TVN24: Macierewicz ukrywał dowody zaprzeczające teorii o zamachu w Smoleńsku

Alan Wysocki
13 września 2022, 08:14 • 1 minuta czytania
Antoni Macierewicz opublikował raport podkomisji ds. katastrofy w Smoleńsku, wywołując burzę w całym kraju. Od tygodni o sprawie "zamachu" znów było cicho. Teraz TVN24 ujawnia, że były minister obrony narodowej miał mieć dowody zaprzeczające jego tezie o wybuchu.
Antoni Macierewicz ukrywał dowody ws. Smoleńska? Zaskakujące ustalenia Fot. Tomasz Jastrzębowski / Reporter / East News

Antoni Macierewicz miał dowody, że w Smoleńsku nie doszło do zamachu?

Jak wynika z materiału przedstawionego przez dziennikarzy magazynu "Czarno na Białym", Antoni Macierewicz miał ukryć analizę amerykańskiego Narodowego Instytutu Badań Lotniczych. Według ekspertów NIAR nie doszło do wybuchu w skrzydle, a do uderzenia w brzozę.

Wykazała to specjalna, zamówiona przez podkomisję symulacja. Materiały naukowców potwierdziły ustalenia kwestionowane przez obóz rządzący. Tego jednak parlamentarzysta nie opublikował w raporcie końcowym.

Co więcej, były minister miał otrzymać zdjęcie zerwanego dachu szopy leżącej na działce Nikołaja Bodina. Tymczasem polityk Prawa i Sprawiedliwości przekonywał, że Tu-154M leciał o wiele wyżej, niż zakładano, bo... nie zerwał dachu szopy.

Potwierdzono, że zderzenie z brzozą mogło doprowadzić do zniszczenia skrzydła. Nawet jeden z eksperymentów podkomisji miał zaprzeczyć tezom Macierewicza. Mowa o symulacji wybuchu z użyciem materiałów pirotechnicznych.

Uszkodzenia miały znacznie różnić się od tych, z którymi mieliśmy do czynienia w przypadku samolotu prezydenckiego. Co stało z materiałem? Nie trafił do raportu.

W rozmowie z "Czarno na Białym" do doniesień odniósł się były członek podkomisji Marek Dąbrowski. – Niewygodne dowody albo są przemilczane, albo są interpretowane niezgodnie z ich treścią. W sprawie Smoleńska pisanie raportów z przyjętą wcześniej tezą to standard od początku – powiedział.

TVN24 dotarło także do świadka, który widział, jak pobierane są próbki, które miały wykazać, że na pokładzie były materiały wybuchowe. – Czyli one (siedzenia - red.) były już tam zdemontowane ch**j wie kiedy. Co się działo w międzyczasie? Ktoś to musiał przenosić? Czy higiena była zachowana? Wpuszcza się stado ludzi do tego samolotu i ci ludzie robią, co chcą. Dotkną paluchem i już jest po temacie – opisał.

Absurdy w raporcie Macierewicza

Jak pisaliśmy w naTemat, opublikowany przez Macierewicza raport jest naszpikowany absurdalnymi teoriami oraz zaskakującymi tezami. Według rządu do podłożenia ładunków wybuchowych miało dojść podczas remontu Tu-154M w Samarze. Remont ten wykonano jednak jeszcze w 2009 roku.

Sama konferencja Macierewicza nie odpowiedziała na podstawowe pytanie – na podstawie jakich dowodów PiS mówi o zamachu? W opublikowanym dokumencie zaś pokazano zdjęcia rozszarpanych ciał, a także przypadkowe fotografie członków komisji na miejscu zdarzenia.

Nie zabrakło także słynnego eksperymentu w tunelu na ogórki. Do tego doszły puste załączniki. Mogliśmy za to poczytać o polityce energetycznej Lecha Kaczyńskiego. – Do propagowania kłamstwa smoleńskiego został wdrożony aparat państwowy. 25 milionów złotych to kosztowało – podsumował w rozmowie z Anną Dryjańską były przewodniczący Państwowej Komisji do spraw Badania Wypadków Lotniczych dr Maciej Lasek.