Mateusz Morawiecki nie powinien mieć powodów do zadowolenia po 100 dniach na stanowisku premiera rządu PiS
Mateusz Morawiecki nie powinien mieć powodów do zadowolenia po 100 dniach na stanowisku premiera rządu PiS Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta

Prawo i Sprawiedliwość wiązało z nominacją Mateusza Morawieckiego na premiera wielkie nadzieje, a prezes Jarosław Kaczyński nie ukrywał nawet, że ma wobec niego dalekosiężne plany polityczne. Dzięki "operacji Morawiecki” partia rządząca chciała osiągnąć kilka celów. Kalkulowała, że otworzy się na umiarkowane centrum i powalczy o głosy tzw. normalsów, zakładała, że zjedna sobie światowe salony i ugasi konflikty z Brukselą; zamierzała wreszcie nadać nowy impet gospodarce. Jak te plany wyglądają w zderzeniu z rzeczywistością i czy premier wywiązał się z pokładanych w nim nadziei?

REKLAMA
"Nowe otwarcie" z szefem rządu, który wcześniej stał na czele dużego banku, miało pokazać wyborcom, że - wbrew histerii opozycji- PiS stawia na profesjonalizm, fachowość, że jest partią przewidywalną. Sam Kaczyński komplementował Morawieckiego mówiąc, że to "najzdolniejszy człowiek jaki pojawił się w polskiej polityce po 1989 roku".
Sto dni Morawieckiego upłynęło jednak pod znakiem gaszenia dyplomatycznych pożarów: po uruchomieniu przez Komisję Europejską art. 7 wobec Polski, po awanturze o nowelizację ustawy o IPN (którą jeszcze bardziej zaogniła wypowiedź Morawieckiego w Monachium) i pogorszeniu relacji z USA i Izraelem.
Eksperci od wizerunku nie zostawiają dzisiaj na premierze suchej nitki, a prawicowi publicyści piszą o tym, że choć Morawiecki zamiast 100 dni spokoju miał 100 dni tornada, to nikt się nie spodziewał, iż będzie się tak szybko zużywał i drżą żeby znowu czegoś nie "chlapnął”. Oto wszystkie nadzieje i rozczarowania związane z "operacją Morawiecki”.

1. Delfin vs leszcz

Zaraz po sejmowym expose Morawieckiego prezes Jarosław Kaczyński wypowiedział znamienne słowa, które zostały dość powszechnie odebrane jako namaszczenie nowego szefa rządu na delfina, czyli swojego następcę w PiS. – To niezwykle zdolny człowiek, pewnie najzdolniejszy, jaki pojawił się w polskiej polityce po 1989 roku – stwierdził prezes PiS w TVP Info. Już wcześniej z obozu władzy dochodziły plotki, że Kaczyński jest pod wielkim wrażeniem Morawieckiego, że młody historyk i finansista, swobodnie władający kilkoma językami, imponuje mu swoją wiedzą gospodarczą i wizjonerskim myśleniem. Dzisiaj, po kolejnych wpadkach i gafach Morawieckiego, coraz częściej słychać głosy, że Kaczyński jest na niego wściekły. Być może prorocze będą w tym kontekście słowa byłego rzecznika PiS Adama Hofmana, który innego kandydata na delfina w PiS - Zbigniewa Ziobrę podsumował następującymi słowami: "Miał być delfinem, chciał być rekinem, a został leszczem”.

2. Historyk vs ideolog

Premier Morawiecki, który jest z wykształcenia historykiem i ma ładną opozycyjną kartę w PRL, zaczął urzędowanie od przemilczenia w swoim expose nazwisk byłych liderów "Solidarności” z Lechem Wałęsą na czele. Potem raz za razem i raczej świadomie posługiwał się historią do celów politycznych i ideologicznych. Sugerował, że Niemcy mordowali w Katyniu, mówił o sprawstwie Żydów podczas Holokaustu, oddawał cześć Brygadzie Świętokrzyskiej NSZ. Przekonywał, że Polska nie powinna być pociągana do odpowiedzialności za antysemickie represje z 1968 r., bo wówczas nie… istniała. Ostatnio w trakcie wystąpienia Morawieckiego na Politechnice Wrocławskiej na temat Marca '68 manifestacyjnie wyszedł prof. Ryszard Krasnodębski. "Nie będzie mnie uczył historii po nowemu” – podkreślił 93-latek, uczestnik tamtych wydarzeń. Kontrowersje wywołały także słowa premiera o nieżyjącym rektorze uczelni, który według Morawieckiego, "przywrócił polskość we Wrocławiu”, a którego IPN i PiS zdekomunizowały.

3. Erudyta vs ignorant

Do tej pory bezkonkurencyjnym królem wpadek w polskiej polityce był były lider Nowoczesnej Ryszard Petru, ale premier Morawiecki coraz śmielej depcze mu po piętach. Głośnym echem odbiła się nie tylko jego wypowiedź o "żydowskich sprawcach” Holokaustu i sugestia, że Niemcy mordowali w Katyniu. Wpadek było więcej. Nawet jeśli uznać część z nich za świadome prowokacje intelektualne, to w dyplomacji świadczą one wyłącznie o dyletantyzmie. W wywiadzie dla niemieckiego portalu Morawiecki zasugerował, że w Bułgarii, Rumunii, Czechach i na Węgrzech, którzy są jednym z naszych ostatnich sojuszników w Unii Europejskiej, "jest pełno korupcji”. Tłumaczył, że dla Polaków walczących o wolność "Marzec '68 powinien być powodem do dumy, a nie do wstydu”. A zagranicznych dziennikarzy przekonywał, że w polskim Sądzie Najwyższym zasiadają komunistyczni agenci i sędziowie stanu wojennego, że sądy nie zmieniły się od czasów PRL, zaś wyroki wydaje się za łapówki. W kategorii "wpadka miesiąca" Morawieckiego przebił ostatnio chyba tyko prezydent Duda mówiący o Unii Europejskiej w kontekście 123 lat rozbiorów Polski.

4. Technokrata vs aparatczyk

Morawiecki był kreowany na fachowca, który sprawdził się w kierowaniu wielką instytucją finansową, czyli Bankiem Zachodnim WBK. On sam szybko wszedł jednak w buty PiSowskiego aparatu. Najpierw zgodził się by szefem jego gabinetu politycznego został Marek Suski, czyli gumowe ucho prezesa PiS. Potem już jawnie manifestował, że czuje się częścią PiS, by wkupić się w łaski partii i być postrzegany jak swojak. Szybko też zaczął brać udział w walkach frakcyjnych. W cieniu afery z nagrodami za 2017 rok dał swoim ministrom premie za styczeń 2018 (teraz je zwracają), a przy okazji zapowiedział podwyżki w rządzie żeby ministrom starczało do pierwszego. Także zapowiadane przez niego odchudzenie administracji państwowej zakończyło się zwykłą kpiną. Bo niby pozbył się z rządu kilkunastu - w większości nieznanych - wiceministrów, ale zapowiedział jednocześnie, że nie muszą się martwić o pracę w tejże administracji, bo w ostateczności zostaną przeniesieni do służby cywilnej.

5. Światowiec vs nacjonalista

Morawiecki, jako człowiek obyty, miał wprowadzić PiS na europejskie i światowe salony oraz zażegnać dyplomatyczne konflikty. Zaczął jednak od wywiadów udzielanych w mediach Rydzyka i snucia w nich planów rechrystianizacji Europy. Nie dość, że walnie przyczynił się do podgrzania napięć dyplomatycznych z USA i Izraelem, to Bruksela zagroziła, że uzależni podział środków w nowej perspektywie finansowej od przestrzegania praworządności przez państwa członkowskie. Chwilowe ocieplenie stosunków z Niemcami i Wielką Brytanią nie zmieniają ogólnego postrzegania Polski jako chorego człowieka Europy. Z poglądów, którymi dzieli się publicznie Morawiecki wyłania się obraz ciasnego nacjonalisty. Kontrastuje to z planami Kaczyńskiego, który czele rządu chciał postawić człowieka o umiarkowanych poglądach. W rzeczywistości zrobił premierem radykała negującego wszystko to co dobrego stało się w Polsce po 1989 roku, który wszędzie widzi wrogów zewnętrznych czyhających na Polskę.

6. Kryształowy vs zakłamany

Obejmując urząd premiera Morawiecki zapowiadał pełną transparentność. Tymczasem dziennikarze nie mogli i nie mogą wydobyć od jego najbliższych współpracowników podstawowych informacji z wysokością nagród i premii na czele. Morawiecki nie chce też odpowiedzieć na głośną publikacją tygodnika "Newsweek”, który zarzucił mu że jako bardzo zamożny człowiek ukrywa swój majątek przed Polakami. Żeby tego było mało niedawno szef rządu zarzekał się, że gdy był prezesem banku WBK kierowana przez niego instytucja jako jedna z nielicznych w Polsce nie udzielała kredytów we frankach szwajcarskich.
Tymczasem, według "Newsweeka", na hipotece 300-metrowego domu w Marinie Mokotów zaciągnięty został kredyt na 2 mln franków, który przyznać miał BZ WBK w czasie, gdy jego prezesem był Morawiecki. Kredyt przyznano 2 czerwca 2008 r. – dwa tygodnie po tym, jak Iwona Morawiecka założyła działalność gospodarczą. Czarę goryczy przelało ściągnięcie do Kancelarii Premiera specjalistów od public relations, wobec których ciążą zarzuty o złamanie ustawy antykorupcyjnej.