Bez dowodów, bez żadnego trybu. Tak fejki o liczbie ofiar powodzi rozsiewa Bosak

Antonina Zborowska
27 września 2024, 06:54 • 1 minuta czytania
Krzysztof Bosak bez żadnych dowodów podważa oficjalne dane dotyczące liczby ofiar powodzi, twierdząc, że "rząd coś ukrywa". Zamiast zaufać informacjom podanym przez policję, polityk skrajnej prawicy opiera swoje wątpliwości na wpisie Bartłomieja Graczaka z portalu X, który także bez żadnych dowodów zarzuca służbom manipulację statystykami. Takie fejki to zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski, ale dla skrajnej prawicy najważniejsze jest, by choćby zmyślić hak na Donalda Tuska.
Krzysztof Bosak podważa informacje udzielone przez Policję dot. ofiar powodzi. Dowód? Bo tak. fot.Andrzej Iwanczuk/Reporter/East News

Kiedy kraj zmaga się z powodzią i jej skutkami, wydawałoby się, że priorytetem dla wszystkich powinna być pomoc poszkodowanym i koordynacja działań ratunkowych. Tymczasem, dla niektórych polityków opozycji katastrofa stała się idealną okazją do zainicjowania politycznego spektaklu opartego na kłamstwach.


W poszukiwaniu "politycznego haka" na Donalda Tuska rzucili się na plotki, niczym sępy na świeże mięso, a ich główną "zdobyczą" stał się wpis Bartłomieja Graczaka na portalu X (dawniej Twitter). Graczak, który swoją dziennikarską karierę rozwinął za czasów TVP należącej do PiS, bez żadnych dowodów zasugerował, że policja manipuluje danymi dotyczącymi liczby ofiar powodzi.

Krzysztof Bosak i fejki

Wśród tych, którzy jako pierwsi połknęli haczyk, znalazł się Krzysztof Bosak z Konfederacji. W programie RMF FM stwierdził, także bez żadnych dowodów, że oficjalne dane podawane przez rząd i służby są nieprawdziwe. Według Bosaka wielkość powodzi musi przekładać się na większą liczbę zgonów, a w Austrii powódź była znacznie mniejsza niż u nas, więc porównywalna liczba ofiar mu nie pasuje. Oczywiście nie zabrakło też sugestii, że rząd "coś ukrywa".

– Wczoraj rozmawiałem z ambasadorem Austrii, gdzie w wyniku powodzi zginęło siedem osób. Nie wierzę w to, że w Polsce zginęło tyle samo, ponieważ jej zasięg był dużo większy – wypowiedział się na antenie Radia RMF FM Krzysztof Bosak.

Bosak powołał się również na nieudokumentowany wpis Graczaka, w którym autor insynuuje, że policja na Dolnym Śląsku kwalifikuje utonięcia jako wypadki komunikacyjne, by "zamaskować" prawdziwą liczbę ofiar.

Absurdalność tego twierdzenia była tak jawna, że prowadzący program na antenie Radia RMF FM Robert Mazurek nie krył zaskoczenia. "To brzmi aż niemożliwie" – zauważył. A jednak, dla Bosaka i innych polityków opozycji, wystarczyło to, by zasiać wątpliwość.

Policja mówi "dość" – twarde fakty kontra internetowe spekulacje

Polska policja nie pozostawiła tych oskarżeń bez odpowiedzi. Szybko i stanowczo zareagowała na te absurdalne zarzuty, publikując oświadczenie. W prostych słowach, które mogą stanowić lekcję dla każdego, kto zbyt łatwo ulega plotkom, policja przypomniała, że w Polsce zginęło kilka osób, a okoliczności ich śmierci są jednoznaczne. "Każda z tych śmierci to rodzinna tragedia" – podkreślili we wpisie funkcjonariusze, apelując o odpowiedzialność w publicznych wypowiedziach.

Ale na Bosaku się nie skończyło. Do grona głosicieli fejków dołączyła Marianna Schreiber, jeszcze żona byłego ministra PiS (para się rozstała), która w swoim wpisie na X stwierdziła, że "w samej Kotlinie Kłodzkiej mówi się o co najmniej SETCE osób zaginionych – martwych". Trudno powiedzieć, skąd takie liczby u żony polityka Prawa i Sprawiedliwości Łukasza Schreibera, bo jak dotąd nie przedstawiła żadnych dowodów na potwierdzenie swojej tezy. Policja ponownie musiała wkroczyć do akcji i zdementować to kłamstwo informując, że aktualnie poszukują jednej osoby.

Fejki to tlen dla polityków skrajnej prawicy

Wpisy i wypowiedzi dotyczące powodzi nie są pierwszą taką sytuacją, kiedy wicemarszałek sejmu Krzysztof Bosak rozsiewa niepotwierdzone, oskarżające innych informacje. W 2018 roku jego celem stały się czeczeńskie dzieci przebywające w ośrodku w Białymstoku – o czym pisaliśmy w naTemat.

– Obchodzimy blokadę medialną! Nieletni uchodźcy czeczeńscy z Ośrodka dla Cudzoziemców w Białymstoku zaatakowali z nożem dziś po południu polskie dzieci przy Al. 1000-lecia Państwa Polskiego. Nikt nie ucierpiał. Trwa interwencja policji #StopImigracji” – napisał Bosak na Twitterze.

Dzień później, do wpisu Bosaka odniósł się Urząd do Spraw Cudzoziemców. "Poniższe informacje są nieprawdziwe. Dzieci mieszkające w ośrodku nie zaatakowały nikogo nożem. Potwierdza to miejski monitoring oraz informacje policji. Doszło do sprzeczki słownej między 9, 10, 11 i 12-latkami z ośrodka i ich rówieśnikami ze szkoły" – brzmiało oświadczenie placówki. Jak poinformowano, jeden z chłopców miał w dłoni harmonijkę ustną, która mogła zostać pomylona z nożem.

I choć urząd sprawę zdementował, to Bosak jeszcze długo przekonywał, że wierzy jedynie świadkom obecnym na miejscu, a nie publicznej instytucji i policji.

W obliczu tych zdarzeń nie sposób nie zauważyć, jak szybko dezinformacja potrafi rozprzestrzeniać się w mediach społecznościowych. Jeden kłamliwy wpis uruchamia lawinę reakcji, które karmią się emocjami i strachem. Dla polityków, którym bardziej zależy na zdobyciu kilku punktów procentowych w sondażach, niż na dobru społeczeństwa, jest to idealna pożywka.

Mimo chaosu policja nie traci zimnej krwi. Jej stanowcze dementi i apel o rzetelność to przypomnienie, że w chwilach kryzysu, to prawda jest najważniejsza. Służby, będące na pierwszej linii frontu muszą zmagać się nie tylko z żywiołem, ale i z falą dezinformacji, która potrafi być równie niszcząca dla państwa. I choć politycy opozycji mogą próbować na niej surfować, w końcu będą musieli stanąć twarzą w twarz z faktami.