Minister Błaszczak ogłosił niedawno, że wraz ze zmianami w sądownictwie przeforsowanymi przez PiS "skończył się w Polsce komunizm". Wiele wskazuje jednak na to, że może się on dopiero zacząć, gdy petenci sądów na własnej skórze przekonają się, że "lepiej już było". Stanie się tak gdy zorientują się, że w zderzeniu z upolitycznioną machiną sądową są bez szans oraz gdy zaczną zgrzytać zębami na jeszcze większą przewlekłość postępowań niż do tej pory.
A noworoczny chaos w sądownictwie juz teraz zaczyna przypominać chaos w służbie zdrowia. Tak jak kolejki do lekarzy są coraz dłuższe, tak istnieją poważne przesłanki, że coraz dłużej będziemy czekać na załatwienie najbłahszej sprawy w sądzie.
Po pierwsze kadry
Coraz wyraźniej bowiem widać, że w zmianach PiS i prezydenta Dudy przeforsowanych w wymiarze sprawiedliwości nie chodziło wcale o sądy bardziej przyjazne obywatelom, ale o polityczny wpływ na nie poprzez odpowiednie kadry.
Dlaczego? Niedługo wejdzie choćby w życie zapisany w nowej ustawie o Sądzie Najwyższym pomysł prezydenta Dudy o tzw. skardze nadzwyczajnej. Każde orzeczenie sądowe z ostatnich 20 lat będzie mogło być wzruszone, a sprawa ponownie rozpoznana. Do SN mogą więc wpłynąć dziesiątki, a może nawet setki tysięcy spraw.
Na przykład od siedmiu tygodni minister sprawiedliwości nie może powołać zastępców prezesa Sądu Apelacyjnego w Katowicach. Sędziowie mają odmawiać w geście solidarności z odwołanymi ze stanowisk kolegami. Poszukiwani będą więc kandydaci z sądów niższej instancji.
– Zanim Sąd Najwyższy ukonstytuuje się na nowo musi upłynąć wiele czasu, a wciąż mamy same znaki zapytania, jak on będzie działał. Do tego sądu trafia kilkanaście tysięcy spraw rocznie. Natomiast gros z nich, to są sprawy prowadzone przez sądy rejonowe i okręgowe, a do dzisiaj nie udało się właściwie wdrożyć komputerowego systemu przydziału spraw – mówi w rozmowie z naTemat sędzia Stępień.
– Najczęściej jest też tak, że ci sędziowie, którzy przyjmują stanowiska prezesów sądów od ministra Ziobry nie mają silnego oparcia w swoim otoczeniu, a zatem nie będą sprawnymi organizatorami życia wewnątrzsądowego – tłumaczy.
– Poza tym, nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy w to, iż żeby usprawnić pracę sadów i skrócić czas postępowań trzeba było "wyrzucić" prawie połowę sędziów SN – podkreśla nasz rozmówca.
– Tutaj chodzi o to by zapanować nad sądownictwem, żeby tworzyć sobie odpowiednie kanały kontroli wyroków, na których władzy zależy. Stąd ta skarga nadzwyczajna. Nie bądźmy naiwni, że celem tych zmian jest wyeliminowanie jakichś niesprawiedliwych wyroków sprzed lat, które mogły się zdarzyć. Chodzi o wyeliminowanie niekorzystnych wyroków dla ludzi związanych z władzą – ocenia sędzia Stępień.
Spowolnienie pracy sądów
Podobnie uważa sędzia Waldemar Żurek, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa. – Moim zdaniem zmierzamy w kierunku spowolnienia pracy sądów, a być może za chwilę chaosu prawnego także na poziomie instytucji europejskich – podkreśla sędzia Żurek.
– Chaos w sądach już widać, bo zwiększyła się liczba spraw do załatwienia na jednego sędziego. Odpowiedzialność ponosi za to organizator nowego systemu. A organizator systemu zwleka choćby z ogłoszeniem 800 etatów w sądach. Minister Ziobro ewidentnie czeka na to żeby nowa, polityczna KRS wskazała swoich kandydatów na sędziów. Nie będzie zapewne ważna jakość tych kandydatów byleby zostali oni obsadzeni i byli to najlepiej "swoi". Być może na chwilę przybędzie wtedy załatwień spraw w sądach, ale jakości takiej pracy nie chciałbym oceniać – podkreśla w rozmowie z naTemat Żurek.
A co KRS sądzi o procedurze losowania sędziów do konkretnych spraw? – My nie mówimy nie, ale politycy PiS wprowadzają w błąd opinię publiczną opowiadając o tym, iż żeby załatwić jakąś sprawę w sądzie, to do tej pory liczyły się znajomości i "dojścia” do decydentów. To jest obrzydliwe kłamstwo, bo system numerkowo-alfabetyczny funkcjonował od dawna, a w procedurze karnej - na żądanie - istniał też system losowania – zaznacza rzecznik KRS.
Ma jednak zasadniczą uwagę. – System losujący powinien znajdować się w gestii niezależnego podmiotu władzy sądowniczej, bo polityczna centralizacja tego losowania jest bardzo niebezpieczna. Minister i prokurator generalny nie może pośrednio decydować, kto losuje sprawy sądowe – argumentuje Żurek.
– Skargi nadzwyczajne z kolei łamią zasadę pewności prawa i będzie to doprowadzało do totalnego zapchania instytucji, które mają służyć do innych celów. Ucierpią na tym także sprawy bieżące – tłumaczy.
Przypomnijmy, że podpisane przez prezydenta ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa zostały już opublikowane w Dzienniku Ustaw. Ustawa o SN wejdzie w życie po 3 miesiącach, ale już ustawa o KRS po 14 dniach, co w praktyce oznacza że w styczniu rozpocznie się procedura dot. wyboru nowej rady – choć do samego głosowania w Sejmie raczej nie dojdzie w tym miesiącu.
Wcześniej zaczęła obowiązywać nowa ustawa o sądach powszechnych, co przejawia się przede wszystkim dymisjami prezesów sądów, do których zaufania nie ma minister Zbigniew Ziobro.
A jak wyglądają obecne statystki pracy sądów? Jak podała "Rzeczpospolita” powołując się na dane MS, w 2016 r. proces trwał średnio 4,7 miesiąca, a w pierwszych trzech kwartałach 2017 r. już 5,4 miesiąca. Więcej jest też procesów trwających ponad rok: w 2016 r. 13,4; w 2017 r. 13,8. Wzrósł też średni czas trwania spraw niezałatwionych: z 7,4 do 8 miesięcy.
A wszyscy wróżą, że będzie jeszcze gorzej. Po zmianie ustrojowej i wymianie kadr Sąd Najwyższy czeka rewolucja związana z likwidacją tzw. przedsądu. Jak podał "Dziennik Gazeta Prawna” posłowie PiS uważają, że wiele skarg kasacyjnych bezzasadnie trafia do kosza już na etapie wstępnej selekcji dokonywanej przez jednego z sędziów izby cywilnej, czyli w przedsądzie i chcą zlikwidować to ogniwo.
Tymczasem praktycy zwracają uwagę, że tak radykalna zmiana może mieć dotkliwe skutki dla tempa i wydajności pracy Sądu Najwyższego. Rzecznik SN sędzia Michał Laskowski ostrzegł w "DGP”, że likwidacja etapu preselekcji pociągnie za sobą ryzyko wydłużenia procesów cywilnych. – Zwłaszcza że niedługo do SN będą też trafiać skargi nadzwyczajne, a podstawy ich wnoszenia są przecież bardzo szerokie – podkreślił sędzia.
Skargi nadzwyczajne i losowanie sędziów
Przypomnijmy, że nowa ustawa o SN wprowadza możliwość wniesienia skargi na prawomocne orzeczenie każdego sądu, jeśli ktoś czuje się nim skrzywdzony.
– Uważam, że wprowadzenie takiej instytucji może podważyć zaufanie społeczeństwa do państwa i prawa i to w dużo większym stopniu niż obecnie. Zagraża to również bezpieczeństwu obrotu prawnego. Każde orzeczenie sądowe z ostatnich 20 lat może być wzruszone, a sprawa ponownie rozpoznana. Zgodnie z założeniami tej zmiany sąd ma kierować się zasadą sprawiedliwości społecznej, która nie została nigdzie zdefiniowana, a przez każdego może być inaczej rozumiana – tłumaczył nam sędzia.
Kolejną zmianą, która może wydłużyć postępowania sądowe jest losowanie sędziów do spraw. - Będzie dwóch sędziów, jeden dostanie 3 sprawy, drugi też dostanie 3 sprawy. Tylko, że sprawy jednego mogą się ciągnąć latami, a drugi swoje załatwi podczas jednego posiedzenia. Nakład pracy będzie inny i praca całego wydziału będzie inna – tłumaczył w TOK FM sędzia Wojciech Smoluchowski z Sądu Rejonowego Lublin Zachód.
Według sędziego Stępnia, w Polsce toczy się od dwóch lat rewolucja i ona wchodzi teraz w fazę budowania trybunałów rewolucyjnych, które mają wymierzyć ludową sprawiedliwość. Ale o tym, które rozstrzygnięcia są sprawiedliwe, a które nie będą decydowali rządzący.
– Takim trybunałem jest na pewno komisja ds. reprywatyzacji, jest próba stworzenia takiego trybunału z Sądu Najwyższego poprzez powołanie izby Kontroli Nadzwyczajnej, to jest próba zapanowania nad sądami poprzez powołanie swoich prezesów. To jest wreszcie powołanie na asesorów młodych ludzi, którzy nie tylko nie mają doświadczenia, ale są źle legitymizowani, bo oni nie powinni być powoływani przez ministra sprawiedliwości. To jest wyjątkowo rażący delikt konstytucyjny. To będzie wywoływało chaos i ci "nasi rewolucjoniści" nieuchronnie zderzą się za jakiś czas z murem – zaznacza były prezes TK.
"Trybunały rewolucyjne"
Czy obywatele szybko zorientują się, że sądy wcale nie będą im przyjaźniejsze? Sędzia Stępień jest raczej pesymistą. – Dla przeciętnego obywatela sprawa sądowa wciąż jest abstrakcją, rzadko się zdarza żeby ludzie trafiali przed oblicze Temidy. Poza tym były okresy, w których sądownictwo działało jeszcze gorzej i ludzie to jakoś znosili – mówi.
– Obawiam się więc, że przeciętny Kowalski będzie się cieszył, że przedstawiciele tzw. elit są postponowani przez władzę. To są takie igrzyska. Lubimy przeczytać jak kogoś wyrzucają, wsadzają do więzienia, bo okazał się złodziejem. Nawet nie zastanawiamy się czy to jest prawda, czy nie – zwraca uwagę sędzia Stępień.