezpieczeństwa nie skorzystał z okazji do poprawienia relacji między naszymi krajami.
Relacje Polska – Niemcy. Zmęczenie materiału
– W Berlinie przed wojną dominowało uczucie znużenia. Namacalne było zmęczenie materiału, przekonanie, że w relacjach z rządem PiS osiągnięto punkt, w którym nie ma już za bardzo o czym rozmawiać. Niemcy nauczyli się puszczać rytualne pouczenia i złośliwości mimo uszu. Nie reagowali, ale oczywiście nadal je słyszeli – mówi Adam Traczyk.
Wojna w Ukrainie, tłumaczy, mogła dużo zmienić.
– Niemcy otwarcie przyznały się do tego, że ich pobłażliwa polityka wobec Rosji Władimira Putina była błędem. Tym samym przychyliły się do stanowiska, które przez wiele lat wyrażała Polska i inne kraje Europy Środkowo–Wschodniej. To jest ten moment, gdy dzięki przemyślanej dyplomacji można popychać Niemców w pożądanym przez nas kierunku i doprowadzić do realizacji naszych postulatów – tłumaczy ekspert.
Adam Traczyk zaznacza, że gdy zeskrobie się retorykę antyniemieckiej fobii, Jarosław Kaczyński w kilku rzeczach ma rację.
– Wicepremier słusznie zauważa, że podczas tej wojny Niemcy mogą robić więcej, by pomóc Ukrainie. Ma rację wzywając Berlin do większego zaangażowania na rzecz Kijowa i uniezależnienia się w kwestii energetyki. Jednak zamiast zaproponować coś konstruktywnego, przykrywa te słuszne idee tyradami o Bismarcku i II wojnie światowej – mówi ekspert.
Imperium, które dominuje za mało
Traczyk podkreśla, że dla Niemców tego typu wypowiedzi są niezrozumiałe w kontekście bieżącej polityki. Zdumiewają ich także padające z ust prezesa PiS oskarżenia o dominację w Europie, do której, zdaniem Kaczyńskiego, nie mają moralnego prawa.
– Berlinowi zarzuca się przecież coś zupełnie odwrotnego, a więc nadmierne wycofanie, wąskie postrzeganie własnych interesów i astrategiczne myślenie, które jest skażone naiwnością i brakiem wizji, co przełożyło się między innymi na błędną politykę wobec Rosji. Tak więc oskarżenia Kaczyńskiego o imperialistyczne zapędy powodują unoszenie brwi, bo to kompletnie nie przystaje nie tylko do obrazu, jaki o swoim kraju mają sami Niemcy, ale i większość krytyków postawy Berlina – tłumaczy współzałożyciel Global Lab.
Jak mówi, pod wpływem ataku rosyjskich wojsk na Ukrainę, w niemieckiej polityce dokonuje się największy zwrot od kilkudziesięciu lat.
– Berlin zapowiedział radykalną korektę kursu wobec Rosji, chęć zerwania z uzależnieniem energetycznym od Moskwy i traktowaniem po macoszemu Bundeswehry. Niemcy dostrzegły, że ich wycofanie i przyglądanie się z dystansu europejskiej polityce było błędem. I choć zmiana idzie ciągle dość topornie, to sensowniejsze byłoby naciskanie na jej przyśpieszenie zgodnie z naszymi interesami, a nie brzmiące dziś wyjątkowo dziwacznie oskarżanie Berlina o imperializm – ocenia Traczyk.
Ekspert dodaje, że z jednej strony Jarosław Kaczyński zarzuca Niemcom dominację, a z drugiej domaga się ich większego zaangażowania m.in. w obronę Ukrainy.
– Kaczyński zapętla się w sprzecznych wizjach. Gdy na jednym oddechu potępia Niemcy za to, że odgrywają zbyt dużą rolę w Europie, a z drugiej złości się, że ta rola jest niewystarczająca, to pojawia się pytanie czy Kaczyński sam wie o co mu chodzi. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastka – mówi Adam Traczyk.
Dyplomacja imposybilizmu
Traczyk podkreśla, że pomieszanie historyczno–filozoficznych refleksji Kaczyńskiego o zbyt późnym i ograniczonym rozliczeniu się Niemców z dziedzictwem III Rzeszy z pytaniami o to, co robić tu i teraz, nie skutkuje jedynie zdziwieniem.
– Nie chodzi o to, że Kaczyński nie ma racji oceniając denazyfikację. To zresztą dość powszechna opinia dotycząca tego procesu. Problemem jest to, że miesza porządki, a zamiast konstruktywnych rozwiązań dotyczących obecnej sytuacji przedstawia listę historycznych pretensji – ocenia ekspert.
Traczyk relacjonuje, że jego rozmówcy są przyzwyczajeni do takiej narracji Kaczyńskiego i traktują ją jak swego rodzaju folklor. Przynosi ona jednak jeszcze jeden, ukryty skutek.
– Na zamkniętych konferencjach poświęconych polityce zagranicznej często słyszałem od Niemców, że przecież polski rząd obawia się niemieckiej dominacji, niemieckiej aktywności, więc nie ma potrzeby, by bardziej się angażowali. Wywiady, jak ten Kaczyńskiego, dostarczały Niemcom wygodnego alibi, aby nie angażować się w poprawę bezpieczeństwa w Europie - tłumaczy ekspert.
Podobnie sprzeczne komunikaty, zauważa Traczyk, prezes PiS formułuje pod adresem Unii Europejskiej.
– Z jednej strony Kaczyński snuje wizje w których Unia Europejska ma być wojskową superpotęgą. W jego marzeniach UE ma mieć wspólną armię, o czym mówił we wcześniejszych wywiadach. Problem w tym, że aby stworzyć europejską armię, nawet nie jako samodzielny byt, ale złożoną ze ściśle współpracujących ze sobą wojsk z różnych krajów, ściąganą jednym ruchem ręki jak warkocz, to konieczne jest pogłębienie integracji europejskiej. A tej Kaczyński absolutnie się sprzeciwia – mówi ekspert.
Podobnie nierealny z takim podejściem, dodaje, jest pomysł wicepremiera dotyczący unijnej broni atomowej.
– To dyplomacja imposybilizmu. Zamiast postulatów są pretensje, zamiast rozwiązań resentymenty, zamiast planów fantazje - ocenia Adam Traczyk.
Współzałożyciel Global.Lab podkreśla, że Niemcy, jak każde inne państwo, mają swoje interesy, które nie zawsze są zgodne z polskimi i że w takiej sytuacji zadaniem rządu jest formułowanie konstruktywnych propozycji, które mogłyby odciągnąć Berlin od niekorzystnych dla Polski rozwiązań – nie tylko w sprawie Rosji.
– Prawdziwa dyplomacja polega na kompromisie, ucieraniu stanowisk, uzyskiwaniu czegoś dla siebie i jednocześnie oferowaniu alternatyw, aby druga strona zobaczyła dla siebie korzyści w zmianie kursu. Niestety w wykonaniu Kaczyńskiego wygląda to tak, że oczekuje od Niemców, iż będą podwykonawcami jego polityki. Ale to niestety tak nie działa - mówi Traczyk.
Zaznacza, że wyważona, rozsądna dyplomacja leży w polskim interesie. Z definicji to Polsce bardziej zależy na tym, by przekonać Niemcy do swoich postulatów, niż samym Niemcom.
– Symbolem tego, jak zaniedbujemy relacje z naszym zachodnim sąsiadem, jest przedłużający się wakat na stanowisku polskiego ambasadora w Berlinie. Oczywiście można uznać, że brak ambasadora jest i tak lepszy od sytuacji, gdy w stolicy Niemiec rezydował Andrzej Przyłębski, ale nieobsadzenie placówki dyplomatycznej w tak znaczącym miejscu i w tak kluczowym momencie kłuje w oczy – tłumaczy Traczyk.
Dodaje, że ambasador z prawdziwego zdarzenia to skarb, gdy władza chce osiągać swoje cele, a nie tylko epatować przekonaniem o swojej moralnej wyższości.
– Popatrzmy na to, jak świetną robotę wykonuje ambasador Marek Magierowski w Waszyngtonie. Jest go pełno w amerykańskich mediach, cały czas prezentuje polską perspektywę, przekonuje do naszych postulatów. A w Niemczech? W Niemczech mamy pełne sprzeczności wywiady Jarosława Kaczyńskiego – konkluduje Adam Traczyk.
Czytaj także: https://natemat.pl/404569,ziobro-chce-scigac-za-nieumyslne-szpiegostwo-wrzosek-paragraf-na-kazdego