TYLKO U NAS: Kard. Ryś dosadnie o walce z przemocą domową: "To grzech, dlaczego tak nie nauczamy?"

Małgorzata Bilska
01 grudnia 2024, 15:00 • 1 minuta czytania
– "Katechizm Kościoła Katolickiego" o przemocy mówi stosunkowo dużo, a wprost w szesnastu punktach – sprawdziłem. Podkreśla też, że przemoc jest grzechem ciężkim, a jej najpoważniejszą odsłoną jest przemoc domowa i wobec krewnych. Mamy to napisane. Dlaczego tak nie nauczamy? Może mamy źle ustawione akcenty? Koncentrujemy się na kulcie, a nie na skrzywdzonej osobie? – zastanawia się w rozmowie z naTemat kardynał Grzegorz Ryś, metropolita łódzki.

O działaniach Kościoła w kwestii przemocy wobec dzieci z kardynałem Grzegorzem Rysiem, metropolitą łódzkim, rozmawia dla na Temat Małgorzata Bliska. To tekst, który publikujemy w ramach naszej redakcyjnej akcji "Czy 30 dzieci to mało?"


Co roku w Polsce w wyniku przemocy ze strony bliskich dorosłych umiera około 30 dzieci. Niepokojące jest słowo "około", zwłaszcza zestawione z "umiera". Zdecydowana większość ma mniej niż trzy lata. To dane Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, która na podstawie doniesień mediów, gromadzi te informacje. Wszyscy zatem wiemy, że to wyimek rzeczywistości. Fragment obrazu. Ale nikt inny w Polsce nie gromadzi tych danych.

19 listopada zakończyła się też kampania "Dzieciństwo bez przemocy". Zorganizowała ją Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, jako partner włączył się Rzecznik Praw Dziecka i Konferencja Episkopatu Polski. O to organizatorzy kampanii zabiegali od lat. 

Czytaj także: https://natemat.pl/488684,dom-zly-na-kosynierskiej-dlaczego-nikt-nie-pomogl-osmioletniemu-kamilowi

Małgorzata Bilska: – To jakiś zwrot Kościoła w stronę zaangażowania przeciwko przemocy wobec dzieci, czy efekt „ustawy Kamilka”, która obliguje do nowych działań?

Kardynał Grzegorz Ryś: – Temat jest bardzo ważny sam w sobie, niezależnie od tego, kto go podejmuje. Wymaga też niewątpliwie zaangażowania możliwie wszystkich: tak osób, jak i środowisk aktywnych społecznie. Stąd ważna jest współpraca ponad podziałami, i dla dobra dzieci warto ją podjąć. Nie oznacza to, że zgadzamy się ze wszystkimi ideami czy działaniami wspomnianych przez panią organizacji. Dzieci – niezależnie od kształtujących się dopiero przekonań i od tych ukształtowanych już przekonań swoich rodziców czy opiekunów, cierpią tak samo. A są przecież w społeczeństwie grupą osób najsłabszych i zależnych.

A sama ustawa Kamilkowa?

Trzeba powiedzieć, że polski Kościół przyjął tę ustawę z powagą i wielką otwartością. Kto wie, czy nawet nie wyprzedzając innych instytucji w kraju. W każdej diecezji zostały opracowane standardy dla wszelkiego rodzaju podmiotów pracujących z dziećmi i dla dzieci. Zostały także przeprowadzone odpowiednie szkolenia.

Nie słyszałem też w Kościele jakichś głosów krytyki czy wątpliwości co do ustawy. A wybrzmiały one całkiem głośno w mediach, choćby ze strony środowisk szkolnych…

Ta ustawa jest potrzebna – nikt tego nie kwestionuje. W Kościele dziś mamy nie tylko właściwe dla niej struktury czy przepisy, ale również przygotowane, odpowiednio przeszkolone osoby.

Panuje przekonanie, że Kościół dziećmi się nie przejmuje, na co wpływ ma nie tylko ujawnienie skali przemocy seksualnej i pedofilii. Ten wizerunek pochodzi mniej więc z roku 2010 roku, kiedy katolicy mocno protestowali przeciwko nowelizacji Ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie (dziś "przemocy domowej"– red.) w 2010 r.

Myślę, że te głosy były nie tyle znakiem zgody na przemoc wobec dzieci, co raczej niezgody na przekaz, że źródłem przemocy jest rodzina, a źródłem pseudo-uzasadnień przemocy – argumentacja religijna.

To pewnie temat na inną rozmowę. Wbrew sygnalizowanemu przekonaniu, chcę powiedzieć, że bardzo wiele konkretnych działań w Kościele jest adresowanych do dzieci – a do dzieci doświadczających przemocy – w szczególności. Mogę mówić na podstawie mojego "łódzkiego" podwórka.

Pierwszy ośrodek adopcyjny w Łodzi został stworzony przez Kościół. Pierwszy dom dla kobiet samotnie wychowujących dzieci – również. Trafiają do niego nierzadko matki i dzieci uciekające z przemocowej czy patologicznej rodziny.

Czytaj także: https://natemat.pl/573379,zeby-nie-bylo-trupa-nie-piszemy-pism-po-prostu-zabieramy-dzieci-ratujemy-je

U nas świetną robotę dla dzieci robi "Siemacha". Ksiądz Andrzej Augustyński – jej założyciel i szef – pełnił też społecznie funkcję pełnomocnika prezydenta miasta Krakowa ds. młodzieży. Prezydent powołał go z uwagi na kompetencje, z których słynie.

Zgoda, jeszcze ze swoich czasów krakowskich pamiętam Siemachę z racji na długą tradycję profesjonalnej troski o dzieci. Będę się jednak trzymał Łodzi. Gdy studenci resocjalizacji szukają praktyk przygotowujących ich do pracy z dziećmi z rodzin dysfunkcyjnych, zgłaszają się najchętniej do Ochronki bałuckiej prowadzonej przez siostry salezjanki. Robią to niezależnie od stopnia swojej bliskości z Kościołem i wiarą chrześcijańską.

Kiedy potrzeba rodzin do pieczy zastępczej, kierownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej przychodzi do mnie np. przed czasem bożonarodzeniowej kolędy. Wtedy księża nie tylko zabierają ze sobą "po kolędzie" podstawowe informacje o rodzinach zastępczych, ale także podejmują rzeczową rozmowę na ten temat.

I okazuje się, że najwięcej rodzin zastępczych MOPS pozyskuje dzięki ogłoszeniom w parafiach. Więc nie jest tak, że w Kościele nie ma w polu widzenia dzieci, które doświadczają przemocy, trudnych sytuacji. Dużo się tu dzieje. Pewnie dlatego wdrażanie "ustawy Kamilka" nie wywołało oporów. Ona nie jest uznana za kłopot. Została przyjęta ze zrozumieniem.

W naszej książce "Drogi współczucia. Rozmowy o miłości do człowieka" jest pierwsza w kraju „Litania w obronie dzieci” autorstwa Michała Zabłockiego, wywiad z siostrą Anną Bałchan SMI, która pomaga ofiarom przemocy w Katowicach i z Anną Grabarczyk. Zacytuję tę ostatnią: "jest taka japońska metoda 'kintsugi', polega ona na zdobieniu, klejeniu ceramiki, łączeniu potłuczonych elementów naczynia wilgotną żywicą połączoną ze złotem. Chodzi w niej nie tyle o naprawianie, ile o tworzenie czegoś nowego na bazie poprzedniego naczynia. Tak widzę to, w czym wspieram te osoby. Przemoc ma bowiem takie właściwości, że niszczy człowieka od wewnątrz, kruszy jego konstrukcję psychiczną. Obraz siebie, tożsamość. Gdybyśmy wzięli najpiękniejszą filiżankę i rzucili nią o podłogę, ona się roztrzaska. Podobnie dzieje się z osobą doznającą przemocy – każdej jej formy. […] Bardzo ważne jest uświadomienie, pokazanie osobom, które doznały przemocy, zostały skrzywdzone, że choć doświadczyły strasznych rzeczy, to ich życie się nie skończyło"...Małgorzata Bilska

Wiele zależy od tego, czy dana osoba ma wrażliwość na ból ofiar, bo z tym bywa różnie. Trauma dziecka jest bezwątpienia dużo większa. Ono jeszcze nie ma tożsamości. Jeśli ktoś od małego jest używany jak rzecz, niszczą je najbliżsi, rozwija się chory. Nie uczy się poczucia wartości; szacunku dla siebie; zaufania do innych, tworzenia relacji. Dziecko się kaleczy. I jest słabe fizycznie, łatwo je zabić. Czy można się dziwić, że ktoś pyta: czemu Kościół czyli wielki autorytet moralny, nie walczy z determinacją ze złem? Nie krzyczy w obronie tych dzieci?

Dużo częstsza jest na co dzień przemoc psychiczna, która wyrządza straszne szkody, trudne do terapii traumy. I u dzieci, i u dorosłych. Mobbing czyli pewna forma przemocy w pracy albo przemoc słowna (tzw. hejt) w sieci w ogóle nie jest przemocą fizyczną – a może prowadzić do depresji, a nawet do odebrania sobie życia.

W Łodzi powstał pierwszy w polskim Kościele ośrodek, który służy pomocą osobom w kryzysach suicydalnych. To była inicjatywa ks. dr. Jarosława Magierowskiego, którą z radością wsparłem jako niezwykle potrzebną. Ksiądz stworzył zespół kompetentnych wolontariuszy, u których szukają tu pomocy przede wszystkim dzieci, młodzież. To dla nich ośrodek powstał. Mogą się z nimi zobaczyć także na dużych spotkaniach dedykowanych dzieciom i młodym (jak np. coroczna "Arena młodych”).

Po pomoc zgłasza się dużo dorosłych, rodziców, ale również księży i sióstr zakonnych. Nie ma znaczenia, czy ktoś jest wierzący czy nie, każda z tych osób i każdy z tych kryzysów traktowane są bardzo poważnie. Bez oceniania i osądzania. Polecam kontakt na stronie Papagenoteam.com.

To również jest pewna forma wsparcia dla ofiar przemocy, choć nie tylko. Także dla bliskich osób, które w ten sposób odeszły. Taki kryzys ma różne źródła. Co do nauczania, zgodzę się, że jest go za mało i że nie brzmi odpowiednio głośno – odpowiednio, to znaczy na miarę wagi problemu i na miarę potrzeb – dramatycznych sytuacji ujawnianych przez media.

Chcę jasno powiedzieć, że jest to także miara nieznajomości oficjalnego nauczania Kościoła lub rozmijania się z nim. By się o tym przekonać, wystarczy wziąć do ręki ogłoszony w 1997 roku przez Jana Pawła II "Katechizm Kościoła Katolickiego".

O przemocy mówi on stosunkowo dużo, a wprost w szesnastu punktach – sprawdziłem. Podkreśla też, że przemoc jest grzechem ciężkim, a jej najpoważniejszą odsłoną jest przemoc domowa i wobec krewnych (KKK 1858). Mamy to napisane. Dlaczego tak nie nauczamy? Może mamy źle ustawione akcenty? Koncentrujemy się na kulcie, a nie na skrzywdzonej osobie? Jak kapłan i lewita w przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie?

Może nie bierzemy do końca na poważnie – zdaję sobie sprawę, jak to brzmi… – jezusowych słów: "cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych – mnieście uczynili"?

Może zbyt idealizujemy rzeczywistość, np. rodziny – poruszamy się chętniej w świecie abstrakcyjnych pojęć niż rzeczywistych osób?

Potrzebne nam jest to, o czym z takim naciskiem mówił ostatni Synod Biskupów: nawrócenie na relacje. I potrzebne jest uczenie się od innych – od tych, którzy wcześniej dostrzegają dramaty i szybciej reagują. Być może obecny sprzeciw wobec przemocy to znak czasu, który wymaga od nas reakcji serca?

Czytaj także: https://natemat.pl/574550,to-naprawde-dziwne-ze-tylko-kamil-nie-zyje

Chrześcijaństwo od początku uczyło szacunku dla najsłabszych. Chrześcijanie szli tam, gdzie nikt nie chciał. Przykładem jest Brat Albert. Porzucił sztukę, elity intelektualne i artystyczne. Poszedł dzielić życie z wykluczonymi, brudnymi, poniżanymi bezdomnymi. Wywołał tym skandal.

Ta religia ma wielu świadków radykalnej miłości do ludzi z dołu hierarchii społecznej. Do takich właśnie ludzi należą dzieci cierpiące z powodu przemocy.

Rodzina to najlepsze miejsce do życia i rozwoju – pod warunkiem, że rodzice pełnią swoje role tak, jak należy, z miłością. Miłość i przemoc radykalnie się wykluczają.

Rodzina jest zbyt poważną wartością, żeby – nawet wtedy, gdy pojedyncze rodziny nie wypełniają swej funkcji czy nie stają na wysokości zadania – brać ją w nawias. Czy dewaluować jej wartość. Dzisiejszy spór cywilizacyjny jest w dużej mierze sporem o rodzinę i o jej rozumienie. Objawienie biblijne podkreśla wyraźnie, że człowiek –stworzony na obraz i podobieństwo Boga – odnajduje się i rozwija jedynie we wspólnocie – przede wszystkim małżeńskiej i rodzinnej. Stąd zdecydowana obrona rodziny przez Kościół. Trudniej nam jednak po pierwsze, zauważyć, opisać i mówić o kryzysie rodziny; po drugie zaś, podjąć konkretne działania, by ją ratować a nie zastąpić.

Wydaje mi się, że może tutaj "pies jest pogrzebany": w Kościele, na ten moment, jakbyśmy nie chcieli widzieć kryzysu rodziny. Wolimy "zaklinać rzeczywistość". Jesteśmy bardzo przyzwyczajeni do takich pojęć i sformułowań: rodzina jest Kościołem Domowym; rodzina jest przestrzenią przekazu wiary itp. To było głośne też na synodzie w październiku.

Kościoły lokalne z kontynentów, na których rodzina jest o wiele mocniejsza niż w Europie czy Stanach Zjednoczonych i nie mają doświadczenia rodziny w kryzysie, miały problem z odnalezieniem się w naszych diagnozach. 

Pojawia się też pytanie, czy rodzina jest czymś zastępowalna? Pewnie nie. Za kryzys odpowiada wiele czynników. Z jednej strony są neutralne procesy, w tym migracje. To one m.in. sprawiły, że zamiast rodziny dużej, wielopokoleniowej, zaczęła tu dominować rodzina złożona z dwóch pokoleń: rodziców I dzieci. 

Kiedyś babcie, ciocie, pomagały w opiece nad dziećmi. Na bliskich można było liczyć w sytuacji choroby, śmierci, ale też po prostu konfliktów i trudności finansowych. Migranci tracą też korzenie, w dużym mieście stają się anonimowi lub osamotnieni. Dlatego w sytuacji, w której rodzice nie radzą sobie z dziećmi, stosują przemoc, ważna jest dziś uważność, współczucie i mądra reakcja ludzi obok. Może sąsiadów? Indywidualizm – tak dziś promowany – nie sprawia, że relacje miłości stają się dojrzałe, trwałe i bezpieczne dla dziecka. Uczy raczej brać niż dawać. A dziecko musi mieć poczucie stabilności, ufności, bezpieczeństwa. Model rodziny bardzo się zmienił na przestrzeni ostatnich stu lat. Kiedyś edukacji nie było lub odbywała się głównie w domu, gdzie zatrudniano guwernantkę lub guwernera. Teraz mamy obowiązek szkolny i większą część dnia dzieci spędzają poza domem. Socjalizację podzielono między kilka instytucji, rodzice sporo zadań scedowali… na nauczycieli. Nie można oczekiwać, że ogarną wszystko kompleksowo, jak kiedyś. Właśnie obchodziliśmy 100. rocznicę Deklaracji Praw Dziecka – dziecko jest podmiotem. I to też się zmienia! Kiedyś całowało się ojca i matkę w rękę. Teraz autorytet rodzica nie polega na strachu, dystansie i surowej dyscyplinie. Rodzina to bliskie, pełne uczuć i troski relacje. 

Przemoc jest przede wszystkim nadużyciem władzy. I autorytetu. Władza i autorytet mogą mieć różne źródła. Ale wzorem i pierwszym modelem władzy w ogóle jest władza rodzicielska. Władza ojca czy matki. Bóg w objawieniu chrześcijańskim jest nazywany Ojcem. On sam porównuje też swoją miłość do miłości matczynej. Jest również Trójcą Relacji. Miłością. Papież Franciszek wciąż podkreśla: Bóg Ojciec to czułość, współczucie i troska. 

Jezus, Syn, nigdy nie propagował siły i władzy w ziemskim znaczeniu. Jest kimś bliskim, kto władzę zmienił w służbę tym, którzy są ostatni, najsłabsi.

Jego autorytet bierze się z krzyża. Został przemocą zabity, nie używał władzy do narzucania swojej woli. Nikt, kto od Boga uczy się bycia rodzicem, kto z niego czerpie wzór władzy i autorytetu, dziecka nie skrzywdzi. Nie uderzy, nie upokorzy, nie poniży, nie potraktuje przedmiotowo, nie wykorzysta. Władza ojca i matki nad swoim dzieckiem nie polega na tym, że można je bezkarnie krzywdzić! Dziecko nie jest własnością swoich rodziców.

Dużo mówi się o przemocy w domu, ale z badań wiemy, że najwięcej agresji i przemocy dzieci doświadczają ze strony swoich rówieśników. 

Bp Wojciech Osial we wrześniu zadeklarował, że prewencja tej przemocy wejdzie do nowej podstawy programowej lekcji religii. 

Przemoc rówieśnicza to potężny problem społeczny, mimo wielu programów profilaktyki przemocy i agresji, jakie są w szkołach realizowane. Nie widać, żeby były skuteczne... 

Może dlatego, że przemoc jest w mediach, które z jednej strony upominają się o godność dzieci, z drugiej – pokazują przemoc i agresję, które leją się z nich szeroką falą? Bo to się dobrze ogląda, czyta. Sprzedaje.

Gdyby media wyrzekły się reklamowania przemocy poprzez nagłaśnianie "dokonań" sprawców, którzy stają się dzięki temu nieomal celebrytami agresji, a na pewno – rozpoznawalnymi "gwiazdami", młodzież nie postrzegałaby siły i władzy jako atrakcyjnych wzorców. Krzywdzenia słabszych – jako łatwego sposobu na zaistnienie pośród rówieśników. Każdy z nas może coś zmienić dla dobra dzieci. Dziennikarze, wychowawcy, księża, liderzy wspólnot.