Dwie twarze ludzi, którzy pomagają innym. Afera Lisińskiego to nie pierwsza taka sprawa w Polsce

Tomasz Ławnicki
Do afer z udziałem polityków - przykro to stwierdzić - przywykliśmy. Politycy PO są w stanie jednym tchem wymienić szereg afer z czasów rządów PiS. Działacze PiS odpowiedzą litanią skandali, jakie miały miejsce "przez 8 ostatnich lat". Gdy się sięgnie bardziej wstecz, wspomni się afery z czasów SLD czy PSL. Jedni warci drugich – często kwitują Polacy. Bardziej jednak rusza ich to, gdy podobny skandal dotyczy osoby, która dotąd cieszyła się społecznym zaufaniem.
Marek Lisiński, Jakub Śpiewak, Mateusz Kijowski, ks. Jacek Stryczek – gdy wybuchały afery z ich udziałem, dla przynajmniej części opinii publicznej było to trudne do przyjęcia. Fot. Bartosz Bańka, Rafał Malko, Franciszek Mazur, Marek Podmokły / AG
Każdy, kto choć trochę liznął ekonomii czy socjologii, musi znać pojęcie kapitału społecznego. I wie, że bez wzajemnego zaufania w społeczeństwie, choćby w określonej grupie, trudniej osiągnąć jakieś cele. Na naszych oczach ten kapitał właśnie poważnie się kruszy. Nie pierwszy raz.

1. Nie Lękajcie Się

Już w środowy wieczór było wiadomo, że "Gazeta Wyborcza" będzie miała na pierwszej stronie mocny tekst. Niestety, taki, o którym z góry wiadomo, że raczej nie pomoże w walce ze zjawiskiem pedofilii w Kościele, lecz dostarczy argumentów tym, którzy wolą problem zamiatać pod dywan.


Marek Lisiński, prezes fundacji Nie Lękajcie Się, uprzedził zdarzenia – zanim gazeta trafiła do kiosków, on podał się do dymisji. Przyznał, że "zawiódł zaufanie ofiar duchownych, które zwróciły się do niego o pomoc". Lisiński, jak opisuje "Wyborcza" pożyczył 30 tys. zł od 26-letniej Katarzyny – ofiary ks. Romana B. z Towarzystwa Chrystusowego. Rzekomo miały to być pieniądze na leczenie raka trzustki.
Lisiński zwrócił się do Katarzyny z prośbą o pieniądze tuż po tym, jak na jej konto wpłynęło zasądzone zadośćuczynienie (milion zł pomniejszone o 30 proc. dla adwokata).

W tekście mowa jest też o tym, że szef fundacji Nie Lękajcie Się żądał 50 tys. zł od braci Sekielskich za udział w filmie "Tylko nie mów nikomu" – 25 tys. dla siebie, druga połowa dla fundacji. Ostatecznie Lisiński z dokumentu został wycięty. Tomasz Sekielski w rozmowie z naTemat potwierdził, że Lisiński oczekiwał pieniędzy i ich nie dostał. Sprawy opisanej w "Wyborczej" komentować nie chciał. Przyznał tyle, że to po prostu przykre.

Na Facebooku bracia Sekielscy wydali krótkie oświadczenie, w którym wyrazili nadzieję, że "ten jednostkowy przypadek nie osłabi wciąż bardzo potrzebnego ruchu opiekującego się osobami pokrzywdzonymi przez pedofilów".
"Niech ta jedna historia nie podważy całego sensu pracy na rzecz pokrzywdzonych" – zaapelowali Tomasz i Marek Sekielscy.

Oby. Choć zaufanie stracić łatwo. Odbudować o wiele trudniej. Dziś już mniej osób uwierzy, że to wszystko z potrzeby serca, aby pomóc poszkodowanym. Tym bardziej, że to nie pierwszy przypadek, gdy ktoś próbował mieć coś ekstra z działalności na rzecz ofiar pedofilów.

2. Kidprotect

Jakub Śpiewak był bodaj pierwszą osobą w Polsce, która zwróciła uwagę na to, jakie nowe możliwości dał pedofilom internet. Na początku XXI w. powołał fundację Kidprotect, która m.in. szkoliła policjantów i prokuratorów, aby mogli skuteczniej tropić pedofilów w sieci i edukowała dzieci oraz rodziców, jak ustrzec się niebezpieczeństwa.

Fundacja Jakuba Śpiewaka dość szybko zyskała rozgłos, m.in. dzięki budzącym kontrowersje spotom. Jej działania wsparło wiele gwiazd ekranu. W sieci nadal można znaleźć spoty z udziałem aktorów, którzy instruowali rodziców, jak dbać o bezpieczeństwo swoich pociech. Kidprotect wspólnie z Rzecznikiem Praw Dziecka opracowała też w 2010 r. projekt "Stop pedofilom" – propozycje zmian prawnych, które miały lepiej chronić dzieci przed molestowaniem seksualnym.

Jakub Śpiewak coraz częściej występował w mediach jako ekspert od bezpieczeństwa w sieci. Zapewne uwiarygadniało go popularne nazwisko – jego dziadkowie to sławni poeci, stryj - znany profesor socjologii, były poseł PO.

Popularność medialna przekładała się na ofiarność darczyńców - na konto fundacji strumieniami płynęły środki z 1 proc., bo ministerstwo pracy wpisało Kidprotect na listę organizacji pożytku publicznego. Niemałe sumy pieniędzy wynikały też z sądowych wyroków, bo resort sprawiedliwości wciągnął fundację Jakuba Śpiewaka na listę uprawnionych do uzyskiwania nawiązek.

Na początku 2013 r. tygodnik "Wprost" opisał patologię w Kidprotect. Na jaw wyszło, że Jakub Śpiewak jako założyciel i fundator nie podlegał właściwie żadnej kontroli. Z pieniędzy darczyńców urządził sobie luksusowe życie. Jako jedyny w fundacji korzystał ze służbowej karty – i to korzystał "pełną gębą".

Prawie 30 tys. zł z konta Kidprotect zostało wydane w luksusowych sklepach odzieżowych, prawie 6 tys. poszło na wakacje w Turcji. Drobniejsze sumy, po parę tysięcy, zarejestrowano w perfumeriach, restauracjach, sklepie z zegarkami czy u optyka. Do tego przez rok Śpiewak wypłacił z bankomatów z konta fundacji 170 tys. zł. Przy okazji wyszło, że szef nie płacił ZUS-u za pracowników Kidprotect. Prokuratura zarzucała mu przywłaszczenie ponad 400 tys. zł, sąd uznał za udokumentowaną kwotę prawie 300 tys.
Jakub Śpiewak – zdjęcie z 2005 r., gdy szef fundacji Kidprotect brylował w mediach i m.in. szkolił policjantów w zakresie walki z pedofilią.Fot. Rafał Malko / Agencja Gazeta

Osoby znane z działalności społecznej nie kryły oburzenia tym, co zrobił Jakub Ś. Zdawały sobie bowiem sprawę z tego, jak bardzo tego typu afery podważają zaufanie ludzi do wszelkich fundacji. Jolanta Kwaśniewska w jednym z wywiadów komentowała, że nie ma takiej pracy, która pozwoliłaby Jakubowi Ś. odkupić swoje winy. – Chyba, że w kamieniołomach – mówiła z oburzeniem.

Śpiewak za przywłaszczenie pieniędzy od instytucji rządowych i darczyńców, które miały być wykorzystywane na walkę z pedofilami, dostał dwa lata więzienia w zawieszeniu. W 2015 r. zapadł wyrok prawomocny. Do tego 100 tys. grzywny i 60 tys. zł. nawiązki. Dziś nadal jest obecny w sieci – wraz z żoną prowadzi serwis parentingowy "Mądrzy Rodzice". O swojej aferalnej przeszłości nie wspomina.

3. KOD

Sześć faktur na łączną sumę 90 tys. złotych – doniesienia "Rzeczpospolitej" ze stycznia 2017 r. dla wielu przeciwników "dobrej zmiany" były ciosem. Gazeta opisała, jak pieniądze ze zbiórek prowadzonych przez Komitet Obrony Demokracji trafiło na konto firmy lidera KOD Mateusza Kijowskiego i jego żony.

Niedługo potem prasa opisała, że takich faktur jest więcej i było już jasne, że społeczna działalność Kijowskiego w KOD-zie aż tak społeczna nie była. Dla lidera Komitetu de facto to był koniec kariery, choć i wcześniej ciągnęły się za nim sprawy finansowe (media donosiły o ponad 80 tys. długu z tytułu niezapłaconych alimentów).
Mateusz Kijowski zapewnia, że nie zarabiał na KOD-zie.Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Mateusz Kijowski za całą aferę nie przeprosił. Uznał, że była to prowokacja, a zatem to on uważa się za ofiarę. Podkreśla, że jego proces w sprawie fałszowania faktur jeszcze się nie skończył, a więc jest osobą niewinną. Ubolewa, że wielu wydało na niego wyrok jeszcze przed orzeczeniem sądu.

Z działalności społecznej nie zrezygnował – tworzy "Stowarzyszenie Zlinczowanych". Trudno jednak zauważyć, aby udało mu się odbudować nadszarpnięte zaufanie. Takich tłumów, jak to było na początku "dobrej zmiany", KOD już nie przyciąga.

4. Szlachetna Paczka

Gdy wybuchła ta afera, wszyscy trzymali kciuki – byleby tylko nie zaszkodziło to najuboższym. Wprawdzie w Krakowie ludzie od dawna szeptali, że w Stowarzyszeniu "Wiosna" coś się dzieje, a na portalach przybywało zaś opinii, że pracownicy ks. Jacka Stryczka są poniżani i poddawani szantażom emocjonalnym, ale w całej Polsce zrobiło się o tym głośno we wrześniu ubiegłego roku.

Onet przedstawił relacje osób, które opisały, że ksiądz miał je traktować wręcz nieludzko. Duchowny początkowo kpił z zarzutów i przerzucał winę na dziennikarzy. Później, gdy kuria wezwała go do przedstawienia wyjaśnień, złożył rezygnację. "Dobro SZLACHETNEJ PACZKI jest dla mnie najważniejsze i nie chcę, by jakiekolwiek kwestie zagroziły toczącym się projektom, a przede wszystkim – niesieniu pomocy tysiącom potrzebujących" – oświadczył.

Na czele zarządu Wiosny stanęła Joanna Sadzik i ona wraz z wolontariuszami zrobili wszystko, by kolejny finał - mimo rysy na wizerunku - okazał się sukcesem. Ale tuż po nim wydarzyło się jeszcze wiele, co jeszcze bardziej mogło wzbudzić nieufność Polaków. Oskarżany o znęcanie się nad pracownikami ks. Stryczek postanowił wrócić... "tylnymi drzwiami". Nowym prezesem Wiosny został ks. Grzegorz Babiarz, bliski znajomy Stryczka.

I tu też szybko wyszło na jaw, że ks. Babiarzowi niekoniecznie (lub może - nie tylko) chodzi o działalność społeczną. Duchowny sam sobie przyznał pensję w wysokości 15 tys. zł netto (poprzedni zarząd działał społecznie), ze środków stowarzyszenia miały być też pokrywane koszty podróży, noclegów czy związanych z telefonem i komputerem.

Do tego w stowarzyszeniu istniała dwuwładza - i Sadzik, i ks. Babiarz uważali, że to oni prezesami. Sytuację, miejmy nadzieję, wyjaśnił krakowski sąd w ubiegłym tygodniu, ustanawiając w Wiośnie kuratora. Czy to pozwoli przywrócić zaufanie zarówno wolontariuszy, jak i darczyńców? Oby. Oby jeszcze nie było na to za późno. Potrzebujących wciąż jest wielu. Raport Szlachetnej Paczki o biedzie w Polsce jest na to najlepszym dowodem.

To "takie typowe"

Marek Lisiński jest już poza zarządem Nie Lękajcie Się. Czy to pozwoli odbudować zaufanie? Oby. Pozostaje wierzyć, że nie jest na to za późno. Nie wiemy, jak wiele jest ofiar księży-pedofilów. Raczej można mieć pewność, że kościelny raport w tej sprawie jest mocno niedoszacowany.
Papież Franciszek całuje dłoń Marka Lisińskiego, ofiary księdza pedofila.Fot. Agata Diduszko/Twitter
Z komentarzy, jakich w internecie pojawiła się cała masa, przebija ogromny ża lub wręcz wściekłość. Nie brak ocen, że to "takie typowe": "Jak z KOD-em – były marsze, były okrzyki, za moment okazało się, że ktoś kombinuje i po sprawie", "Straszne i żenujące równocześnie. Przypomina mi się historia Pana Kijowskiego. Cóż widocznie bez kompromitacji się nie może obejść", "Zawsze znajdzie się ktoś, kto spie*doli pracę innych. Dno". Tym bardziej, że podobnych przykładów, gdy w jakiej fundacji czy stowarzyszeniu ktoś nadużył zaufania społecznego, da się znaleźć o wiele więcej.

I można zakończyć dyskusję na ubolewaniu i załamywaniu rąk. Ale nie warto. "Fundację Nie Lękajcie się tworzy wiele osób, które działały i w dalszym ciągu zamierzają kontynuować działalność na rzecz ofiar sprawców w sutannach oraz na rzecz pociągnięcia do odpowiedzialności hierarchów, którzy tuszowali przypadki kościelnej pedofilii" – zapewnia Rada Fundacji.

Choć ta kontynuacja prosta nie będzie. Jak Kijowski był twarzą KOD-u, tak Lisiński był twarzą Nie Lękajcie Się. W końcu to jego papież Franciszek całował w dłoń, przepraszając za grzechy ludzi Kościoła.