"Oddziały szybkiego reagowania Polskiej Fundacji Narodowej już kleją tweeta, jeszcze 5-6 godzin i wyprowadzimy kontrę w języku polskim z konta z 2,5k obserwujących” – takie sarkastyczne komentarze można było przeczytać po kolejnej odsłonie polsko-izraelskiego konfliktu dyplomatycznego. Trudno się im dziwić. Choć prawda jest jeszcze inna. Bo PFN, jakkolwiek by nie działała, i tak stoi na straconej pozycji. Oto dlaczego.
Awantura o "jedno słowo"?
Na dodatek w Izraelu zbliżają się wybory, co tylko potęguje emocje w Tel Awiwie i to bez względu na podziały polityczno-ideologiczne.
– Nie można tutaj mówić o języku dyplomacji. Należy mowić o języku polityki. Wypowiedzi pana premiera Morawieckiego w Monachium miały charakter polityczny. Są realizacją polityki historycznej wymyślonej na ulicy Nowogrodzkiej i wiernie realizowanej przez szefa rządu. Do czego to prowadzi, widzimy po reakcjach światowych mediów – tłumaczy w rozmowie z naTemat Jan Wojciech Piekarski, ekspert od protokołu dyplomatycznego i były ambasador Polski w Izraelu.
– I z tego punktu widzenia mniej istotna jest przewaga żydowskich organizacji PR-owskich. Nie potrzeba głosu takich organizacji jak Światowy Kongres Żydów czy Anti-Defamation League, by przeczytać albo usłyszeć co dziennikarze światowych mediów przekazują o Polsce – dodaje nasz rozmówca.
– Nie potrzeba głosu takich organizacji żeby dochodzić do wniosku, że polska polityka historyczna w kontekście spraw Holokaustu jest niedojrzała, fałszywa i oparta na próbach uregulowania prawnego spraw, których prawnie uregulować się nie da. Te sprawy powinny być zostawione historykom, naukowcom, publicystom, pisarzom, a nie prawnikom - zwłaszcza o "takim prawniczym wykształceniu” jakie posiada pan minister Jaki – podkreśla.
O fatalnym obrazie Polski na świecie przekonany jest także Wiesław Gałązka, ekspert od wizerunku publicznego i medialnego.
– Jest to wizerunek fatalny. To, co było wcześniej incydentalne, a więc używanie tego nieszczęsnego zwrotu "polskie obozy śmierci”, w tej chwili zakodowało się niemal powszechnie na świecie. Mamy do czynienia z nieudolną polityką wyszukiwania sobie wrogów. Na dodatek premier Morawiecki, który skończył studia historyczne wykazuje się totalną ignorancją i brakiem wyczucia – ocenia w rozmowie z naTemat Gałązka.
"MaBeNa to plagiat Hasbary"
– Kimś kto dostrzegł potrzebę poprawienia wizerunku Polski był prof. Zybertowicz. Powołanie "MaBeNy", czyli "Maszyny Bezpieczeństwa Narracyjnego”, o której mówił w Polsce nie miałoby jednak szans, bo zapewne skończyłoby się na propagandzie propisowskiej w stylu TVP Jacka Kurskiego. Ale ta "MaBeNa" o czym już nie powiedział prof. Zybertowicz jest plagiatem "Hasbary” (z hebrajskiego "wyjaśniać”) czyli izraelskiego instrumentu wpływania na opinię publiczną na świecie stworzonego przez tamtejsze Ministerstwo Integracji. Chodzi o wpływanie na blogerów, studentów, o informacje które trafiają do całej diaspory żydowskiej– zauważa Gałązka.
Zamiast "MaBeNY" mamy póki co Polską Fundację Narodową, której praca trąci amatorszczyzną i nie jest skoordynowana z działalnością innych instytucji powołanych do tego celu. W starciu na narrację z "Hasbarą” czy w ogóle z lobby izraelskim rząd PiS jest bezbronny.
"Prezes Jarosław Kaczyński wsiadł zatem do seicento, przekręcił kluczyk i ruszył na zderzenie z opancerzonym wozem terenowym, wcisnął też do tego seicento całą Polskę” –dodawał. Z Dornem można się spierać tylko o to, czy obraliśmy jako Polska kurs na czołowe zderzenie z opancerzonym SUV-em, czy jednak z pancernym pociągiem?
Politycy i publicyści PiS przekonują wprawdzie, że w dłuższej perspektywie ten polityczno-dyplomatyczny spór z Izraelem nam się opłaci, ale opozycja zauważa, że na odbudowanie w miarę dobrych relacji z Tel Awiwem będziemy potrzebować kilku pokoleń.
Media stały po stronie Bergmana
Dziennikarz zapytał o ustawę o IPN. W pytaniu była teza, ale także silnie wyeksponowany wątek rodzinnej traumy związanej z Holokaustem w Polsce (nie wiadomo na ile prawdziwy). Inni dziennikarze na samo pytanie Bergmana zareagowali burzliwymi oklaskami.
Zaraz po niefortunnej i - co zauważono w pierwszych komentarzach - wyzutej z empatii odpowiedzi premiera Morawieckiego izraelska "MaBeNa” włączyła się niemal samoistnie na wszystkich poziomach oddziaływania. W ciągu godziny słowa polskiego premiera przytoczyły izraelskie portale.
Niemal od razu potępili je także najważniejsi izraelscy politycy z premierem Benjaminem Netanjahu, który określił je jako "oburzające” ("To jest problem niezrozumienia historii i braku wrażliwości na tragedię naszego narodu”) i prezydentem Reuwenem Riwlinem ("Mówienie, że nasi ludzie kolaborowali z nazistami, jest nowym dnem”).
Obecna na monachijskiej konferencji była minister spraw zagranicznych Izraela Cipi Livini powiedziała dziennikarzom "Haarec”, że trudno jej uwierzyć, że takie słowa mogły paść z ust premiera Polski, a lider lewicowej izraelskiej Partii Pracy Awi Gabbaj komentował, że słowa Morawieckiego brzmiały jak negowanie Holokaustu.
Z kolei przewodniczący Światowego Kongres Żydów (WJC) Ronald S. Lauder w opublikowanym w nocy z soboty na niedzielę oświadczeniu potępił wypowiedź Morawieckiego jako "absurdalną i niesumienną".
W Izraelu w nocy z soboty na niedzielę w nadzwyczajnym trybie zebrało się też kierownictwo MSZ, znowu słychać było żądania, by obniżyć rangę stosunków z Polską i odwołać do kraju ambasador Annę Azari.
– Jeżeli chodzi o dyplomację, to dobrze się stało, że po rozmowie z premierem Morawieckim, premier Netanjahu wyraźnie powiedział, że nie przewidują na tym etapie uciekania się do tak drastycznego kroku jakim byłoby wezwanie ambasadora Izraela w Warszawie do Jerozolimy na konsultacje choć wszystkie opcje są na stole – komentuje w rozmowie z nami Piekarski.
"Wszyscy przeciwko Polsce"
– Polski rząd niweczy wszystko, co w ciągu 25 lat ogromnym wysiłkiem wielu ludzi udało się nam osiągnąć – mówił. Naczelny rabin Polski MIchael Schudrich określił z kolei wypowiedź Morawieckiego jako niedopuszczalną. – Nie można w jednym zdaniu mieszać sprawców niemieckich i żydowskich – komentował. Aż dziw, że tym razem zdecydowanego głosu nie zabrał departament stanu USA, jak to miało miejsce po uchwaleniu ustawy o IPN, ale zapewne to jeszcze nastąpi.
Polska reakcja w porównaniu z izraelską była przede wszystkim dużo spóźniona. Dopiero o drugiej w nocy rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska w specjalnym oświadczeniu tłumaczyła, że głos premiera Morawieckiego "w najmniejszym stopniu nie służył negowaniu Holokaustu ani obciążaniu żydowskich ofiar jakąkolwiek odpowiedzialnością za niemieckie ludobójstwo”.
W Polsce politycy PiS usztywnili swoje stanowiska. Marek Suski, szef gabinetu politycznego premiera, uznał w TVP, że słowa Morawieckiego "powinny być uznane za oczywiste fakty”. Beata Mazurek, wicemarszałek Sejmu i rzecznik PiS, napisała na Twitterze, że Morawiecki w Monachium "powiedział prawdę, która jest trudna do przyjęcia przez stronę izraelską”.
Sam Morawiecki tweetował zaś, że w czasach Holocaustu "wśród wszystkich narodów byli ludzie, którzy zdobywali się na gesty największego miłosierdzia. Byli niestety i tacy, którzy odsłaniali najciemniejsze strony natury ludzkiej, kolaborując z niemieckimi nazistami”. Zapowiedział polsko-izraelski dialog o historii. Następnie doszło do rozmowy telefonicznej między Netanjahu i Morawieckim, która tylko na chwilę załagodziła spór.
Warto zauważyć, że kontrowersyjne słowa polskiego premiera poszły w świat, ale już karygodny atak wandali na polską ambasadę w Izraelu, na której wymalowano swastyki i obraźliwe słowa pod adresem Polków odbił się mniejszym echem. Co by się działo gdyby do podobnej sytuacji doszło w Polsce?
– Konwencja wiedeńska w sposób jednoznaczny mówi, że kraj przyjmujący jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo obcych placówek. I tak jak nasze władze zabezpieczyły ambasadę izraelską w Polsce, tak władze izraelskie nie zrobiły w tej sprawie nic. Demonstracja pod ambasadą, która miała miejsce kilkanaście dni temu powinna być ostrzeżeniem, że polska placówka jest narażona na zagrożenia. I to że doszło ostatnio, do aktów wandalizmu, to jest skandal wywołany przez niedopatrzenie izraelskich służb – podkreśla Piekarski.
– Minister Czaputowicz nie powinien mówić, że czekamy na wyjaśnienia, ale powinien zdecydowanie zaprotestować – tłumaczy. Trzy lata temu opisywaliśmy w naTemat powołując się na brytyjskiego "Guardiana” jak Amerykańsko-Izraelski Komitet Spraw Publicznych (AIPAC), czyli najpotężniejsze żydowskie lobby na świecie, walczył, by Kongres USA odrzucił porozumienie nuklearne z Iranem.
Lobbyści w "wojnie informacyjnej"
"700 lobbystów posłanych do akcji na Kapitolu, luksusowe wycieczki do Izraela dla deputowanych, 40 milionów dolarów wydane na ogłoszenia skierowane do ustawodawców” - pisał "Guardian", a wszystko z powodu tego, że części społeczności amerykańskich Żydów, “układ” z Iranem widziało jako zdradę sojuszu Ameryki z Izraelem.
Tylko Światowy Kongres Żydów czyli międzynarodowa federacja organizacji i gmin żydowskich działa w 115 krajach. Ale państwo Izrael wspierają setki jeśli nie tysiące organizacji lobbystycznych rozsianych po całym świecie. Funkcjonują np. Liga Przeciwko Zniesławieniom, Światowa Organizacja Żydowska ds. Restytucji Mienia, a także specjalny doradca sekretarz stanu USA ds. problemów Holokaustu.
A jakimi aktywami w tej "wojnie informacyjnej" dysponuje Polska? Jak wiadomo rząd PiS nie może liczyć na opozycję, bo ta jest od tego aby wykorzystywać ewidentne błędy sprawujących władzę i ma własne interesy polityczne.
A więc poza Polską Fundacją Narodową i związaną z nią Redutą Dobrego Imienia, narrację "godnościową” narzucać mają powstające jak grzyby po deszczu efemeryczne zespoły i rady. Mamy już więc powołany przy Kancelarii Premiera zespól ds. dialogu prawno-historycznego z Izraelem na czele z wiceszefem MSZ Bartoszem Cichockim, czy radę edukacji o Holokauście, która powstała przy MEN na czele wiceministrem Maciejem Kopciem.
Ma też dopiero powstać specjalny zespół, który miałby reagować na groźne dla wizerunku naszego kraju sytuacje, a wiceminister spraw zagranicznych Jan Dziedziczak zaapelował w radiu do Polonii, by starała się walczyć o polskie racje na świecie. Jest "moc".