Gersz: Filipie Chajzerze, może zamiast kupować Rolexa, zatrudnij specjalistę ds. wizerunku?
Filip Chajzer przez lata był związany z TVN, był jedną z największych gwiazd stacji. Jako prowadzący "Dzień Dobry TVN" podobno zbijał kokosy, chociaż miał kilka "legendarnych" wtop, jak ta z atakiem paniki (za co potem słono zapłacił, o czym pisał w swojej książce "Niejednoznacznie pozytywny").
Chajzer zalicza wtopę za wtopą. Afera z FAME MMA to nie wszystko
Po odejściu z telewizji Chajzer sprawia jednak wrażenie, jakby wizerunkowo staczał się po równi pochyłej. Owszem, wystąpił w "Tańcu z gwiazdami" i otworzył już dwie budki z kebabem, co podobno kocha i co (najwyraźniej, o czym potem) nieźle prosperuje, ale zalicza przypał za przypałem.
Zapowiedział, chociażby że zawalczy w FAME MMA (na konferencji wyjawił, że był ćpunem, walił kokę hardkorowo", ale pokonał uzależnienie, co cieszy) i to za grubą kasę. Wcale zresztą tego drugiego nie ukrywał, bo wyznał, że spłaci za to swoje mieszkanie w Hiszpanii, które kupił, żeby uciec od polskiego hejtu.
– Pani agentka pokazała mi mieszkanie w Hiszpanii. Bardzo mi się spodobało. Trzeba było brać, bo za chwilę przyszliby kolejni ludzie i by je wzięli. Wpłaciłem zaliczkę, wychodzę z tego mieszkania i sobie myślę: gościu ty w ogóle nie masz pieniędzy. I za chwilę dzwoni telefon z Fame MMA. Pytam ich: będę się na***ć? Oni mówią: tak. Ja pytam: za ile? Oni podają mi kwotę i nagle się okazuje, że ta kwota jest równa cenie mieszkania z opłatami, ale tak jeden do jednego. No Steven Spielberg nie wymyśliłby takiego scenariusza. I myślę sobie, okej, a więc to jest po coś – opowiadał w naTemat.
Mimo że Chajzer wymienił też inne powody udziału w FAME MMA, to na byłego prezentera wylała się krytyka. Skądinąd słuszna, bo to, mówiąc łagodnie, dość niefajne środowisko: pełne hejtu i wyzwisk, pozbawione szacunku. A na dodatek wcześniej zapierał się, że nie wystąpi w oktagonie, bo "jeszcze jakaś godność jest mniej więcej potrzebna".
Chajzer bronił swojej decyzji ("będę się lać w FAME MMA [...] bo mogę i takie mam FLOW", " jestem najdroższą w mieście sprzedajną k**wą"), po czym nagle... zrezygnował z walki. Zrobił to w bardzo dziwacznym poście, który potem zniknął z sieci, ale jakiś czas później federacja wyjawiła, że wszystko załatwione, a jego rywal Gimper w końcu zawalczy z Krzysztofem Gonciarzem.
Ok, no rozmyślił się, zdarza się, chociaż zrobił to w słabym stylu. Tylko że Chajzer, który naokoło opowiadał, że "życie powinno być fajne", wcale nie zamierzał dać o sobie zapomnieć, chociażby ściął się z Edwardem Miszczakiem (który w sumie przytomnie podsumował ostatnie poczynania dawnego podopiecznego) czy sprosił księdza, żeby poświęcił jego nową kebabową budkę.
A wcześniej były prezenter... promował swój kebab w szpitalu i potem też robił mniejsze dobroczynne akcje, w co – pomijając już jego intencje, które przecież mogły być dobre – mało kto wierzył. Dlaczego? Przez aferę ze swoją fundacją.
Przypomnijmy, że Goniec.pl podał kilka miesięcy temu, że choć fundacja Filipa Chajzera pomagała wcześniej choremu synowi pani Moniki Kozieł, to "kolejne faktury za terapię, którą rozpoczął 7-latek, przestały być regulowane". Były prezenter zabrał wówczas głos w social mediach. Przedstawił swoją wersję wydarzeń i zasugerował, że mocno zawiódł się na ludziach, którzy działali w imieniu jego organizacji.
Nie upłynęło wiele czasu, a wspomniany portal opublikował kolejne doniesienia. Mogliśmy się z nich dowiedzieć, że "problemy z prawem może mieć dyrektor wykonawczy "Takiej Akcji". "Krzysztof Ś. usłyszał zarzuty przywłaszczenia ponad 700 tys. zł z konta fundacji Filipa Chajzera [...] Jak wynika z naszych ustaleń, Krzysztof Ś. jest jedyną osobą, która usłyszała zarzuty w postępowaniu prowadzonym przez poznańską prokuraturę" – czytaliśmy.
Tymczasem Goniec dotarł w lipcu do relacji rodziny kolejnego podopiecznego, który ma guza mózgu. – Jesteśmy jednymi z tych, którzy nie otrzymali żadnych pieniędzy. Prawdę mówiąc, czekałam na kontakt ze strony prokuratury, pani reprezentującej fundację bądź też pana Chajzera. Niestety. Smutne to i bardzo słabe – powiedziała mama chorego.
Co na to Filip Chajzer? W obliczu problemów finansowych przyznał, że "sprawa jest bardzo trudna". – Sprawę nieprawidłowości, a mówiąc wprost – zniknięcia pieniędzy z konta fundacji odkryłem w zeszłym roku i osobiście zgłosiłem do prokuratury – powiedział w rozmowie z Pudelkiem i zaznaczył, że sprawa jest w toku, a on stawia się na kolejne przesłuchania.
Chajzer obnosi się z kasą. To niesmaczne
Sprawa fundacji dolała oliwy do ognia, ale Chajzer wrzuca kolejne podpałki. Podpałki z serii: "mam pieniądze i mi się powodzi". Oto prezenter postanowił z powrotem wejść na szczyt popularności, ale robi to w dziwny sposób. Na Instagramie wrzuca relację z zakupów w ekskluzywnym butiku, z robienia sobie nowych zębów w prywatnej klinice (rezultat jest dość... oszałamiający), aż w końcu... chełpi się zegarkiem marki Rolex.
I to w najgorszy możliwy sposób. Nie, Chajzer nie opublikował jedynie zdjęcia z luksusowym zegarkiem na nadgarstku, co jeszcze można byłoby zrozumieć, ot, influencerzy.
Ale na Instagramie pojawił się film (wprost mówiący, że to współpraca reklamowa), w którym Chajzer z "panem z Rolexa" u boku opowiada: "To miał być symbol odbicia się od dna. Ja z kolei, nie tak dawno temu, chociaż, na szczęście, na tyle dawno, żeby już stać mocno na nogach, też szedłem na najniższe dno psychiki. I wracam. I niech ten zegarek będzie moim symbolem zwycięstwa i niepoddania się, zrobienia super biznesu".
Ba, wybrał nawet model sygnowany przez Jamesa Camerona, reżysera "Titanica", który samotnie dotarł do dna Rowu Mariańskiego na głębokość 10 989 metrów (to najgłębsze miejsce na Ziemi, przynajmniej według obecnej wiedzy). Wiecie, symbolika. Symbolika o wartości 80 tysięcy złotych, a to przecież tylko cena samego zegarka. To dodawanie głębi na siłę i udawanie, że chodzi, o co więcej, a chodzi przecież o pieniądze.
Cieszę się, że Chajzer odbił się od dna i czuje się lepiej. Ale dlaczego "wraca" w tak ostentacyjny sposób?
Kasa, dziwne akcje, ciągłe parcie na szkło, mimo że zapiera się, że jest mu w życiu super. Krindżowa reklama Rolexa przelała czarę goryczy, w komentarzach internautów sama krytyka. Nic dziwnego, bo serio, czym jest ten luksusowy zegarek w obliczu zarzutów pod adresem jego fundacji, która miała pomagać chorym dzieciom? Ok, wstawił zdjęcie z lotu tanimi liniami, ale w kontekście tego wszystkiego to dodatkowo razi nieszczerością.
Naprawdę warto czasem zejść z showbiznesowej sceny (zwłaszcza że podobno wystarczy mu sam kebabowy biznes). Albo zatrudnić doradcę od wizerunku. Lub go zmienić czy zacząć go słuchać, bo coś jest nie tak. Filip Chajzer przeistoczył się z lekko przypałowego dziennikarza w atencyjnego i oderwanego od życia celebrytę, którego trudno już brać na poważnie.
Czytaj także: https://natemat.pl/567803,wieniawa-ma-dola