– Hollywood ma obecnie duży problem z oryginalnością. To sprawia, że często mamy wrażenie wtórności i tego, że kino za nami nie nadąża. Stąd cieszy mnie, że w tym roku wyłuskano "Wszystko wszędzie naraz", które próbuje się w tym naszym codziennym chaosie odnaleźć – mówi w rozmowie z naTemat Katarzyna Czajka-Kominiarczuk, popularna pisarka, dziennikarka i autorka bloga "Zwierz Popkulturalny".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Za nami 95. gala wręczenia Nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej - Oscarów.
Największym wygranym był film "Wszystko wszędzie naraz" - zdobył aż 7 nagród, w tym w najważniejszej kategorii.
Laureatami w głównych kategoriach aktorskich zostali Michelle Yeoh ("Wszystko wszędzie naraz) i Brendan Fraser ("Wieloryb"), a drugoplanowych: Jamie Lee Curtis ("Wszystko wszędzie naraz") i Ke Huy Quan z tego samego filmu.
Polski film "IO" nie otrzymał statuetki - w kategorii międzynarodowej wygrała niemiecka produkcja Netfliksa - "Na Zachodzie bez zmian".
Czy tegoroczna gala różniła się od poprzednich i czy były jakieś niespodzianki? Oscary 2023 podsumowuje Zwierz Popkulturalny.
Katarzyna Czajka-Kominiarczuk od lat prowadzi znanego bloga o filmach, serialach i książkach – Zwierz Popkulturalny. Ponadto jest oscarową ekspertką - napisała na ich temat nawet książkę: "Oscary. Sekrety największej nagrody filmowej". Dlatego, podobnie jak w zeszłym roku, również i w tym zaprosiliśmy ją do rozmowy z podsumowaniem zarówno wyników, jak i samej gali w Los Angeles. Pełną listę zwycięzców znajdziecie tutaj, tymczasem czas na podsumowanie.
"Wszystko wszędzie naraz" wygrało najważniejszego Oscara - za najlepszy film. Zasłużenie czy też nie?
Moim zdaniem zasłużenie. To ciekawa, oryginalna produkcja, która wyłamuje się z hollywoodzkich schematów. To rodzinna opowieść, ale nie wyrażona środkami tradycyjnego filmu dramatycznego. To sprawia, że twórcom udało się dotrzeć do grup, które pewnie nigdy by nie obejrzały kameralnego dramatu o kobiecie w średnim wieku i jej dylematach. Film może się nie podobać albo męczyć, ale nie da się ukryć - wprowadza do tego zestawienia najlepszych filmów szaleństwo, świeżość i dawno niewidziany powiew oryginalności.
W kategoriach aktorskich walka była zacięta jak nigdy. Jak ci się podobały ostateczne wyniki i przemówienia?
Mam wrażenie, że w sumie walki nie było wiele - od początku sezonu nagród było czuć, że to jest sezon powrotów i takiego docenienia po latach, co przełożyło się ostatecznie na aktorskie statuetki. Wzruszających momentów było naprawdę wiele.
Gdybym miała wybrać dwa, to Jamie Lee Curtis krzycząca "Wygraliśmy Oscara!" w takim szerokim docenieniu wszystkich osób, z którymi współpracowała przez lata i Brendan Fraser, któremu wzruszenie dosłownie odebrało mowę. Mam poczucie, że w tym roku było bardzo wiele szczerych wzruszeń, które sprawiły, że oglądanie gali było bardzo emocjonującym przeżyciem.
Przejdźmy teraz do największych przegranych. Kilka filmów i twórców mimo wielu nominacji nie dostało ani jednej statuetki. Kto został niesłusznie pominięty i dlaczego?
Przykre jest to, że bez żadnej statuetki skończyły "Duchy Inisherin", film niejednoznaczny, wielowątkowy, oryginalny. Mam wrażenie, że ta oryginalności i niemożność wpisania go w jednoznaczne kategorie, sprawiła, że się gdzieś rozmył po drodze.
Żadnej nagrody nie dostali też "Fabelmanowie" Stevena Spielberga. Również szkoda, bo z rozliczeniowych filmów reżyserów, ten jest jednym z najszczerszych i najlepszych. Jest też ciekawym, że film, który przywrócił Hollywood wiarę w kino, czyli "Top Gun: Maverick" skończył tylko z nagrodą za najlepszy dźwięk.
Polski film znów nie zdobył statuetki w kategorii międzynarodowej. Czy powinniśmy być jednak zawiedzeni brakiem nagrody dla "IO"?
Myślę, że w ogóle nie należy tego postrzegać w kategoriach zawodu. Nikt nie spodziewał się zwycięstwa "IO", sam reżyser - Jerzy Skolimowski, mówił otwarcie, że na nagrodę nie czeka i cieszy się nominacją. Fakt, że po raz kolejny polski film znajduje się wśród tych nominowanych, w ostatnich latach trafiamy do zestawień bardzo regularnie, to przede wszystkim dowód na siłę naszej kinematografii i na to, jakie cuda potrafią zdziałać polscy spece od promocji, nawet przy małym budżecie.
Osobiście mam poczucie, że fakt, iż "IO" nie tylko triumfował na festiwalach, ale w ogóle zwrócił uwagę Akademii, jest już dowodem jego siły. A że przegrał z produkcją dużo bardziej klasyczną, wspartą dystrybucją Netfliksa i sławą materiału wyjściowego? Trudno się dziwić.
Podejrzewam, że Akademia woli zachować tu twardy dystans, niż stracić kogokolwiek z widzów. W tym roku widać było, że organizatorom zależy na tym, by gala szła szybko i sprawnie, bez jakichkolwiek dodatków. Jednocześnie - o ile rok temu niedopuszczenie prezydenta Ukrainy do głosu wydawało się mieć wpływ na ogólną świadomość wojny w Ukrainie, o tyle dziś wiemy, że to nie jest aż tak ważne, choć symboliczne.
Nie ukrywam, podejrzewam, że wygrała kalkulacja - czy to widzów przyciągnie, czy odstraszy, czy zdenerwuje, czy wytrąci z dobrego samopoczucia. Przy coraz słabszych wynikach oglądalności Akademia jest bardzo ostrożna.
Jakie są według ciebie największe niespodzianki, a które dały ci też największą satysfakcję?
Nie mam wrażenia, by to były Oscary pełne niespodzianek. Spodziewałam się kolejnego zwycięstwa Cate Blanchett w kategorii "najlepsza aktorka pierwszoplanowa". Fakt, że nie wygrała, był dla mnie pewnym zaskoczeniem, ale też wiele osób spodziewało się wygranej Michelle Yeoh.
Także mam wrażenie, że do pewnego stopnia niespodzianką był brak niespodzianek. Może gdybym miała brać pod uwagę kategorie techniczne, to zdziwił mnie brak Oscara za kostiumy dla "Elvisa" (wygrała ponownie "Czarna Pantera") i brak Oscara za scenografię dla "Babilon" (tu wygrało "Na Zachodzie bez zmian").
Czas na samą galę i to, co się działo wokół. Który moment lub momenty zapamiętasz najbardziej - pozytywnie bądź negatywnie?
Moim zdaniem najbardziej pozytywne w tej gali było to, że przeprowadzono ją sprawnie, bez większych ekscesów, bez potknięć, ale też bez wielkiej nudy. Cudowne były występy muzyczne, które naprawdę ożywiły wieczór - przejmująca Lady Gaga, doskonała Rihanna, ale przede wszystkim energetyczne "Naatu Naatu", które wygrało Oscara za najlepszą piosenkę. Gali nastroju nadawała chyba najbardziej ekipa "Wszystko, wszędzie na raz" - szczęśliwa, zgrana, emocjonalna. Człowiek chciał być z nimi w tym momencie.
Co sądzisz o gospodarzu gali, czyli Jimmym Kimmelu i tym jak ją prowadził? Oraz samej gali - czy Oscary wstają z kolan?
Jimmy Kimmel był idealnie nijaki i chyba wszyscy trochę tego potrzebowaliśmy po poprzednim roku. Nie popisał się żadnym super żartem, ale też nie było zbyt dużo żartów żenujących. Doskonale wiedział, że nikt nie ogląda gali dla jego dowcipów. Sama gala cierpiała na te same rzeczy, co wszystkie Oscarowe gale od lat - są bardzo długie i w dużym stopniu przewidywalne, co sprawia, że łatwo nudzą i z trudem przyciągają nowych widzów.
Oscary to też wspaniałe i mniej wspaniałe kreacje. Który strój na szampańskim dywanie podobał ci się najbardziej, a który najmniej?
Największe wrażenie zrobiła na mnie przepiękna suknia Angeli Basset. Byłam pod wrażeniem koloru i kroju. Jeśli chodzi o rzeczy, które mi się nie podobały - to w sumie nie mam wrażenia, by ktokolwiek popełnił jakąś modową zbrodnię. Może spodziewałam się, że aktorzy nieco bardziej zaszaleją i pokażą nam więcej ciekawych twarzy mody męskiej, ale niestety było bardzo konserwatywnie. Na całe szczęście Pedro Pascal był zaproszony na galę, co znacznie podniosło jej poziom estetyczny.
Jak ogólnie oceniasz zeszły rok pod względem filmowym?
Myślę, że w jakimś stopniu kino wciąż się szuka po pandemii. Mamy dużo nowych pomysłów, ale też wciąż powrotów do starych formuł i sprawdzonych opowieści. Widać wyraźnie, że Hollywood ma obecnie duży problem z oryginalnością - nadal kurczowo się trzyma innych tekstów kultury: od powieści i komiksów, po biografie i opowieści historyczne. To sprawia, że często mamy wrażenie wtórności i tego, że kino za nami nie nadąża. Stąd cieszy mnie, że w tym roku wyłuskano "Wszystko wszędzie naraz", które próbuje się w tym naszym codziennym chaosie odnaleźć.
Pobawmy się we wróżki: czy masz jakieś przewidywania na Oscary w 2024 roku?
Nie jestem aż tak dobra w przewidywaniach, ale myślę, że wiele będzie zależało od kierunku Oscarów w przyszłym roku. Jeśli potwierdzą, że szukają innych, ciekawych, oryginalnych narracji to będzie to kolejna zachęta dla wytwórni filmowych, by szukać opowieści, które są inne. I takiego kina bardzo potrzebujemy w naszym dynamicznie zmieniającym się świecie.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.