Oto 5 grzechów głównych PiS ws. pandemii. Teraz widzimy ich tragiczne skutki

Adam Nowiński
Zapewnienia rządu dotyczące gotowości do walki z drugą falą koronawirusa wydają się nie mieć pokrycia z rzeczywistością. Brakuje personelu medycznego, system się zatyka, a zakażonych przybywa w ekspresowym tempie. Razem z gronem lekarzy specjalistów przygotowaliśmy listę 5 grzechów rządu PiS, które miały wpływ na obecną sytuację.
Lekarze twierdzą, że nie byliśmy przygotowani do odparcia ani I, ani II fali epidemii koronawirusa. Fot. Łukasz Krajewski / Agencja Gazeta
Od miesięcy rządzący zapewniali, że Polska jest przygotowana do odparcia II fali epidemii koronawirusa. Jednym z ostatnich "optymistów" był minister zdrowia Łukasz Szumowski, który odchodząc ze stanowiska, tak uspokajał społeczeństwo.

Czytaj także: Minister zdrowia nie ukrywa, że jest źle. Ogłosił, ile zakażeń możemy mieć w przyszłym tygodniu

– (Wiceminister Waldemar Kraska - red.) posiada raport, który wskazuje, jak przygotować się do jesieni. Warto przy tej okazji dodać, że udało się ufortyfikować Polskę w walce z wirusem. Stworzyliśmy zaplecze do testowania pacjentów oraz laboratoria, które są niezbędne do tego, aby odbierać wyniki testów. Do tego powstały szpitale jednoimienne – wyliczał były już minister zdrowia.


Dodał także, że Polska jest gotowa na drugą falę koronawirusa. Podobne słowa padały w lutym. Zapewniano nas o dostatecznej ilości sprzętu ochronnego, respiratorów, miejsc w szpitalach. Dopiero potem okazało się, że trzeba na szybkości organizować transporty tych materiałów, bo są ogromne braki i szpitale błagają o pomoc, a respiratory kupuje dla Polski osoba, która trudniła się handlem bronią.

Teraz także widać, że zapewnienia rządzących nie mają pokrycia w rzeczywistości. System ratunkowy zatyka się. Przed szpitalami ustawiają się kolejki karetek z pacjentami z covid-19. Brakuje miejsc covidowych oraz personelu medycznego do opieki nad osobami z ciężkimi objawami koronawirusa. A mamy dopiero początek sezonu grypowego.

Razem z lekarzami, wybitnymi specjalistami udało nam się wyszczególnić pięć spraw, których nie dopilnował rząd lub które przespał i można było je zorganizować o wiele wcześniej. Gdyby podjęto inne decyzje, być może mówilibyśmy teraz nie o 9 tys. zakażeń, a o znacznie mniejszej liczbie.

1. Budowa oddziałów obserwacyjnych

Na tę kwestię zwrócił uwagę nasz wcześniejszy rozmówca, prof. Juliusz Jakubaszko. Twierdził w jednym z ostatnich wywiadów, że budowa przy oddziałach ratunkowych oddzielnych komórek obserwacyjnych znacznie odciążyłaby zatamowane obecnie SOR-y.

Podobnego zdania jest profesor Robert Flisiak, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Uważa bowiem, że takie rozwiązanie powinno zostać wprowadzone już dawno, o czym sam głośno mówił od miesięcy.

Czytaj także: Czy wystarczy respiratorów dla chorych? Pinkas: Na razie sytuacja jest pod kontrolą

– Już od marca mówię i powtarzam, że przy każdym oddziale ratunkowym powinien powstać oddział obserwacyjny. On by przygotowywał ludzi na jesień. Nie zrobiono w tym kierunku nic, ignorowano głosy ekspertów i słuchano urzędników – mówi naTemat prof. Flisiak.

2. Szkolenia z obsługi respiratora

Są też rzeczy, które rząd robi teraz, ale wydają się być to działania awaryjne, które można było przeprowadzić w "spokojniejszym" okresie, jeśli nie o wiele wcześniej. Chodzi oczywiście o zarządzone niedawno szkolenia z obsługi respiratorów dla lekarzy i pielęgniarek z innych oddziałów szpitalnych.

Wielu ekspertów podkreślało w mediach, w tym na łamach naTemat.pl, że nauka obsługi takiego urządzenia nie jest łatwa i nie trwa dzień lub tydzień, a lata. Podkreśla to też prof. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej.

– To nie jest nauka jazdy samochodem, która też przecież ma swój wymiar czasowy, praktyczny i teoretyczny, by nie doprowadzić do tragedii. Respirator to jeszcze bardziej skomplikowane narzędzie pomagające ratować życie ludzkie i nie da się na nim wcisnąć jedynie przycisku "stop" lub "włącz". To nie robot, który sam się dostosuje – mówi nam prof. Matyja.

Trudno jednak przewidzieć wystąpienie takiej pandemii, jaka jest teraz i o wiele wcześniej skierować personel na szkolenie. Ale czy nie lepiej byłoby to zrobić wtedy, kiedy tych zakażeń było o 20 razy mniej? Wtedy było łatwiej znaleźć osobę, która może pokazać działanie takiego sprzętu, bo zajętych było kilkanaście lub kilkadziesiąt respiratorów, a nie tak jak teraz – kilkaset.

– Oczywiście, że była na to chwila czasu, ale jak podkreślam, nie jest to czynność, która można opanować w tydzień lub jeszcze lepiej – zdalnie. Na to trzeba trochę więcej czasu. Ale niestety tak jest, jak się nie słucha ekspertów – stwierdza szef NIL.

3. Lista lekarzy

Podobnie sprawa wygląda, jeśli chodzi o listę lekarzy i pielęgniarek, których wojewodowie mogą wzywać awaryjnie do walki z epidemią. Jest ona używana przez nich, ponieważ Polska nie posiada wystarczającej liczby aktywnych medyków i trzeba posiłkować się lekarzami rodzinnymi lub innych specjalizacji.

Sęk w tym, że wezwania do pracy na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem dostają emeryci, ciężarne lub rodzice małych dzieci. Takie problemy były jeszcze w marcu i są teraz. Lista nie została po prostu zweryfikowana.

– Znamy liczne przypadki, kiedy zasadność tych skierowań była podważana. Rodzina, trójka dzieci i jedno niepełnosprawne, lekarka w ciąży na zwolnieniu, lekarze emeryci - wyliczała przykłady w wywiadzie dla Wirtualnej Polski Maria Kłosińska, lekarka z Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.

– O tym, że będzie druga fala, wiedziano już pół roku temu. Przez miesiące zmarnowano czas, aby zrobić rezerwy i zweryfikować liczbę dostępnych lekarzy – dodała. Podkreśliła również, że ani naczelna, ani okręgowe izby lekarskie nie mogą udostępniać danych do weryfikacji samorządom ze względu na RODO. Ale jest taka możliwość w przypadku Ministerstwa Zdrowia.

– Przede wszystkim z niewolnika nie będzie dobrego pracownika. Należy o tym rozmawiać, uprzedzać, a nie podejmować decyzję z dnia na dzień – mówi nam szef NIL.

– Ponadto liczba lekarzy w Polsce jest na ostatnim miejscu w Europie. Nie można decydować o tym, że leczymy jednych pacjentów kosztem drugich. Przenosząc lekarzy z innych oddziałów do walki z koronawirusem, tracimy ich na oddziałach, a których też są pacjenci – dodaje prof. Matyja.

4. Obostrzenia i ich zluzowanie

W czasie, kiedy powinno się działać, wprowadzać odpowiednie przepisy, budować tymczasową infrastrukturę, rząd zajęty był wyborami i wojną ideologiczną. Tematy zastępcze przesłoniły prawdziwe problemy. Ba, nawet więcej. Przecież sam premier Mateusz Morawiecki "zakończył" epidemię.

Czytaj także: Morawiecki jawnie lekceważy pandemię. Nie uwierzycie, jak zachęcał na wiecu do głosowania

– Od początku ataku koronawirusa popełniono wiele błędów, a teraz są tego efekty. Począwszy od tego, że pożegnaliśmy w pewnym momencie wirusa, zlekceważyliśmy go. I nie dziwię się, dlaczego tak, a nie inaczej zachowało się społeczeństwo i odeszło od zasad bezpieczeństwa. Zluzowaliśmy obostrzenia, zezwoliliśmy na imprezy rodzinne, takie jak wesela i mamy takie teraz tego wyniki w postaci rosnącej liczby zakażeń – mówi nam szef NIL.

Rzeczywiście przez wakacje jednymi z większych ognisk zakażeń koronawirusa w Polsce były wesela i imprezy rodzinne. To tam najliczniej i najczęściej dochodziło do zakażeń. I to właśnie te przypadki przełożyły się na powrót pierwszych obostrzeń szczególnie w Małopolsce. Jednak całkowity zakaz organizacji wesel wszedł dopiero kilka dni temu, w październiku.

5. Prawny nakaz noszenia maseczek

Lekarze i specjaliści nie mają wątpliwości, że zasłanianie ust i nosa, dezynfekowanie rąk i utrzymywanie dystansu społecznego są naszą najlepsza i podstawową bronią w walce z koronawirusem.

Trudno jednak wygrywać tę walkę, kiedy część społeczeństwa nie chce jej używać. Co więcej, buntuje się przeciwko temu. Mowa o koronasceptykach, którzy nie chcą stosować się do rozporządzeń rządu i nie chcą nosić maseczek. Dopiero niedawno obóz władzy wydał im wojnę i zaostrzył przepisy. Nie zrobił tego jednak przez ustawę, która prawnie nałożyłaby na obywateli kraju obowiązek zakrywania ust i nosa. Stało się to za pomocą kolejnego rozporządzenia, które w rozumieniu sądów bardziej prosi Polaków o noszenie maseczek, niż im to nakazuje.

Czytaj także: Rosjanie mają już... drugą szczepionkę na koronawirusa. Putin chwali się preparatem EpiVacCorona

I to jest błąd, bo czasu na stworzenie odpowiedniego projektu ustawy w tej kwestii było mnóstwo. Można było to zrobić jeszcze przed wakacjami, a nawet i po nich. Ale ważniejsza wtedy była dla PiS wewnętrzna walka o władzę w Zjednoczonej Prawicy.

Dzięki takiej ustawie nie byłoby może tylu sytuacji, które obserwujemy teraz, że koronasceptycy nie przyjmują mandatów, a sądy je kasują, bo nie mogą karać obywateli z tego tytułu.