2020 to rok pandemii koronawirusa i... Jacka Sasina, który stał się antybohaterem internetu. W sieci nie funkcjonuje wyłącznie jako ważny polityk PiS, ale i mem, i jednostka monetarna. Na tym nie skończy się jego barwna kariera na forach i serwisach społecznościowych. Czy "sasin" zostanie Młodzieżowym Słowem 2020 roku?
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Jacek Sasin jest od czerwca 2019 roku wiceprezesem Rady Ministrów, a od listopada tegoż roku ministrem aktywów państwowych w rządzie Mateusza Morawieckiego. W 2020 roku "zasłynął" aferą z wyborami-widmo, które finalnie się nie odbyły. Przecież to nie jego wina, że wybuchła pandemia, prawda? Problem jest jednak bardziej złożony i leży zupełnie gdzie indziej.
Dlaczego akurat Jacek Sasin? Chronologia wydarzeń
Przy obecnych dziennych bilansach zakażeń trudno sobie wyobrazić, jak można się było martwić majowymi setkami przypadków. Teraz jednak służby mają jakiekolwiek doświadczenie w radzeniu sobie z COVID-19 - wtedy wszyscy błądziliśmy jak dzieci we mgle.
Pewnie wiele osób się zastanawia, dlaczego akurat Jacek Sasin stał się tak popularny w internetowym slangu i memach? Przecież jest tylu kontrowersyjnych polityków - nie tylko w szeregach PiS, którzy napsuli krew wielu Polakom. Pozwólcie, że przybliżę trzy najważniejsze aspekty mające największy wpływ na ten stan rzeczy.
1. Naciskał na majowe wybory wbrew protestom i rozsądkowi
Za przeprowadzenie majowych wyborów korespondencyjnych odpowiadał właśnie Jacek Sasin i jego resort. Nie wyobrażał sobie, że głosowanie miałyby się nie odbyć w pierwotnym terminie. Twierdził, że prowadziłoby to ogromnego paraliżu państwa i to w sytuacji poważnego kryzysu zdrowotnego i gospodarczego. – Jedynym sposobem, by tego uniknąć, są wybory 10 maja. Nie ma żadnych regulacji, które odpowiadałyby na sytuację, w której wybory nie odbywają się w terminie – mówił. Zapewniał też, że jest harmonogram przygotowań do wyborów.
Pod koniec kwietnia, pomimo wprowadzania kolejnych restrykcji i rosnącej liczby zakażeń, dalej nie widział powodów do przesuwania terminu. Na kilka dni przed wyborami zmienił zdanie, bo okazało się, że jednak pozostało za mało czasu na zmianę ustawy. Nawet przez słynących z błyskawicznego przepychania projektów polityków PiS.
Pomimo protestów i braku klepniętej ustawy drukarki Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych i tak poszły w ruch. Pakiety miała dostarczać do skrzynek Poczta Polska. Ta z kolei podpisała umowy z czterema prywatnymi firmami, które miały pomóc w organizacji. Opiewały na bajońską sumę wynoszącą dokładnie 68 896 820 złotych. Same worki na pakiety wyborcze kosztowały nas ponad 5 milionów złotów. Mniej więcej tyle samo kosztował druk 3 milionów kart, które potem trafiły na śmietnik.
2. Arogancko komentował aferę z kartami wyborczymi
Pieniądze podatników, których nie można było odzyskać od firm, to jedno, ale to, co działo się później, również ma niebagatelny wpływ na obecny wizerunek Jacka Sasina. Chodzi o wypowiedzi ministra aktywów państwowych, kiedy pytano go, kto zapłaci za wybory, które się nie odbyły.
– Nie ma tutaj żadnego cudownego odnalezienia. Kto zapłaci? Normalnie tego typu rzeczy reguluje budżet państwa. Opozycja ciągle trąbi i chwali się, że te wybory się nie odbyły i to jest ich wielkich sukces, to może podzielą się tymi kosztami? PO nigdy nie dbała o środki publiczne – powiedział w rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF FM.
Sasin zapewnił, że jego zdaniem wszystkie decyzje były podejmowane zgodnie z prawem. – Ja już tyle razy słyszałem, że wszyscy będziemy siedzieć, że to już nie robi wrażenia. Dobrze by było, żeby politycy trafiali do więzienia, gdy popełniają przestępstwa. W tym przypadku mówienie o więzieniu i odpowiedzialności karnej jest bzdurą. Wszystkie działania były podejmowane na podstawie ustawy – ocenił pod koniec maja. Stwierdził też, że przygotowania do wyborów prezydenckich 10 maja były konieczne.
3. Nie poniósł żadnych konsekwencji za wyrzucenie 70 mln zł w błoto
Kiedy mleko się rozlało, na prawicy zaczęto szukać kozła ofiarnego. Poseł Janusz Kowalski stwierdził w radiowej Trójce, że Jacek Sasin nie miał nic wspólnego z organizacją wyborów. – Nie wydał w tej sprawie żadnych decyzji. Jego jedyną rolą jest to, że nadzoruje Pocztę Polską. Wszystkie decyzje podejmował Mateusz Morawiecki – powiedział 8 maja parlamentarzysta PiS.
Winą za niewypał ostatecznie obarczono PiS, ale twarzą afery został Jacek Sasin - pod koniec maja odbyło głosowanie nad wotum nieufności. Zostało jednak odrzucone głosami Zjednoczonej Prawicy. Głównego bohatera nie było nawet w sali sejmowej, a krytykę ze strony opozycji wysłuchiwał wirtualnie.
– Żałuję, że nie mogę spojrzeć w oczy panu ministrowi, zapytać go wprost, czy nie wstydzi się tego, co zrobił. Czy nie wstydzi się tego, w jaki sposób wyrzucił w błoto ponad 70 mln zł. Czy wiecie państwo, na co mogły być przeznaczone te pieniądze? – zapytał go wtedy Borys Budka z Koalicji Obywatelskiej.
Następnie wskazał, co można by sfinansować za tę kwotę. – To wynagrodzenie minimalne dla ponad 26 tys. osób, które straciły pracę. To wypłata postojowego dla ponad 33 tys. pracowników. (...) To ponad 1,6 mln maseczek, ale to po tej zawyżonej cenie od kolegi pana Szumowskiego, bo po normalnej cenie to by było 17 mln maseczek. Ale co wolał zrobić rząd PiS? Co wolał zrobić rząd PiS rękami ministra Sasina? Wolał te 70 mln przeznaczyć na pseudowybory – grzmiał z mównicy sejmowej lider KO.
Symboliczny rachunek ministrowi wystawił też Robert Biedroń. – W imieniu polskiego społeczeństwa dzisiaj wysyłamy do pana ministra, wicepremiera Jacka Sasina fakturę, opiewającą na prawie 70 mln zł – powiedział i dodał, że jeśli polityk PiS nie zapłaci faktury w terminie, to stanie przed Trybunałem Stanu. Jacek Sasin nie został jednak ani zdymisjonowany, ani nie oddał pieniędzy, ani nawet nie przeprosił.
Sasin - człowiek, który został memem i jednostką miary
Początkowe oburzenie i bezsilność znalazło ujście w memach. Najpopularniejszy schemat polega na rozpoczęciu dowolnego zdania (np. ciekawostki) i przerwaniu go nagłym zwrotem akcji przypominającym o bezkarności i milionach wydanych przez Jacka Sasina.
Później ktoś wpadł na przeliczanie 70 milionów na różne miary - nie tylko związane z pieniędzmi. Powstała nawet specjalna strona "Sasinator", która to ułatwia.
Dzięki niej np. wiemy, że TVP dostało 28,6 sasina dotacji z budżetu państwa, a ośmiorniczki, które Radosław Sikorski jadł z Jackiem Rostowskim kosztowały 19,3 mikrosasina. Trzeba jednak z tym uważać. InPost zrobił mema, którym reklamował swoje usługi w nowej jednostce. Firma musiała usunąć swój hit internetu. Nie podano prawdziwego powodu, pozostają nam tylko domysły.
Przypadkowo powiązano w ten sposób Jacka Sasina... z Janem Pawłem II. Okazało się, że średnia odległość Ziemi od Słońca to mniej więcej 2137 sasina (149 597 870 700 m / 70 mln). A kiedy memiarze widzą gdzieś tę liczbę, to od razu święcą im się oczy. 21:37 to godzina śmierci papieża Polaka.
Memy z Jackiem Sasinem mają pełnić analogiczną funkcję - nieustannie przypominać o milionach, które zostały wyrzucone w błoto. Sama postać wicepremiera stała się też symbolem bezkarności polityków PiS wobec prawa oraz tego, że praktycznie mogą robić i mówić co chcą, bez poniesienia żadnych konsekwencji. I tak się dzieje, co udowodnił niedawno sam... Jacek Sasin obrażający medyków walczących o życie zakażonych pacjentów.
Teraz "sasin" może zostać nieoficjalnym Młodzieżowym Słowem Roku 2020
"Sasin" (pisane małą literą) stał się więc jednostką i stałą wyrażającą 70 milionów, podobnie jak np. liczba Pi, prędkość światła lub stała Plancka. Jedyna różnica polega na tym, że można jej używać do wyliczeń dowolnych wartości - bez zwracania uwagi na jednostki. Pozostałe stałe matematyczne i fizyczne nie startują też w konkursie na Młodzieżowe Słowo Roku.
To kolejna rzecz, która łączy Jacka Sasina z papieżem. Słowo odjaniepawla zostało wyróżnione w plebiscycie w 2017 roku (wygrało wtedy XD). W tegorocznej edycji "sasin" jest zgłaszany przez internautów i wymieniany wśród faworytów. "W świecie memów on jest nowym Janem Pawłem II" – stwierdził pisarz i publicysta Wojciech Engelking.
Nie będzie jednak brany pod uwagę przez jury. – Zgodnie z regulaminem PWN słowo "sasin" nie może zostać wybrane na słowo roku. Odnosi się bowiem do konkretnej osoby – zauważa Wojciech Kardyś, ekspert ds komunikacji internetowej.
Wyjaśnia też, dlaczego mem zdobył tak wielką popularność. – Aktywiści polityczni nie chcieli, by to zostało zapomniane, więc na każdym możliwym kroku o tym przypominali. Zwłaszcza ugrupowania skrajnie lewicowe, które często z memów korzystają i bardzo szybko "umemowili" ten temat. "Sasin" został podchwycony na Twitterze, by naturalnie "przeniósł" się (dzięki profilom na Instagramie i Facebooku udostępniającym memy jak np. Make Life Harder) dalej na pozostałe portale społecznościowe, aż trafił do mainstreamu – mówi naTemat.
Dlaczego akurat Jacek Sasin? Bo jego porażka była spektakularna. Po drugie, nie ma on tak wielu zwolenników w swojej partii (jak np. Morawiecki, za którym stoją fanpage i grupy wsparcia). Poza tym - jak wszystko w Internecie - to tak po prostu wyszło.
Gdyby Sasin nie przewalił tych 70 milionów na wybory, które się nie odbyły, to pozostałby kolejnym szeregowym posłem, a tak dołączył do "Hall Of Shame" polskiej polityki, obok Hofmana, Misiewicza czy Zielińskiego.