Niemieccy śledczy podjęli tajemniczą sprawę. Kto próbował otruć trzy Rosjanki?
Policja w Niemczech bada sprawę próby otrucia niezależnej rosyjskiej dziennikarki Jeleny Kostiuczenko. Dziennikarka wcześniej pisała o zbrodniach wojennych w Ukrainie. Kobieta prawdopodobnie była ofiarą ataku ze strony rosyjskich służb. Do zdarzenia miało dość w październiku 2022 roku. Kostiuczenko nagle źle się poczuła w czasie podróży po Niemczech.
Kto próbował otruć Rosjanki w Niemczech?
– W czasie podróży z Monachium do Berlina nagle zaczęło mi się kręcić w głowie. Pojawił się silny ból brzucha. Objawy te utrzymywały się przez kilka tygodni – powiedziała Jeleny Kostiuczenko w rozmowie z Reuters.
Kiedy kobieta zorientowała się, że mogła zostać otruta, było już za późno, aby ustalić, jakie substancje zostały jej podane. Dziennikarka opisała objawy, jakie towarzyszyły otruciu – m.in. opuchnięte palce i zawroty głowy. Mimo że do zdarzenia doszło pięć miesięcy temu, skutki uboczne towarzyszą jej do dziś. Powiedziała, że "może pracować tylko trzy godziny dziennie".
– Kiedy pracujesz jako reporter śledczy w Rosji, zawsze musisz zachować ostrożność – stwierdziła.
Niezależnych dziennikarzy w Rosji obowiązują rygorystyczne zasady bezpieczeństwa.– Postępujesz zgodnie z różnymi protokołami, ale kiedy znalazłam się w Europie, zupełnie zapomniałam o tych wszystkich środkach bezpieczeństwa – przyznała Jelena.
Agencja Reutera przypomina, że w przeszłości dochodziło do prób otrucia wrogów Władimira Putina poza granicami Rosji – w tym byłych tajnych agentów Siergieja Skripala i Aleksandra Litwinienki.
Kreml próbuje otruć niewygodnych dziennikarzy
Oficjalnie Kreml zaprzecza udziałowi w atakach na dziennikarzy, ale sposób działania pasuje do narracji Władimira Putina. Wystarczy wspomnieć o "wypadku" Prigożyna z 24 sierpnia. Zdaniem Kostiuczenko "Rosja nie wybacza zdrajcom".
– Nigdy nie współpracowałam z tajnymi służbami. Myślałam, że w Europie jestem bezpieczna – powiedziała dziennikarka. Niezależni dziennikarze i aktywiści postrzegają państwa Unii Europejskiej jako bezpieczne miejsce, gdzie wywiad rosyjski nie jest w stanie sięgnąć. Mylą się.
– Kiedy znalazłam się w Europie, zupełnie zapomniałam o środkach bezpieczeństwa. Podczas podróży do Monachium korzystałam z Messengera – przyznała Kostiuczenko.
Agencja Reutera podała, że kobieta była jedną z trzech niezależnych rosyjskich dziennikarek, które w podobnym okresie zostały prawdopodobnie otrute poza granicami Rosji. Cała trójka miała podobne objawy.
Rosja nie wybacza "wrogom ojczyzny"
To nie pierwszy raz, kiedy Rosja używa bolszewickich metod do pozbycia się "wrogów ojczyzny". Wystarczy wspomnieć o zabójstwie Anny Politkowskiej w październiku 2006 roku. Dziennikarka miała ukraińskie pochodzenie. Kreml pozbył się kobiety, bo krytykowała politykę Władimira Putina względem Czeczenii. Kobieta została zastrzelona, a na miejscu zbrodni znaleziono porzucony pistolet i łuski.
Kolejną ofiarą był Aleksandr Litwinienko, który prowdział śledztwo ws. zabójstwa Politkowskiej. Mężczyzna wcześniej był agentem KGB/FSB. 1 listopada 2006 roku Litwinienko jadł lunch w londyńskiej restauracji, który popił herbatą. Tuż po wypiciu napoju, źle się poczuł. Mężczyzna również znany był z krytyki Władimira Putina. Ponadto miał informacje dotyczące życia agentów KGB/FSB we Włoszech. Tego dnia pozyskał także informacje dotyczące zabójstwa Politkowskiej.
Nawalny żyje tylko dzięki wysiłkom Niemców
Przykładem sprzed trzech lat jest próba otrucia Aleksieja Nawalnego. 20 sierpnia 2020 roku Nawalny leciał z Tomska do Moskwy. Podczas lotu mężczyzna wypił herbatę, chwilę później źle się poczuł. Z powodu nagłego pogorszenia stanu zdrowia trafił do szpitala w Omsku.
Tam lekarze potwierdzili zatrucie "niezidentyfikowanym środkiem psychodysleptycznym". Dwa dni później, 22 sierpnia rodzina (mówi się, także o nieformalnym wsparciu ówczesnej kanclerz Niemiec Angeli Merkel) wymusiła przeniesienie Nawalnego do szpitala w Berlinie.
Niemieccy toksykolodzy potwierdzili, że była to próba otrucia opozycjonisty, a do dokonania czynu użyto środka z grupy tzw. nowiczoków. Są to substancje bojowe o działaniu paralityczno-drgawkowym. Prawdopodobnie zostały stworzone w latach 70. XX w. na terenie ZSRR. Ich struktury chemiczne do tej pory pozostają tajemnicą.