"To wygląda już trochę strasznie". Cud w Parczewie zrobił im reklamę, ale czy o taką im chodziło?
- "Cud w Parczewie" rozsławił miasto na cały kraj.
- Radny Łukasz Gołąb: – Jestem zdziwiony, że to osiągnęło takie rozmiary. W tym momencie zaczyna to przynosić negatywną promocję miasta. I idzie w złym kierunku.
- Proboszcz: – Jeśli rzeczywiście jest tam coś nadprzyrodzonego, to to miejsce samo się obroni, jak w przypadku Lourdes, Fatimy, czy innych takich miejsc.
- Autor akcji z licytacją liścia: – Pomyślałem, że trzeba przekuć ten szum w coś pożytecznego.
10-tysięczny Parczew jest na ustach całej Polski. Wszyscy się tu znają, wszędzie jest blisko. Ale na pewno nie było tak, że cały Parczew natychmiast rzucił się na oglądanie "cudu".
– Przed tym drzewem jest ławka. Siedziały na niej jakieś dwie, zobaczyły coś na drzewie, nakręciły cud i już jest atrakcja. Ludzie przychodzą i coś sobie wyobrażają. Ja tam nawet nie byłam, ale wolałabym, żeby zamiast tego cudu w Parczewie powstały jakieś fabryki. Żeby młodych ludzi dało się tu zatrzymać, bo wszyscy stąd wyjeżdżają. Parczew to miasto starych ludzi, a nakręcić starszych ludzi jest łatwo – reaguje jedna z mieszkanek.
Starych ludzi? – Tak. To miasto emerytów i rencistów. A na tym osiedlu szczególnie to widać. To stare blokowisko z lat 80. Podobno teraz pod tym drzewem codziennie są ludzie. Ktoś mi mówił, że wycieczki autokarowe z Białej Podlaskiej też były. Taką miastu zrobili reklamę – odpowiada.
Proboszcz: Dla mnie to twarz mężczyzny
Ks. Jacek Nazaruk, proboszcz z parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Parczewie: – To nie jest tak, że tam non stop są ludzie, że tak jest cały dzień i całą noc. Nie, nie!
Prostuje informacje o wycieczkach: – Tak się złożyło, że była umówiona pielgrzymka do nas, do bazyliki i ktoś z tym skojarzył autokar. Absolutnie nie była to pielgrzymka z myślą o tym cudzie. Oni byli umówieni już dawno. Jechali do Sokółki, przez Parczew, chcieli odprawić u nas mszę św. i zobaczyć bazylikę.
Mówi, że gdy w ostatnią sobotę – ok. godz. 13-14 – poszedł na miejsce "cudu", pod drzewem akurat nikogo nie było. W ogóle od momentu pojawienia się "objawienia" nikt nie przyszedł do niego do kościoła, żeby o tym porozmawiać. Proboszcz nie miał też żadnych telefonów w tej sprawie. Nie było żadnych pytań o cud.
Tylko prywatnych rozmowach poczuł, jakie skrajności ta kwestia wywołała. – Myślę, że każdy inaczej do tego podchodzi. Jeden trochę ulega sensacji. Nie oszukujmy się, wszyscy jesteśmy głodni jakiejś nadzwyczajności i trochę nas to porywa. Z drugiej strony nie możemy być naiwni. Bo z tych ludzi, którzy się tam modlą, ktoś trochę próbuje się naśmiewać. Reakcje są skrajne. A każda skrajność jest niedobra – mówi.
Sam poszedł tam od razu, jak dotarły do niego pierwsze informacje o cudzie. Drzewo znajduje się na terenie jego parafii. Niedaleko Sanktuarium Matki Bożej Królowej Rodzin.
Co osobiście na nim zobaczył? – Niektórzy mówią, że to Pan Jezus, inni, że Matka Boża. Ja bardziej widzę zarysy twarzy mężczyzny, bo widzę brodę. Dla mnie jest to twarz mężczyzny z brodą – odpowiada. I odsyła do opinii dendrologa, który ocenił, że zjawisko to jest efektem naszej wyobraźni.
W tej parafii, w ostatnią niedzielę, duchowni odczytali na mszach stanowisko rzecznika Kurii w tej sprawie. – Według opinii rzecznika nie ma to znamion cudu i to jest w tej chwili miarodajny głos. Przekazaliśmy wiernym te słowa, prosząc o roztropność i nieuleganie niepotrzebnym emocjom. Ale absolutnie nie jest powiedziane, że tam nie ma żadnego cudu, tylko że na chwilę obecną nie ma znamion nadzwyczajnego zjawiska – podkreśla proboszcz.
Nie zaprzeczam i nie potwierdzam. Jeśli rzeczywiście jest tam coś nadprzyrodzonego, to to miejsce samo się obroni, jak w przypadku Lourdes, Fatimy, czy innych takich miejsc. Trzeba cierpliwie poczekać. To wszystko jest jeszcze mocno świeże. Są osoby, które były przekonane, że to cud, w tej chwili skłaniają się ku temu, że to jednak nie cud.
Mimo to część ludzi ciągle w to wierzy. Cała Polska widziała nagrania, jak modlą się pod drzewem z różańcami. Jak klęczą pod drzewem. "To wielki cud, a przecież było powiedziane, że pod koniec świata będą znaki na niebie i ziemi" – cytowały relacje wiernych lokalne media.
Ks. Nazaruk: – Ja na pewno, absolutnie, nie powiem osobom, które tam się modlą: proszę państwa, proszę się tu nie gromadzić i się nie modlić.
Radny: To zaczyna przynosić negatywną promocję miastu
Łukasz Gołąb, parczewski radny, był przy drzewie kilka razy. Za każdym razem widział tam kilkadziesiąt osób, z których – jak twierdzi – większość robiła zdjęcia telefonami, nagrywała filmiki, uśmiechała się. Tłumów nigdy nie było.
– Najwięcej naliczyłem 64 osoby. To było w sobotę o godz. 12. Ale nigdy nie widziałem tam więcej niż 5-15 osób, które sprawiałyby wrażenie osób zaangażowanych religijnie. To osoby, które znam z widzenia, ale niekoniecznie z aktywności religijnej we wspólnotach przy Kościele. Takie osoby też się od tego "cudu" dystansują – podkreśla radny, wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Parczewa.
Gdy ostatnim razem zobaczył mężczyznę leżącego krzyżem pod drzewem, pomyślał, że to wszystko poszło za daleko.
– Że jakaś granica została przekroczona. Dla mnie to wygląda już trochę strasznie. To już jest jakby samozwańczy kult poza oficjalnymi strukturami kościoła i robienie z tego jakiegoś neopogaństwa. Nie chciałbym, żeby miasto było postrzegane w ten sposób. Nie wiem, czy to jest prawdziwa informacja, ale słyszałem, że niektóre miasta już organizują wyjazdy do Parczewa. Jestem zdziwiony, że to osiągnęło takie rozmiary. W tym momencie zaczyna to przynosić negatywną promocję miasta. I idzie w złym kierunku – mówi.
Dlatego Łukasz Gołąb szykuje interpelację do burmistrza Parczewa. Chce, żeby miasto w jakiś sposób włączyło się w tę niespodziewaną "sławę", żeby próbowało ratować swój obraz.
– Początkowo traktowaliśmy "cud" jako wydarzenie, które zaistnieje w lokalnych mediach, będzie przedmiotem śmieszków-heheszków i zniknie. Na pewno ja ani wszystkie osoby, które znam, nie spodziewały się, że to osiągnie takie ogólnokrajowe rozmiary, bo na początku nic na to nie wskazywało. Ale niestety, przerodziło się to bardziej w rodzaj pastiszu, czy groteski, niż realnej promocji miasta. Dlatego należałoby podjąć jakieś kroki, żeby to zmienić. Im szybciej, tym lepiej, bo za chwilę będzie za późno, cała ta sytuacja stanie się memem i nie będzie możliwości jej odkręcania – mówi radny.
Moim zdaniem kuria trochę za późno formalnie wypowiedziała się w tej sprawie. Pierwsza reakcja była w tonie humorystycznym. Nie było poważnej reakcji od razu, co też świadczy o tym, że nikt tego poważnie nie traktował.
Podkreśla: – Wtedy jako społeczeństwo Parczewa będziemy bohaterami memów, a 90 proc. mieszkańców – mogę to powiedzieć z całą stanowczością – zachowuje dystans do "cudu".
Żarty i śmiech z cudu w Parczewie
W oczach niektórych tak już się zadziało. "Cud w Parczewie" doczekał się ogólnokrajowej debaty i licznych analiz. Stał się obiektem internetowych kpin i żartów. Media społecznościowe od wielu dni uginają się od prześmiewczych komentarzy, widać również na profilach lokalnych mediów i grup.
"Nie dziwcie się potem, że wyśmiewają i pokazują palcami nasz region. Wypada współczuć", "Gdyby nie to objawienie połowa społeczeństwa nie wiedziałaby, że Parczew istnieje. Dobra reklama", "Za kilka dni będą się śmiać z Parczewa na całą Polskę, że w Parczewie to ciemny lud..." – itp., itd.
O cudzie w Parczewie powstała nawet piosenka.
Miejsce, gdzie znajduje się słynne drzewo, zostało też już oznaczone na Google Maps.
Tak miasto, które może kiedyś kojarzyło się komuś z fabryką octu i musztardy, ma dziś swoje gigantyczne pięć minut.
Wymyślił akcję z liściem: Pomyślałem, że trzeba przekuć ten szum w coś pożytecznego
Adam Kosiańczuk, autor głośnej na całą Polskę akcji z licytacją liścia z "drzewa cudu" śmieje się na to wszystko. Tryska entuzjazmem i pozytywną energią. Mówi o sobie, że jest lokalnym patriotą.
– Urodziłem się w Parczewie, mieszkam tu, nawet pracę licencjacką pisałem o tym mieście. Gdy studiowałem w Warszawie, to co tydzień woziłem ze sobą słoiki musztardy, żeby rozdawać znajomym i się chwalić. Chciałbym, żeby miasto było znane z innych rzeczy, ale wyszło, jak wyszło. Jeśli nie mogliśmy się przebić naszą musztardą, z naszą piękną bazyliką, z lasami parczewskimi, a przebiliśmy się cudem, to ok. Wyszło, jak wyszło. Przynajmniej będziemy się z czymś kojarzyć. Pomyślałem, że trzeba przekuć ten szum w coś pożytecznego – mówi naTemat.
Nie chce oceniać ludzi pod drzewem i bardzo to podkreśla: – Jestem katolikiem. Każdy niech wierzy w to, co chce. Niech ludzie modlą się do drzewa, do kwiatka, do zwierząt. Nie mam z tym problemu. Ale jak już wydarzyło się to w Parczewie, to podnieśmy tę rękawicę i działajmy! Wykorzystajmy to w dobrym celu.
Liść miał być symbolem. Podszedł do tego z przymrużeniem oka, byle tylko zwrócić uwagę na problemy psychiatrii dziecięcej. Tematem zajmuje się od dwóch lat, to nie pierwsza i nie ostatnia jego akcja z takim celem. "Cudowny liść" miał tylko przyciągnąć uwagę. I to się udało. – Zrobiłem swoje. Poszedłem pod prąd, bo inaczej nie da się zwrócić uwagi na rzeczy ważne – tłumaczy.
Ale przyznaje, obserwuje ciekawość ludzi tym miejscem. – Mój znajomy z Lubartowa wysłał mi zdjęcie, że jego znajomi, biegacze, wyruszyli w trasę szynobusem i specjalnie biegną też do Parczewa, bo chcą zobaczyć "cud" na własne oczy. Wczoraj inny kolega napisał: "Cześć Adaś, jestem u ciebie w Parczewie. Musiałem sam to zobaczyć". Przyjechał rowerem ok. 30 km. Można się uśmiechnąć i drwić, ale jednak ciekawość ludzi jest. Akurat przydarzyło się to nam – mówi Adam Kościańczuk.
Dlaczego według niego ludzie tam się modlą? – Może wynika to z deficytu wiary? Może poszukują bardziej motywacyjnych znaków? Być może teraz są czasy, że szukamy jakiegoś punktu zaczepienia? Może nie wszystkim wystarcza sama msza św.? Może szukają prostszych znaków, bliżej nas? Trudno znaleźć odpowiedź. Ale na pewno jestem daleki, żeby kogokolwiek oceniać – podkreśla.
Parczew – miasto emerytów i rencistów
Parczew to miasto z bardzo długą historią i czuć, jak ludzie tu są z tego dumni. – To miasto piastowskie, Władysława Jagiełły. Tu z Krakowa biegł jego trakt. I to Jagiełło to miasto zakładał. Mamy u nas XVII-wieczny obraz Matki Bożej, czczony w Parczewie od wieków – zachwala proboszcz.
Do tutejszego sanktuarium odbywają się pielgrzymki.
Współcześnie, wszyscy podkreślają, że w mieście jest mało młodych ludzi. I potwierdzają to, o czym na początku mówiła nam jedna z mieszkanek.
– To prawda, jest to miasto emerytów i rencistów. Młodzi wielkich szans na dynamiczny rozwój nie mają. Większość mojej parafii to ludzie starsi – przyznaje proboszcz.
– Tak jest, zgadza się – mówi Łukasz Gołąb. Sam jest najmłodszym radnym w Radzie Miejskiej: – Z mojego rocznika maturalnego, który liczył ponad 100 osób, w Parczewie zostały na stałe cztery osoby. Z rocznika mojej siostry, która jest o 10 lat starsza, w Parczewie zostały 3 koleżanki.
Sam mieszka w Parczewie, ale pracuje w Lublinie.
Polityczna mapa Parczewa przedstawia się zaś następująco – od czterech kadencji miastem rządzi burmistrz z PiS, za to w Radzie Miejskiej dominuje opozycja ze wszystkich środowisk politycznych, stosunkiem głosów 9:6. – Mimo różnych szykan, od 10 lat udaje nam się trzymać razem i zachować większość. Władza burmistrza nie jest nieograniczona – mówi Łukasz Gołąb.
Czy politycy PiS odwiedzają miasto?
– Odbywają się u nas wszystkie pokazówki. Monika Pawłowska, która była posłanką Lewicy, teraz jest w PiS, chyba najczęściej gości w naszym mieście i w powiecie. Wszędzie ją widać na uroczystościach przy wręczeniu jakiegoś czeku, czy wozu strażackiego – mówi radny.
Czy PiS przedwyborczo mógłby chcieć wykorzystać "cud w Parczewie"? Na razie wokół tematu panuje przynajmniej polityczna cisza.
Czytaj także: https://natemat.pl/488198,parczew-drzewo-z-twarza-maryi-lub-jezusa-nie-jest-cudem-wyjasnienie