Ja naprawdę nie chciałbym, żeby Patryk Jaki wygrał wybory w Warszawie (ani gdziekolwiek indziej). Ale gdy patrzę na to, jak wygląda kampania Koalicji Obywatelskiej, coś mi nie zgrzyta. Dziś politycy (i jedni, i drudzy) żyją mentalnie w poprzednim wieku, usilnie przekonani, że "zejście do ludu i przejażdżka komunikacją miejską" to genialny pomysł. Otóż nie.
Nie wiem, czy jestem wyborcą Koalicji Obywatelskiej. Z każdym tygodniem przekonuję się powoli, że w obecnym kształcie, coś mnie oddala. Wiem natomiast, że nie jestem wyborcą PiS-u. Niby są gdzieś tam inne partie i alternatywy, ale dobrze wiemy, że od paru lat żyjemy w bardzo zero-jedynkowym politycznie świecie.
Jest szansa, że zmieni się coś przy okazji wyborów parlamentarnych (Tusk, Biedroń, powrót SLD z dalekiej podróży), ale w samorządowych jedziemy po staremu. Rafał Trzaskowski nie jest idealnym kandydatem. Pewnie wygra, a stolica się obroni, ale będzie to pyrrusowe zwycięstwo. Bardziej przeciw komuś niż za kimś.
Pierwsza lampka zapaliła mi się przy okazji jego nadętego wpisu na Facebooku, który w ciągu paru minut po publikacji stał się memem. W kilku zdaniach pokazał, jak bardzo oderwany jest od rzeczywistości.
Nie ma nic złego w byciu wykształconym i obytym, dokładnie taki powinien być polityk. Ale dużo złego jest w braku wyczucia nastrojów i najzwyklejszego taktu. Nie pomogło, że potem nie potrafił się nawet z tego śmiać. Niedługo później było już naprawianie drzwi wyborców... taśmą klejącą.
W międzyczasie zaproponował szalony plan budowy metra, który realny do zrealizowania w tym tempie jest chyba tylko w jego głowie, a także 19. dzielnicę. Jak ona wygląda i dlaczego jest niemożliwa, możecie przekonać się tutaj – sprawdziliśmy na własne oczy.
Ale to przecież Patryk Jaki, wobec niego nie mam dużych oczekiwań i wymagań. Co innego w przypadku Rafała Trzaskowskiego, który nieco sensowniej mógłby poflirtować ze swoimi potencjalnymi wyborcami.
W tym wszystkim jest jednak pewna rzecz, która jest wspólnym mianownikiem dla obu (a pewnie i większości) kandydatów. Rzecz, która obraża każdego świadomego wyborcę. To "Sezon na przejażdżki polityków komunikacją miejską", który można uznać już za otwarty.
No nie mogę, no po prostu nie mogę. Parę długich lat zajęło politykom wyleczenie się z przaśnych piosenek wyborczych (choć nadal zdarzają się wyjątki), ale gdzieś w ich głowach ciągle tkwi wizja cudownych, spontanicznych przejażdżek komunikacją miejską. Głównie metrem, bo to takie warszawskie.
Jeśli któryś z nich to przeczyta, niech wie, że:
to nie działa
A mnie jako wyborcę obraża. Szczerość i realia tych przejazdów są tak oderwane od rzeczywistości, jak tylko mogą być. "Zejście do plebsu" i robienie "tego co na co dzień robią zwykli ludzie" na te kilka tygodni przed kampanią ani nie pomaga, ani nie przekonuje.
Esencją są zdjęcia z ostatniej wyprawy Koalicji Obywatelskiej, na której panowie Schetyna, Trzaskowski i Rabiej wyglądają, jak na safari. Może to niefortunne zdjęcie, a może w rzeczywistości czują się, jak na wycieczce po świecie, z którym nie mają nic wspólnego. Memy, które przygotowali autorzy serwisu Donald.pl dawno nie były tak trafne.
I oni, i ludzie obok, i ludzie przed ekranami wiedzą, że jest to tylko pozerka i gra pod publiczkę. Nie ma tu już nic z żadnej umowy społecznej i konwencji, którą można zaakceptować. Jesteśmy trochę dalej niż pod koniec lat 90. czy na początku dwutysięcznych. Spójrzcie na te miny, jak niekomfortowo czują się w tych warunkach. To nie jest ich świat. Albo Patryk Jaki, który lata z koszykiem i "naturalnie" rozdaje jabłka. Co oni mają z tymi jabłkami. Niech wsiądzie do metra na Polu Mokotowskim o 8 rano i spróbuje sobie wtedy zjeść jabłko, albo wejść z takim koszykiem.
Nie zrozumcie mnie źle, nie ma nic złego w wychodzeniu do wyborców. Powiedziałbym, że to jeden z kluczy do sukcesu. Nie ma nic złego w tym, że nie dzieje się to na bieżąco przez cztery lata kadencji (w końcu muszę kiedyś pracować), ale robienie z tego szopki, w ramach której panowie politycy (z każdej partii) robią sobie atrakcje pt. przejażdżka komunikacją miejską ze zwykłymi ludźmi (czyt. tymi biedakami, których potrzebujemy do zagłosowania), nie ma z tym nic wspólnego.
Trochę szczerości i naturalności, by w tym nie zaszkodziło. Poważnie, nie musicie chować się pod ziemią.