
Obie strony czeka więc próba sił. A w tej walce coraz częściej pojawia się pytanie – kto stoi za studenckim protestem. Nie brak opinii, że celem tych, którzy 5 czerwca o poranku weszli do Pałacu Kazimierzowskiego, siedziby rektora Uniwersytetu Warszawskiego, zajęli balkon budynku i wywiesili na nim transparent "Żądamy demokratycznych uniwersytetów", nie jest wcale walka o lepsze uczelnie. Na Twitterze raz po raz pojawiają się opinie, że to kolejna próba obalenia rządu PiS po "puczu", "ciamajdanie", protestach przeciwko zmianom w sądownictwie oraz okupacji Sejmu przez rodziców osób niepełnosprawnych.
Namioty i karimaty
Na balkonie Pałacu Kazimierzowskiego UW protestuje ok. 40 osób. Weszły tam, mimo interwencji Straży Uniwersyteckiej. Żądanie rektora prof. Marcina Pałysa, by protest zawiesić, zostało odrzucone. Okupacja trwa kolejny dzień. Grupa demonstrantów zamieszkała na piętrze, rozbijając tam namioty i rozkładając karimaty.
Takie głosy mają służyć wyłącznie temu, aby rozbić solidarność środowiska akademickiego. Tymczasem ten protest łączy różne grupy niezależnie od opcji politycznej. A dowodem na apolityczność tej akcji są przyjmowane przez nas z radością głosy poparcia pochodzące z różnych środowisk.
– W tym proteście biorą udział osoby o bardzo różnych poglądach, pełen przekrój społeczny. Wszystkich nas łączy to, że jesteśmy osobami ze środowiska akademickiego. Proszę zauważyć, że stała się rzecz bezprecedensowa: od pierwszych dni ten protest cieszy się poparciem uczelnianych struktur "Solidarności" – tłumaczy Rafał Suszek.
Rozmawiamy na bieżąco z członkami "Solidarności", ściśle współpracujemy z nimi. Są to osoby, z którymi przez ostatnie półtora roku czy dwa lata w zasadzie nie zgadzaliśmy się w żadnej sprawie. Gdy dziś rozmawiamy, to całą ideologię zostawiamy na progu akademii i łączy nas myślenie wspólnotowe oraz znajomość praw rządzących akademią. Zarzuty o upolitycznieniu protestu są zatem absurdalne.
Do grona "koderastów" trudno jednak zaliczyć całkiem niemałą grupę polityków PiS, którym reforma Jarosława Gowina jest nie w smak. Najgłośniej było o krytyce, jaką wygłosiła publicznie Krystyna Pawłowicz. Jak stwierdziła, ustawa wymaga głębokich zmian, a najlepiej gdyby powstał zupełnie nowy projekt.
Zarówno w PiS-ie, jak i w innych partiach są obecne głosy krytyczne wobec tej reformy. One pojawiały się jeszcze na etapie konsultacji i wiem, że nie zniknęły. Jesteśmy przekonani, że pod wpływem działań społeczności akademickiej te głosy uzyskają większą legitymizację społeczną.
– To, że są różne zdania w odniesieniu do głębokiej systemowej reformy, to jest sytuacja naturalna i nieuchronna. Dla mnie ważne jest to, że wszystkie reprezentatywne gremia środowiska akademickiego poparły ustawę – stwierdził wicepremier w rozmowie z Beatą Michniewicz. A pytany, czy nie obawia się wyniku sejmowego głosowania nad reformą 2.0, przypomniał, że sam nieraz nie popierał jakichś rządowych ustaw, ale ze smutną miną głosował za, bo tak nakazywała mu polityczna lojalność.
Były w tej kadencji głosowania dla mnie trudne, ale mamy taką zasadę, że wokół projektów rządowych jest dyscyplina. I nawet jeżeli czasami się nie cieszyłem, to głosowałem za tymi projektami, bo tak pojmuję moją lojalność. (...) To będzie test wewnętrznej solidarności. Jak każda z tych osób rozstrzygnie ten test, to już jest ich osobista sprawa.
Przy nieugiętej postawie wicepremiera Gowina akademicki protest raczej prędko nie wygaśnie. Na razie wygląda na to, że akcja z każdym dniem nabiera rozpędu – przybywa miast, które przyłączają się do strajku, jak na Uniwersytecie Łódzkim, lub gdzie organizowane są demonstracje.