Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik nie schodzą z czołówek mediów. Ich sprawa skupiła w sobie prawie wszystkie grzechy, jakie rząd PiS oraz prezydent Andrzej Duda popełnili w minionych latach. Pokazała, że ludzie alarmujący ws. upadku praworządności w Polsce mieli rację i doprowadziła do paraliżu funkcjonowania państwa, w tym odwołania obrad Sejmu. Jednak od czego to wszystko się zaczęło? W naTemat.pl po kolei przypominamy najważniejsze fakty.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Sprawa Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. O co w tym wszystkim chodzi?
To, co w 2024 roku dzieje się w Polsce, swoje źródła ma... dwie dekady wcześniej. Aby zrozumieć, o co chodzi w sprawie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, należy wrócić aż do 2002 roku, gdy Robert Mazurek i Igor Zalewski w tygodniku "Wprost" pierwszy raz wspomnieli o tzw. aferze Rywina.
Jej wybuch przelał czarę goryczy w społeczeństwie zmęczonym krwawą rywalizacją bossów przestępczości zorganizowanej i powszechną korupcją urzędników państwowych – problemów, które trawiły Polskę w latach 90-tych. Nowe tysiąclecie miało zacząć się inaczej, od odnowy moralnej i prawnej.
IV RP i powstanie CBA
Te emocje wykorzystali przede wszystkim bracia Kaczyńscy, w 2001 roku zakładając ugrupowanie o wymownej nazwie Prawo i Sprawiedliwość. Cztery lata później ten sztandar wydawał się Polakom najatrakcyjniejszy. To właśnie Lechowi i Jarosławowi po maratonie wyborów prezydenckich oraz parlamentarnych przekazano władzę odebraną splamionej aferą Rywina lewicy.
Tuż po przejęciu władzy przez PiS w 2005 roku ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz na polecenie Jarosława Kaczyńskiego stworzył funkcję pełnomocnika rządu ds. opracowania programu zwalczania nadużyć w instytucjach publicznych. Objał ją nie kto inny, jak Mariusz Kamiński.
Jego misja polegała na stworzeniu w Polsce zupełnie nowej, odrębnej od dotychczasowych służb instytucji odpowiedzialnej za walkę z korupcją. Po kilku miesiącach prac Kamiński zrzekł się mandatu poselskiego, aby jako człowiek bezpartyjny stanąć na czele stworzonego przez samego siebie Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
CBAzasłynęło ze zdecydowanych i spektakularnych działań, które przyciągały światło kamer. Na początku walka Kamińskiego i jego współpracowników –w tym ściągniętego do tej służby Macieja Wąsika – cieszyła się społeczną aprobatą. Szybko dostrzeżono jednak, że działania CBA skupiały się na przeciwnikach politycznych PiS, a tymczasem ludzie z tego obozu również zaczęli wzbudzać podejrzenia korupcyjne.
Co to była afera gruntowa? Tak upadł pierwszy rząd PiS
Kontrowersje nasiliły się w 2007 roku, gdy ówczesną koalicją wstrząsnęła seria afer prowadzących do jej rozpadu. Wówczas Kamiński i pełniący w CBA funkcję jego zastępcy Wąsik próbowali przekonać Polaków, że walczą z nadużyciami także aktualnej władzy. Podejrzenia opinii publicznej wzbudzał jednak fakt, iż celem różnych operacji byli raczej niewygodni koalicjanci.
Finalnym wstrząsem okazała się tzw.afera gruntowa z 2007 roku. Wówczas poinformowano o "sukcesie" CBA ws. podejrzanych okoliczności odrolnienia pewnej działki w Muntowie pod Mrągowem. Działający pod przykrywką szwajcarskich biznesmenów agenci od Kamińskiego i Wąsika mieli zaproponować łapówkę polskim przedsiębiorcom, którzy podobno rozpowiadali, że od ich wpływów odrolnienie terenu na Mazurach zależy.
Jak mogło to doprowadzić do upadku koalicji PiS-Samoobrona-LPR? Otóż w toku tego śledztwa CBA miało dowiedzieć się, że dola z łapówki była przeznaczona m.in. dla ówczesnego wicepremiera Andrzeja Leppera i jego bliskiego współpracownika Janusza Maksymiuka.
W rzeczywistości do przekazania im pieniędzy nigdy nie doszło. Tajny plan Kamińskiego i Wąsika okazał się... niezbyt tajny i całą operację zdemaskował przeciek, którego źródła nigdy jednoznacznie nie ustalono. Jednak Jarosław Kaczyński (wtedy to on był już premierem) w związku z aferą gruntową sam zdymisjonował Andrzeja Leppera, a Roman Giertych z koalicji wyprowadził LPR.
Kontrowersyjna śmierć Andrzeja Leppera
Późniejsze konsekwencje polityczne wszyscy znamy. Natomiast na niwie prawnej sprawa na jakiś czas przestała budzić większe emocje. W różnych wątkach toczyła się ona długimi latami, chwilami przyjmując tragiczny obrót.
W 2010 roku w sprawie wspomnianego przecieku zarzuty postawiono Lepperowi, który miał składać fałszywe zeznania na temat tego, skąd dowiedział się o prowokacji. Początkowo twierdził, że z rozmowy ze Zbigniewem Ziobrą, ale ten przedstawił nagranie mające temu zaprzeczać.
Zarzuty i pierwszy wyrok dla Kamińskiego oraz Wąsika. Tak zaczęły się ich problemy z prawem
Jednocześnie od 2009 roku toczyło się postępowanie, jakie Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie wszczęła w sprawie przekroczenia uprawnień i popełnienia przestępstw przeciwko wiarygodności dokumentów w związku z tzw. aferą gruntową. Tu zarzuty usłyszeli byli szefowie CBA Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik oraz dwóch byłych agentów Krzysztof B. oraz Grzegorz P.
W 2015 roku zapadł wyrok, w którym cała grupa została uznana za winną przekroczenia uprawnień. W pierwszej instancji polityków PiS nieprawomocnie skazano na karę pozbawienia wolności na trzy lata.
"Sąd uznał, że CBA podżegało do korupcji i nie było podstaw prawnych oraz faktycznych do wszczęcia operacji ws. odrolnienia gruntów. Kamiński miał zaplanować i zorganizować akcję, a także zlecił wprowadzenie w błąd Andrzeja K. i podżeganie go do korupcji. Sąd uznał, że akcja CBA była amatorszczyzną, która naruszała konstytucję. Sędzia Wojciech Łączewski przyznał, że trzeba zwalczać korupcję, nie naruszając prawa samemu" – tak rozstrzygnięcie opisywał w naTemat.pl Krzysztof Majak.
Ułaskawienie przez Andrzeja Dudę i "reformy sądownictwa", czyli początek chaosu
Wspomniane orzeczenie zapadło wiosną 2015 roku, a już latem w Pałacu Prezydenckim zaczął urzędować Andrzej Duda. Swą prezydenturę postanowił on rozpocząć od "uwolnienia wymiaru sprawiedliwości od tej sprawy". Polityk PiS dokonał bezprecedensowego w historii Polski ułaskawienia swoich jeszcze nieprawomocnie skazanych (czyli na tym etapie uznawanych de facto za osoby niewinne) kolegów z partii.
Wtedy wydawało się, że sprawa robi się trochę kuriozalna, ale w świetle prawa jest jasna – akt łaski został zastosowany przedwcześnie, więc wymiar sprawiedliwości może dalej rozpoznawać złożone apelacje. A prezydent Duda na ratunek Mariuszowi Kamińskiem, Maciejowi Wąsikowi oraz dwóm byłym agentom CBA może powtórnie nadejść dopiero, jeśli niekorzystne dla nich wyroki będą prawomocne.
Z czasem PiS zaczęło jednak przeprowadzać tzw. reformy sądownictwa, które powszechnie oceniane są jako działania upolityczniające, czy wręcz upartyjniające wymiar sprawiedliwości. W marcu 2016 roku nie było więc już wielkim zaskoczeniem, że sąd drugiej instancji uchylił wcześniejszy wyrok i umorzył postępowanie na podstawie decyzji prezydenta o ułaskawieniu osób, których dotyczył akt oskarżenia.
Zwrot o 180 stopni nastąpił w maju 2017 roku, gdy Sąd Najwyższy wydał uchwałę, według której Andrzej Duda jednak nie dokonał skutecznego ułaskawienia. Tę wykładnię ostatecznie potwierdzono w czerwcu 2023 roku, kiedy SN uchylił rozstrzygnięcie sądu II instancji z 2016 roku i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia.
Prawomocny wyrok dla wiceprezesa PiS i jego wiernego kompana
W ten sposób 20 grudnia 2023 roku Mariusz Kamiński, Maciej Wąsik oraz Krzysztof B. i Grzegorz P. przed Sądem Okręgowym w Warszawie wreszcie usłyszeli wyroki prawomocne. Wiceprezes PiS i jego wierny kompan zostali skazani na dwa lata pozbawienia wolności i pięcioletni zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych w instytucjach publicznych.
Kara dla dwóch byłych agentów CBA Krzysztofa B. oraz Grzegorza P. to rok pozbawienia wolności.
Przez chwilę znów wydawało się, że wreszcie wszystko jest jasne. Teoretycznie cała czwórka powinna zostać doprowadzona przez policję do zakładów karnych, a marszałek Sejmu na podstawie art. 249 § 1 Kodeksu wyborczego ma obowiązek wydania postanowień ws. wygaszenia mandatów poselskich osób skazanych prawomocnym wyrokiem.
Co z mandatami poselskimi skazanych polityków PiS?
Szymon Hołownia zobowiązanie to postanowił wypełnić, ale uznający się za osoby nieskazane politycy PiS odwołali się od marszałkowskich postanowień. Co doprowadziło nas ponownie do miejsca, w którym rozstrzygnięcie afery sprzed lat spotyka się ze specyficznym podejściem Andrzeja Dudy do Konstytucji, a na to wszystko nakładają się "reformy wymiaru sprawiedliwości".
Gdyby do Sądu Najwyższego w ostatnich latach nie wprowadzono osób powołanych przez upolitycznioną Krajową Radę Sądownictwa, jasne byłoby, że sprawę dotyczącą mandatów poselskich powinna rozpatrywać Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
Aktualnie tworzą ją jednak sami tzw. neosędziowie i jej działania budzą – ujmując to delikatnie – "spór w doktrynie", szczególnie po niedawnym rozstrzygnięciu Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który podważył status IKNiSP jako legalnie funkcjonujacego sądu.
Marszałek Sejmu uznał więc za właściwe pominięcie tego grona i przekazanie odwołania do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych. Jednak i tam sprawa Macieja Wąsika trafiła do składu z tzw. neosedzią, który sam zdecydował, że musi ją przekazać do IKNiSP. Po czym izba ta w ekspresowym tempie uchyliła postanowienie marszałka Sejmu.
Losem mandatu Mariusza Kamińskiego mieli zająć się pełnoprawni sędziowie SN z IPiUS, ale im prawo do rozstrzygnięcia w tej sprawie odebrała decyzja podjęta przez prezesa Izby Karnej Zbigniewa Kapińskiego. Działając w zastępstwie I prezes SN Małgorzaty Manowskiej, uznał on, że odwołanie wiceprezesa PiS również ma ocenić neosędziowska IKNiSP, gdzie zapadła decyzja identyczna, jak ta podjęta w sprawie Wąsika.
Zapoanował więc prawno-polityczny chaos. Szymon Hołownia otwarcie wyznał, że w tej sytuacji nie jest pewien, co powinien zrobić jako marszałek Sejmu i rozpoczął serię konsulacji – z ministrem sprawiedliwości, RPO, szefem PKW oraz sędziami w stanie spoczynku, którzy mają status autorytetów.
Czy Kamiński i Wąsik pójdą do więzienia? Policja rozpoczęła działania, ale...
Osobną ścieżką toczyło się natomiast postępowanie wykonawcze dotyczące kary pozbawienia wolności. To etap techniczny, więc zwykle przebiega bardzo szybko. W sprawie polityków PiS postępowanie przeciągnęło się jednak ze wzgledu na fakt, iż sędzia, której ono w Sądzie Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia przypadło, była na zwolnieniu lekarskim.