"To wysadzanie w powietrze zasad UE. Partactwo". Takie emocje wywołał w UE zakaz ogłoszony przez PiS
O tym, że Jarosław Kaczyński ogłosił w sobotę wstrzymanie dostaw z Ukrainy, Komisja Europejska miała dowiedzieć się z mediów. Tak donosiła m.in. korespondentka "Rzeczpospolitej" Anna Słojewska. Jeszcze tego samego dnia pojawiły się pierwsze reakcje KE, a w niedzielę wydano oficjalne, mocne oświadczenie, w którym padły słowa, że to, co zrobiła Polska, a zaraz za nią Węgry, jest niedopuszczalne.
– Ta reakcja jest spodziewana i zrozumiała. Sprawy handlowe są wyłączną domeną UE. Taka indywidualna decyzja rozbija fundamentalne zasady funkcjonowania UE. Jestem przekonany, że na tym się nie skończy. UE nie może sobie pozwolić na to, żeby każdy kraj stosował sobie samodzielne decyzje dotyczące wymiany handlowej, bo to znaczy, że nie ma podstawowych filarów UE – reaguje w rozmowie z naTemat Jarosław Kalinowski, europoseł PSL, były wicepremier i minister rolnictwa.
Europoseł podkreśla, że w UE znali problem zboża i innych produktów z Ukrainy. Że w Komisji Rolnictwa podnosili ten temat już w ubiegłym roku. Że on sam pisał dwie interpelacje w tej sprawie do jedynego polskiego komisarza Janusza Wojciechowskiego. Że przez Polskę powinny iść korytarze transportowe, ale nic w tej sprawie nie zrobiono. I że to rząd lekceważył problem.
Ale chyba nikt w Brukseli, czy Strasburgu, nie spodziewał się, że rząd PiS, a kilka godzin później rząd Victora Orbana, nagle ogłoszą zakaz dla ukraińskich produktów.
UE była w szoku? – To oświadczenie KE jest tego wyrazem. Nie czekali z nim nawet do poniedziałku – zauważa Jarosław Kalinowski.
Przypomnijmy, rzeczniczka KE Miriam Garcia Ferrer podkreśliła, że polityka handlowa leży w wyłącznej kompetencji UE, a więc takie samodzielne decyzje państw są "niedopuszczalne".
Jarosław Kalinowski dodaje: – Zastanawiam się, czy nasz rząd nie zrobił tego z premedytacją. Jak się nadarzyła okazja, to uznali, że uderzą w UE. Trzeba było zamknąć import z Ukrainy, ale w zgodzie z prawem unijnym. Były na to sposoby. Natomiast to, co w tej chwili robią, to w mojej ocenie robią specjalnie po to, żeby zwielokrotnić swój atak i krytykę w stosunku do UE. Rząd w Polsce będzie teraz wszystko zganiał na UE. Że wredna, bo pozwoliła na import zboża, a teraz będzie dyscyplinowała Polskę ws. zamknięcia granicy.
Jarosław Kalinowski od 14 lat jest europosłem. Jak mówi, nie pamięta, żeby – pomijając Węgry – któryś kraj podobnie się zachował.
Polska miała być tranzytem dla zboża z Ukrainy
Po burzliwym weekendzie europosłowie dopiero jechali w poniedziałek do Strasburga. Emocje, jakie mogą tam zastać, można sobie wyobrazić. Tym bardziej że po Polsce i Węgrzech podobne sygnały zaczęły płynąć z Bułgarii. Tam również minister rolnictwa powiedział, że Bułgaria rozważa wprowadzenie zakazu.
– Przypuszczam, że europosłowie pomyślą sobie: "Znowu problem z Polską". Oni już nawet nie komentują sytuacji, którą tworzy rząd PiS-u w naszym kraju. Jedni zajmują pozycję, która należna byłaby Polsce (gdyby rządzący chcieli), która jest przecież drugą siłą w Parlamencie Europejskim, której głos i propozycje powinny być słyszalne. A tak niestety nie jest. Inni przestali cokolwiek komentować, idą do przodu i walczą o swoje. Niestety, żaden inny rząd nie zachowuje się jak rząd PiS, z oczywistych powodów pomijam Orbana – mówi Elżbieta Łukacijewska, europosłanka PO.
Cały czas wychodzą kompleksy rządzących. Widać i słychać, że ta UE, której jesteśmy częścią, uwiera ich, ogranicza, wymusza stosowanie zasad, praw, które są podstawą w demokratycznym państwie prawa. I niewątpliwie narracja "wschodnia" jest bliższa rządzącym, a nie zachodnie standardy, gdzie wszystko jest transparentne i gdzie winni ponoszą karę. W naszym kraju wiadomym jest, że jeśli coś "zawalą" rządzący, to dopóki opozycja czy dziennikarze nie odkryją kolejnej afery, to chowa się problem "pod dywan", a jeśli nie można już go ukryć to następuje szukanie winnych daleko od siebie, czyli zwyczajowo zawiniła UE.
Europosłanka podkreśla to, o czym wszyscy powinniśmy pamiętać: – Polska miała być tylko tranzytem dla zboża z Ukrainy. Przeładunek miał być w portach w Gdańsku i Gdyni, podobnie jak w Konstancji w Rumunii. Ukraińskie zboże miało jechać dalej. Ono nie miało prawa pozostawać w Polsce. To, że ono zostaje na terenie Polski i jeszcze jest nim handel, jest nie do pomyślenia. To jest skandal. PiS się przestraszył, bo wszystko wskazuje na to, że powiązane z rządem spółki na tym zarabiają, dodatkowo zobaczyli wielkie zdenerwowanie polskich rolników, więc buńczucznie ogłosili: będzie zakaz wwozu zboża.
"PiS daleko od standardów unijnych"
Przypomnijmy, o zakazie Jarosław Kaczyński poinformował podczas konwencji PiS w Łysych na Kurpiach. Zakaz, który ogłosił, obejmuje całą listę produktów.
Zareagowała Ukraina, UE, politycy w kraju, rolnicy. – Oni okłamywali nas i Ukraińców – reagował lider AgroUnii Michał Kołodziejczak.
Politycy PiS odpierali ataki. Europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk w rozmowie z dziennikarzami wyrażał nadzieję, że KE zrozumie decyzję Polski, bo nasz kraj "został postawiony pod ścianą". Europoseł Jacek Saryusz-Wolski powoływał się na jedno z unijnych rozporządzeń. A wiceszef MSZ Paweł Jabłoński przytaczał w RMF FM zapisy traktatów, które umożliwiają wprowadzenie takich ograniczeń w imporcie ze względu na pilną sytuację dotyczącą któregoś z tych trzech obszarów.
Anna Słojewska tłumaczy w "Rzeczpospolitej", że decyzją o zakazie produktów rolnych Polska łamie dwa akty prawne: umowę DCFTA z 2017 roku, "której celem było zbliżanie Ukrainy do unijnych standardów gospodarczych i administracyjnych", oraz rozporządzenie z 4 czerwca 2022 roku, którym "na rok znosi się wszystkie środki ochrony handlowej".
– Kaczyński nie ma pojęcia, na czym polega nasze członkostwo w UE. Jak ludzie żyją, jakie mają problemy. Wypowiada się, jakby nie wiedział, lub kompletnie lekceważy fakt, że to my jesteśmy UE, a on w Komisji Europejskiej ma komisarza Wojciechowskiego desygnowanego przez PiS, który powinien doskonale zdawać sobie sprawę, jaki takie decyzje rządu mają polityczny wpływ – mówi Elżbieta Łukacijewska.
– To jest partactwo. To nie są działania na miarę pozycji kraju, którą powinniśmy mieć. Tak się nie robi. Zamiast wskazać winnych, którzy dopuścili do tego, że to zboże jest sprzedawane w Polsce, to mamy powrót do czasów PRL, gdy wychodził sekretarz partii i mówił, jak ma być. To pokazuje, że mentalnie PiS jest bardzo daleko od standardów unijnych – uważa.
Sami nawarzyli piwa. Polski rząd uczestniczył we wszystkich rozmowach dotyczących i sankcji, i pomocy Ukrainie, premier Morawiecki na wszystko się zgadzał. Teraz ktoś, podobno powiązany z PiS-em zarobił masę pieniędzy na ukraińskim zbożu. I zamiast ukarać winnych zaniedbań, bo ktoś na to zezwolił i przymykał oczy, zamiast odblokować transport ukraińskiego zboża poza teren Polski, to jak zwykle wymyślili swój polityczny przekaz, który stoi w sprzeczności z tym, do czego rząd zobowiązał się w Brukseli.
– Dodatkowo decyzja Kaczyńskiego jest też wodą na młyn dla rosyjskiej propagandy, która robi, i zrobi, wszystko, aby rozbić europejską solidarność – uważa europosłanka.
"Można to było zrobić zgodnie z prawem UE"
"Kto w tym sporze ma rację? Na razie nie wiadomo. Pozycja negocjacyjna Polski w UE nie jest najsilniejsza, ale faktem jest, że problem z ukraińskim zbożem narasta" – pisze w INNPoland.pl Konrad Bagiński, opisując, o co naprawdę chodzi w aferze z ukraińskim zbożem w Polsce.
Jak jeszcze na tę sprawę mogą patrzeć w UE?
Jarosław Kalinowski przypomina, co na szczeblu unijnym działo się wcześniej wokół zboża z Ukrainy.
Wspomina i dyskusje na ten temat:
Jak była propozycja KE, żeby część rezerwy kryzysowej, która wynosi 400 mln euro rocznie, przeznaczyć przede wszystkim na wsparcie dla krajów sąsiadujących z Ukrainą: Polski, Rumunii, Bułgarii, to przedstawiciele Francji, Hiszpania zareagowali: "Dobrze, ale nasi rolnicy są gorsi? Mają nie dostać wsparcia?" Dlatego na wsparcie poszło tylko 30 mln euro. To kropla w morzu potrzeb.
I polityczne zabiegi. Jak pisał interpelacje do komisarza Wojciechowskiego: – Napisałem, że te korytarze mają być rzeczywistymi korytarzami, ale żeby one zafunkcjonowały, musi być coś w rodzaju kaucji eksportowych, musi być przywrócenie ceł na niektóre produkty.
Miesiąc temu odbyło się posiedzenie Komisji Rolnictwa z udziałem Wojciechowskiego. Była dyskusja o sytuacji w całej Europie, ale szczególne miejsce zajmowała sytuacja ukraińskich produktów rolnych. Wojciechowski odpowiedział wtedy, że takie rzeczy są niemożliwe do zastosowania i zasugerował, że problem sam się skończy, bo w 2021 roku Ukraińcy zebrali blisko 100 mln ton, w 2022 - 70, a w tym roku szacuje się, że będzie poniżej 50 mln ton.
Europoseł PSL podkreśla: – W UE wiedzą o problemie z ukraińskim zbożem, natomiast zdają sobie sprawę, że zakaz wprowadzony przez polski rząd to bomba atomowa w fundamentalne zasady unijne. Czyli wiedząc, na jakich filarach zbudowana jest UE, nie będą popierać naszej jednostronnej decyzji o zamknięciu granic. Jeżeli każdy kraj będzie realizował własną politykę handlową z państwami trzecimi, to mamy rozwaloną UE. Nie ma UE.
Jego zdaniem były inne sposoby, zgodne z prawem unijnym. Przykład? Słowacja.
Jarosław Kalinowski: – Gdyby to ode mnie zależało, to ja bym nie zamykał granicy, tak jak rząd, ale zamknąłbym import ze względu na pestycydy. Tak jak Słowacy, którzy znaleźli pozostałości niedozwolonego w UE pestycydu. W Polsce nie mogli jednak stwierdzić niedozwolonych substancji, bo u nas w ogóle nie było kontroli.
Podejrzewam, że brak kontroli wynikał z porozumienia podpisanego w maju 2022 roku pomiędzy ministrem rolnictwa, wicepremierem Kowalczykiem a ówczesnym ministrem rolnictwa Ukrainy w obecności sekretarza ds. rolnictwa USA i komisarza Wojciechowskiego. Podpisano wtedy polsko-ukraińskie porozumienie o ułatwieniach w przepływie towarów z Ukrainy do UE przez Polskę. Skoro były ułatwienia, to rozumiem, że na tej podstawie polska strona zrezygnowała z jakiejkolwiek kontroli jakościowej.
PiS ma komisarza Wojciechowskiego
Po stronie opozycji w Strasburgu słychać też gromy pod adresem komisarza Janusza Wojciechowskiego.
– Ja publicznie mówiłem z mównicy, że rolnicy, zwłaszcza polscy, liczyli na swojego przedstawiciela. A on tak naprawdę jest oderwany od realiów polskiego rolnictwa. O innych już nie mówię. I tak naprawdę bardziej szkodzi rolnictwu, niż pomaga – uważa Jarosław Kalinowski.
Elżbieta Łukacijewska: – Komisarz Janusz Wojciechowski, którego desygnował PiS, raczej jest niemym komisarzem. Nie widziałam jego walki o interes polskiego rolnictwa, ani o niej nie słyszałam. A zapowiedzi i obietnic przed wyborami było bardzo dużo.
Europosłanka również podejrzewa, że teraz PiS będzie szukał winnych w UE.
– Przecież zawsze tak robią. Wyborcy PiS sądzą, że UE to coś obok nas. A nie, że UE to My. Teraz też PiS zastosuje zwyczajową narrację "my jesteśmy ci dobrzy, tylko ta Unia ciągle coś na nas wymusza". I kolejny raz zasugerują, że wszystkie problemy Polski są przez Unię. Kolejny raz będą sączyli wątpliwości i oskarżenia. Radziłabym wtedy popatrzeć i przeanalizować, co się stało, gdy Wielka Brytania wyszła z UE i z jakimi problemami muszą mierzyć się dzisiaj Brytyjczycy – wskazuje.
Na koniec przypomnijmy krótko. Przed wojną Ukraina wysyłała ogromne ilości zboża do Afryki i do Azji. – To rząd wielkości produkcji polskiej. Rocznie przez Morze Czarne eksportowali 30-40 mln ton. Gdy Morze Czarne było zamknięte, naturalne było, że UE chciała pomóc Ukrainie, ale też, żeby zboże dopłynęło do krajów trzecich, bo wiadomo, że szykował się potężny kryzys – przypomina europoseł PSL.
– Ze strony rządu w Polsce jest totalne lekceważenie rządzących sprawami rolnictwa. Oni rolnictwem zajmują się tylko w sposób propagandowy, a nie rzeczywisty – podkreśla jeszcze. To już jednak materiał ma kolejny temat.
Czytaj także: https://natemat.pl/481958,kaczynski-na-konwencji-rolniczej-w-lysych-poinformowal-o-trzech-decyzjach