Za nami 94. gala rozdania Oscarów, która obfitowała nie tylko w skandale, ale i zaskakujące zwroty akcji. Czy "CODA" zasłużyła na wygraną? Czy zachowanie Willa Smitha było godne laureata nagrody w kategorii "najlepszego aktora pierwszoplanowego"? O tym, ale i o wielu innych rzeczach, rozmawiamy z Katarzyną Czajką-Kominiarczuk, znaną szerzej jako Zwierz Popkulturalny.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W nocy z niedzieli na poniedziałek w Los Angeles odbyła się 94. ceremonia wręczenia Oscarów. W głównej kategorii ("najlepszy film") wygraną cieszyła się "CODA". Wśród największych zwycięzców wymieniana jest również "Diuna".
Na gali nie zabrakło skandali. Will Smith uderzył w twarz Chrisa Rocka, a prowadzące rzucały w kierunku publiczności nietaktownymi żartami.
O tym, czy gala z 2022 roku przejdzie do historii Oscarów, rozmawiamy w wywiadzie z Katarzyną Czajką-Kominiarczuk (Zwierz Popkulturalny).
Zwierz Popkulturalny o Oscarach 2022
Jak pisaliśmy wcześniej w naTemat, Oscara dla najlepszego filmu zdobyła na 94. ceremonii rozdania Oscarów"CODA". Film, który można oglądać na Apple TV, triumfował na oscarowej gali. W głównej kategorii "CODA" pokonała aż 9 filmów: "Belfast", "Nie patrz w górę", "Drive My Car", "Diunę", "King Richard: Zwycięską rodzinę", "Licorice Pizza", "Zaułek koszmarów", "Psie pazury" i "West Side Story".
Święto kina przysłoniła nieco personalna utarczka Willa Smitha, który za kawał o swojej żonie uderzył w twarz oscarowego prezentera Chrisa Rocka. Na deser widzowie byli świadkami dość niesmacznych żartów ze strony prowadzących. O tym, jak wypadła tegoroczna impreza, i co dało się na niej przewidzieć, a czego nie, rozmawiamy z Katarzyną Czajką-Kominarczuk, ekspertką filmową i blogerką znaną pod pseudonimem Zwierz Popkulturalny.
Czy 94. ceremonię wręczenia Oscarów można uznać za udaną?
Katarzyna Czajka-Kominiarczuk (Zwierz Popkulturalny): Pod pewnymi względami była udana, ponieważ starała się otworzyć na nowe filmy, na nowe pomysły i na to, jak ma wyglądać gala oscarowa. Ta propozycja wycięcia części nagród i pokazania ich dopiero w formie skrótu wydawała się kontrowersyjna, ale te skróty zostały bardzo dobrze wplecione w całą galę.
Ceremonia jest natomiast nieudana, dlatego że wydaje się, iż Oscary zdominowały wydarzenia zupełnie z filmami niezwiązane. Czyli chociażby zachowanie Willa Smitha czy
dyskusja o tym, jak bardzo udało się gali odnieść do kwestii Ukrainy.
Dlatego wpierw skupmy się na najistotniejszej warstwie nocy oscarowej, czyli na kinematografii. W kategorii "najlepszy film" laureatem została "CODA" w reżyserii Sian Heder. Czy Akademia dokonała właściwego wyboru? W końcu jako faworyta typowano "Psie pazury".
Na początku sezonu "Psie pazury" wydawały się faworytem każdego, ale właściwie od kilku tygodni, m.in. od momentu rozdania nagród Amerykańskiej Gildii Producentów, zaczęto coraz więcej mówić o "CODZIE" jako faworycie. Tu należy pamiętać, że tym, co decyduje tak naprawdę o Oscarze w tej kategorii - to niekoniecznie jest to, czy film jest najlepszy, tylko to, jaką narrację da się wokół niego stworzyć i jakie emocje da się wokół niego zbudować.
Nie da się ukryć, że"CODA" jako film opowiadający o rodzinie osób Głuchych ze słyszącą córką, nakręcona z udziałem głuchych aktorów (co nie zdarza się wcale aż tak często w Hollywood) była tytułem, który można było pokazać członkom Akademii jako przełomowy, jako dzieło, które może się zaznaczyć w historii. I na tym bardzo łatwo było zbudować kampanię oscarową, która jest kluczowa.
Z punktu widzenia sztuki filmowej "CODA" nie jest być może najwybitniejszym dziełem, ale wiele osób wzruszyło się, kiedy oglądało ten film. Poczuło, że on dotyka jakichś ich emocji. Amerykanie też nie znają francuskiego pierwowzoru, który był pokazywany w Polsce, więc nie mają też poczucia, że oglądają po raz drugi tę historię.
Mam takie poczucie, że dla nas krytyków filmowych rzeczywiście nie jest to idealny zwycięzca, ale jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Akademia nagrodziła ten, a nie inny film.
Czyli jeśli miałaby Pani możliwość na własną rękę wybrać zwycięzcę, to kto otrzymałby złotą statuetkę?
"Psie pazury" są filmem wybitnym i ja go uwielbiam. Ale też zdaję sobie sprawę, że to jest film hermetyczny, który opowiada o Stanach Zjednoczonych, a został nakręcony przez Nowozelandkę, co tutaj też ma swoje znaczenie. Komentarze pod względem "Psich pazurów", które padały z bardziej konserwatywnych amerykańskich środowisk, mówiły, że ten film nie rozumie tego świata.
Brak tej nagrody nie zaszkodzi "Psim pazurom". Moim zdaniem ten tytuł wejdzie do historii kina, aczkolwiek statuetka dla "Cody" może sprawić, że więcej osób ją obejrzy i otworzy się na pewne narracje i tożsamości, co jest pewnym plusem i co należy brać pod uwagę.
Podczas ceremonii dało się zresztą usłyszeć żarty padające pod adresem "Psich pazurów". Jedna z prowadzących, aktorka komediowa Wanda Sykes, powiedziała nawet, że oglądała film Jane Campion trzy razy i wciąż go nie skończyła.
To był film z psychologicznym plot twistem. Pod koniec okazuje się, że był on o czymś zupełnie innym, niż mogło się nam wydawać. Powiem tak - to jest w ogóle problem Oscarów. Bardzo dużo z nominowanych filmów nie jest ciekawe dla szerszej widowni i nie odnosi się do jej emocjonalności.
Oscary, walcząc o to, aby mieć znaczenie w świecie kinematografii, często odwołują się do filmów, które po prostu się podobają, i nie ma w tym nic złego. Też należy uznać, że coś, co wzrusza widownię, ma swoją wartość.
Przejdźmy do kwestii kategorii "najlepszej aktorki" i "najlepszego aktora". Nagrodę zgarnęli Jessica Chastain za "Oczy Tammy Faye" oraz Will Smith za rolę w "King Richard: Zwycięska rodzina". Czy to też jest zaskoczenie?
Absolutnie żadne. Od samego początku było wiadome, że ta dwójka zostanie nagrodzona. Nie jestem co prawda wielką fanką roli Willa Smitha. Uważam, że ten Oscar jest zdecydowanie niezasłużony, ponieważ wśród nominacji były lepsze role - m.in. Benedicta Cumberbatchaw "Psich pazurach" czy choćby Andrew Garfielda w "Tick, tick... Boom!", który na potrzeby filmu nauczył się śpiewać.
Jeśli chodzi o Jessikę Chastain, była ona najlepszą rzeczą, która przydarzyła się "Oczom Tammy Faye". To był zresztą jej pomysł, aby ten film zrealizować. Cieszę się, że została dostrzeżona.
Z pewnością kategorie drugoplanowe okazały się miłą niespodzianką. Oscary zabrali ze sobą do domu Ariana Debose ("West Side Story") i Troy Kotsu ("CODA"). Czy mógł być lepszy wybór?
Byli oczywiści w tym rozdaniu nagród. Debose od początku dostawała nagrody, Kotsu również był faworyzowany jako potencjalny zwycięzca. Trzeba powiedzieć, że to są najlepsze role z całej tej czwórki.
Jest coś symbolicznego w tym, że 60 lat po tym, jak jedna Anita z "West Side Story" zdobyła Oscara, nagrodę dostała druga Anita. To cieszy, ale z drugiej strony - jak ktoś słusznie zauważył - jest coś smutnego w tym, że aby aktorka portorykańskiego pochodzenia dostała Oscara, mu zagrać Anitę z "West Side Story".
Natomiast nagroda dla pierwszego w historii aktora głuchego była najbardziej wzruszającym momentem tej gali. Pierwszy raz widziałam sytuację, żeby osobie, która miga, zabrakło słów.
Stosem nagród została także obsypana "Diuna" Denisa Villeneuve. Zasłużenie?
"Diuna" dostała nagrody w kategoriach technicznych i tutaj nie ma raczej żadnej dyskusji, że pod względem technicznym był to jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy film zeszłego sezonu. Jest to blockbuster i tytuł science-fiction, ale jednocześnie jest to film autorski. Mamy z jednej strony do czynienia z filmem wysokobudżetowym i lubianym, z drugiej zaś nie jest to produkcja Marvela.
Pod względem kreacji świata, pod względem zdjęć, muzyki, za którą Hans Zimmer dostał Oscara, jak najbardziej jest to film godny wyróżnienia.
Niemała dyskusja powstała wokół "najlepszej animacji". W tej kategorii aż trzy tytuły wyszły spod szyldu Disneya, a nagroda koniec końców trafiła do rąk twórców "Naszego magicznego Encanto". Tak powinno być?
Wydaje mi się, że nie było szans, aby nie wygrało. Disney bardzo zadbał o to, żeby jego dwa pozostałe filmy (red. "Luca" i "Raya i ostatni smok") nie zepsuły kampanii oscarowej "Encanto". Bardzo wielu członków Akademii obejrzało je pewnie ze swoimi dziećmi. Inna sprawa jest taka, że "Nasze magiczne Encanto" to jest piękna animacja.
Tutaj ujawnia się problem całej tej kategorii, to znaczy, czy dokument o losie imigranta z Afganistanu ma jakąkolwiek płaszczyznę, na której może rywalizować z animacją o magicznych darach, jakie dostaje rodzina w kolumbijskiej wiosce w zaczarowanej wersji rzeczywistości? Ilekroć do tej kategorii trafia film, który nie jest kierowany do dzieci, tylekroć zadajemy sobie to pytanie.
"Belfast" zdaje się być obok "Psich pazurów" jednym z najbardziej przegranych filmów, choć zdobył statuetkę w kategorii "najlepszy scenariusz oryginalny".
Mam wrażenie, że Kenneth Branagh, który nakręcił tak naprawdę film o sobie, nie był chyba w stanie przebić się do Amerykanów z tą historią. Paradoksalnie ujawniła się tutaj duża kulturowa różnica pomiędzy osobistym doświadczeniem wojny a tym, co Amerykanie znają z własnego doświadczenia.
Branagh miał na swoim koncie 8 nominacji oscarowych w 7 różnych kategoriach. Dostał statuetkę za dobry i osobisty scenariusz. Ja bym pewnie sypnęła Oscarami w całą obsadę, która jest fenomenalna.
Laureatem "najlepszego filmu międzynarodowego" okrzyknięto "Drive My Car". Film Ryûsuke Hamaguchi w pełni sobie na to zasłużył?
Tutaj na pewno jest dużo sporów. Osobiście uważam, że "Najgorszy człowiek na świecie" był lepszym filmem. Inaczej rozdałabym tę nagrodę.
W kwestii "najlepszego filmu krótkometrażowego" i polskiej "Sukienki". Czy dzieło Tadeusza Łysiaka miało realną szansę w starciu z "The Long Goodbye"?
To jest bardzo trudne pytanie. "Najlepszy film krótkometrażowy" jest jedną z "niszowych kategorii" - głosują na nie nie wszyscy członkowie Akademii. Zawsze łatwiej jest filmowi, który ma znaną twarz, bardziej znanego twórcę.
Musimy zdać sobie sprawę, jakim wielki sukcesem dla młodego twórcy, który tworzy film na zaliczenie do szkoły filmowej, jest dostrzeżenie jego dzieła na Zachodzie i nominacja do Oscara. Już sama ta nominacja była wygraną.
Jak ocenia Pani całą otoczkę oscarowej ceremonii?
Byłam negatywnie zaskoczona. Sam pomysł trzech prowadzących był całkiem, całkiem, po czym dostałam umiarkowanie śmieszne dowcipy, nawet powiedziałabym, że nieodpowiednie na rok 2022. Cały ten segment, w którym Regina Hall zaprasza kawalerów na sali, żeby ich obmacać za kulisami... Czułam się tak, jakbym cofnęła się do lat 60.
Z założenia to miał być komentarz dotyczący branży filmowej i tego, jak kobiety były traktowane przez m.in. Harvey'ego Weinsteina.
Gdyby ten skecz był z kobietami, to byłby niestrawny, więc nie róbmy go z mężczyznami. Walka z dyskryminacją nie polega na tym, że przenosimy ją na inną płeć. Dla mnie to było po prostu niesmaczne.
Nie, ona nie była ustawiona. To było widać po reakcjach sali i po tym, że transmisja została przerwana. Will Smith ukradł tę galę wszystkim nominowanym i nagrodzonym. Skaził ją swoim zachowaniem. To dorośli ludzie, którzy są w stanie wyjaśnić sobie pewne rzeczy, kiedy jest na to miejsce. Przyznam szczerze, że dla mnie to nie była scena obrony rodziny, a dowód na to, co toksyczna męskość robi facetom.
Sean Penn nawoływał do tego, aby na gali pojawił się Wołodymyr Zełenski. Ostatecznie do jego obecności na ceremonii nie doszło. Czy Akademii udało się w ogóle podjąć temat wojny w Ukrainie?
Byłam trochę w szoku, jak niewiele nawiązań padło odnośnie Ukrainy. Kiedy Mila Kunis wyszła na scenę, byłam przekonana, że ona coś powie, ale nic takiego się nie wydarzyło. Teraz pada pytanie, czy my za dużo nie oczekiwaliśmy? Oscary to hollywoodzka gala filmowa, a nie wydarzenie polityczne. Pojawiały się drobne elementy solidarności, ale ewidentnie Ukraina jest bardzo daleka od Stanów Zjednoczonych.