Sprawdziliśmy wakacyjny hit Polaków w dobie koronawirusa. Czy na Majorce jest bezpiecznie?
Majorka to tegoroczny hit wakacyjny wśród Polaków. Z jednej strony niedrogi, upalny raj oddalony o niecałe trzy godziny lotu. Z drugiej to ciągle Hiszpania, która boryka się z potężną falą koronawirusa, przez co wielu Polaków waha się czy tam lecieć, albo nawet w ostatniej chwili odwołuje wakacje. Postanowiliśmy sprawdzić na własne oczy, czy Polacy mają się tam czego obawiać i jak w praktyce wygląda majorkańska rzeczywistość w dobie koronawirusa. I wbrew pozorom mam dla Was całkiem dobre wiadomości.
Wbrew obawom pasażerów, LOT nie odwołał akcji #LOTnaWakacje.•Fot. naTemat
Loty na Majorkę
Rejsy były częste, w dobrych godzinach (poranny wylot, powrót w ciągu dnia) i w efekcie na Majorkę można było polecieć w cenie 250 zł za osobę w dwie strony. Z czasem ceny te wzrosły, ale i tak były opłacalne. Nic dziwnego, że skusiła się na nie cała masa Polaków a Palma, stolica Majorki, była wśród najpopularniejszych wakacyjnych planów naszych rodaków. Niektórzy lecieli prywatnie, inni z biur podróży, które równie chętnie kupowały miejscówki w samolotach.Czytaj także: 21 najskuteczniejszych na świecie leków na covid-19. Naukowcy podali nową listę
Na taki pomysł wpadli nie tylko Polacy, Majorka jest także szalenie popularna wśród Brytyjczyków i Niemców.
I wszystko wyglądało idealnie do momentu, gdy Hiszpania nie stała się po raz kolejny jednym z największych ognisk koronawirusa na świecie i największym w Europie. Łącznie jest tam zakażonych 326 612 osób, z czego 28 581 zginęło (stan na 12 sierpnia wg WHO).
W mediach dominowały informacje w raczej ponurym klimacie. Hiszpania zamyka 55 plaż ze względu na tłumy turystów, Barcelona wprowadza dodatkowe obostrzenia, Wielka Brytania zarządza 2-tygodniową kwarantannę dla powracających z Hiszpanii, a jeden z naszych rodaków trafił do aresztu za to, że nie chciał założyć maseczki i napluł na kontrolującego go policjanta.
Po prawej kolejka Polaków do odprawy, po lewej (ta malutka) Brytyjczyków. Widać, że obowiązkowa kwarantanna zniechęciła większość z nich.•Fot naTemat
Lecieć czy nie lecieć?
Na to wszystko nałożył się jeszcze lawinowy wzrost zakażeń w Polsce. W grupach na Facebooku (na jednej z nich jest ponad 13 tys. osób) zaczęło dominować jedno pytanie: czy w związku z tym lecieć na Majorkę, czy może odwołać lot? Czy jest bezpiecznie? Czy i gdzie trzeba nosić maseczki? Czy wrócimy? Czy lepiej zmienić kierunek na Grecję lub Włochy?Polski rząd dawał dość enigmatyczne wytyczne w tej sprawie. Nie wykluczał kwarantanny, ale decyzje miał podjąć w ciągu kilku tygodni. Kilka tygodni minęło i kwarantanny jak nie było, tak nie ma. Niemniej, sporo osób poodwoływało swoje wycieczki.
Dość powszechny widok.•Fot. naTemat
A jak sytuacja wygląda w praktyce? Sprawdziliśmy to na własnej skórze, lecąc na miejsce.
Największa zmiana i formalność czeka podróżujących właściwie na początku. Na 48 godzin przed odlotem każdy wjeżdżający do Hiszpanii jest zobowiązany do wypełnienia specjalnego formularza hiszpańskiego urzędu ds. zdrowia w podróży. To prosty dokument, w którym odpowiadamy na podstawowe pytania dotyczące stanu zdrowia, zostawiamy swoje dane (m.in. numer lotu, adres, telefon) i generujemy specjalny kod QR.
Kolejka do pokazania specjalnego kodu QR.•Fot. naTemat
Ważny kod QR
Ten kod to absolutny "must-have" przed wjazdem do Hiszpanii, bez którego nie zostaniecie wpuszczeni na jej teren. Ba, sprawdzają go już na lotnisku w Polsce, więc bez niego nawet nie wylecicie z kraju. Można go wydrukować na kartce lub mieć w aplikacji. Dodatkowo w samolocie stewardessy rozdają kolejny formularz, ale jeśli wypełniliście go wcześniej, nie musicie robić tego drugi raz. W samolocie wszyscy lecą w maseczkach.Na lotnisku jest zaskakująco normalnie. Tłumy jak zazwyczaj, tyle że wciąż w maseczkach. To cieszy, bo jeszcze kilka miesięcy temu więcej było tych osób bez zasłoniętej twarzy.
Jedyna różnica względem stanu normalnego to konieczność odhaczenia wspomnianego QR kodu, ale trwa to chwilę i wygląda mniej więcej jak "odpikanie się" przed wejściem na pokład samolotu. Nie ma wyjątkowych środków bezpieczeństwa, w jednym miejscu zauważyłem kamery mierzące temperaturę, ale to i tak nic w porównaniu do tego, jak wyglądały lotniska w Azji na początku pandemii.
Na lotniskach po staremu, z jedną różnicą: wszyscy noszą maseczki.•Fot. naTemat
Słuchając doniesień z Hiszpanii, gdzie sytuacja faktycznie jest poważna, łatwo się przestraszyć i zaburzyć sobie perspektywę. Trzeba jednak pamiętać, że Majorka, choć należy do Hiszpanii, nie leży w jej kontynentalnej części. Znajduje się w archipelagu Balearów, gdzie jest największą wyspą z ok. 900 tys. mieszkańców.
A gdy dane o zakażeniach rozłoży się bardziej szczegółowo, widać, że choć w samej Hiszpanii jest ich niepokojąco dużo, to Baleary wyglądają względnie normalnie.
Fot. naTemat
Prawdziwa skala zakażeń
Z najnowszych danych hiszpańskiego ministerstwa zdrowia o koronawirusie (12 sierpnia) wynika, że całe Baleary są w Hiszpanii dopiero na 12. miejscu zakażeń ogólnie. Łącznie od początku pandemii zanotowano tam 3780 zakażeń, dla porównania w regionie Madrytu jest ich ponad 83 tysiące, a w Katalonii blisko 90 tysięcy.Czytaj także: Nowe obostrzenia dot. COVID w Polsce. Co wolno, a czego nie w strefie czerwonej, żółtej i zielonej?
Jak wygląda bardziej aktualna perspektywa? Podobnie. W ciągu ostatniego tygodnia na całych Balearach (wyspy Majorka, Minorka, Ibiza, Formentera, Cabrera) przybyło 768 zakażonych (8. miejsce). W Katalonii było ich ponad 4800, w Madrycie i okolicach niemal 5400. W Polsce w ostatnich dniach przybywa 600-800 zakażonych – dziennie.
Dokładniej mówiąc, na chwilę obecną liczba zakażonych koronawirusem na Balearach w ciągu ostatnich siedmiu dni odpowiadała za zaledwie 3 proc. zakażeń w całej Hiszpanii w tym samym okresie, i 2 proc. ciągu 14 dni. Dynamika zachorowań jest znacząco niższa niż w Polsce.
Fot. naTemat
Niemniej, żeby nie było aż tak kolorowo, 228 osób zdiagnozowano na Balearach tylko we wtorek 11 sierpnia. To najgorszy wynik od początku pandemii. Na szczęście 90 proc. z nich przechodzi chorobę bezobjawowo lub z delikatnymi symptomami.
Maria Antónia Font odpowiedzialna za służbę zdrowia na Balerarach apeluje o zachowanie standardowych środków ostrożności, unikanie skupisk ludzi i minimalizowanie kontaktów. Zapowiedziała też, że w najbliższych dniach zostaną podjęte dalsze decyzje co do ewentualnych obostrzeń.
Sporo restauracji wygląda w ten sposób.•Fot. naTemat
Wszędzie maseczki
Czy na ulicach Majorki widać i czuć koronawirusa? To zależy. Wszyscy noszą karnie maseczki, taki jest obowiązek. I szczerze mówiąc nie widać było nikogo, kto by się do tego nakazu nie stosował. Wejścia do sklepów, restauracji, a nawet straganów są uzbrojone w dezynfekatory – podobnie jak u nas.Jeśli miałbym powiedzieć po czym najbardziej widać, że sytuacja nie jest do końca w normie, powiedziałbym, że po restauracjach. Ale nawet nie tych w Palmie, ale w mniejszych, typowo turystycznych miejscowościach. Goście oczywiście są, ale nie licząc paru wyjątków raczej nie były to wypchane lokale, a wiejące mniejszą lub większą pustką stoliki. Część z nich nawet się nie otworzyła (podobnie jak niektóre hotele), wieczorem ulice bywały puste – zwłaszcza w rejonie popularnej turystycznie Alcudii.
Menu w restauracji na Majorce w czasach koronawirusa.•Fot. naTemat
Pustek nie ma za to na plażach, ale spokojnie: nie są to dzikie tłumy, które wymagałyby zamykania plaż. Gdyby zasłonić komuś oczy, wsadzić w samolot, zawieźć na majorkańskie plaże i dopiero tam je odkryć, nie zauważyłby, że coś jest nie tak. No może dopiero wtedy, gdyby trafił na turystów w maseczkach. A i tacy się trafiają, szybko jednak zdejmują je, gdy się rozłożą.
Niektórzy zdecydowali się nie otwierać.•Fot. naTemat
Ale nie brakuje i takich, które są pełne. Tych jest jednak mniej.•Fot. naTemat
Plaże, plaże, plaże
Jeśli miałbym coś doradzić, to lepiej odpuścić typowo miejskie plaże i celować w te naturalne, bardziej na uboczu. Są piękniejsze, ludzi zdecydowanie mniej. Plaży starczy dla wszystkich, nie było żadnej zamkniętej. Pod koniec lipca policja jednak kontrolowała obłożenie jednej z popularniejszych plaż Cala Major, ale tylko po to, by nie wpuszczać więcej osób niż nakazują środki bezpieczeństwa (1,5m odstępu przekłada się na ok. 1250 osób na plaży).Niektórzy nawet na plaży nie zdejmowali maseczek.•Fot. naTemat
Na naturalnych plażach jest wyraźnie mniej ludzi niż na tych miejskich.•Fot. naTemat
Czytaj także: Polski lekarz walczy z koronawirusem w Hiszpanii i opowiada, jak to wygląda
Lecieć czy nie lecieć?
Koniec końców, czy Polacy mają się czego obawiać i powinni odwoływać swoje wakacje na Majorce? Po tym co zobaczyłem przygotowując ten reportaż, można śmiało powiedzieć, że nie ma ku temu powodów. Na chwilę obecną sama Majorka jest statystycznie bezpieczniejsza niż Polska, a setki plaż czekają. Życie toczy się normalnie i tylko widok nieco zbyt pustych ulic lub knajp przypomina o koronawirusie.Na wakacjach, niezależnie gdzie je spędzicie, trzeba pamiętać o zdrowym rozsądku i podstawowych środkach bezpieczeństwa. Unikać zgromadzeń, nosić maseczkę, dezynfekować ręce i... odpocząć. Zwłaszcza, że polski rząd rozważa wariant niemiecki, czyli zamiast koniecznej kwarantanny, obowiązkowe i darmowe badania dla wracających z zagranicy.
Po powrocie do Polski nie ma żadnej kontroli ani badań. W samolocie wypełnia się jedynie kartę lokalizacyjną, by w razie czego służby wiedziały, z kim się kontaktować w przypadku ew. ryzyka zakażenia na pokładzie.
Jeśli macie możliwość wyboru, zdecydowanie lepiej wynająć dom lub apartament na własną rękę niż decydować się na hotel. To dwa plusy: jesteście sami i ograniczacie potencjalnie niebezpieczne kontakty z innymi, a także pozbywacie się ryzyka, że dany hotel nagle się zamknie.