#BESTOF23: "Sukcesji" i "The Last of Us" nie zabrakło. Wybraliśmy 15 najlepszych seriali roku
Dział Kultura naTemat
30 grudnia 2023, 17:12·12 minut czytania
Publikacja artykułu: 30 grudnia 2023, 17:12
Obrodziło w tym roku serialami, ale nie każdy był udany. Niektóre tytuły były jednak strzałem w dziesiątkę i zachwyciły: i krytyków, i widzów. Dział Kultura naTemat wybrał 15 najlepszych zagranicznych seriali 2023 roku. To naprawdę perełki.
Reklama.
Reklama.
Najlepsze seriale 2023 roku. 15 świetnych tytułów
W naszym zestawieniu najlepszych seriali 2023 roku znalazły się zagraniczne tytuły, które miały premierę w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy i są dostępne w Polsce (to zarówno nowe tytuły, jak i kolejne sezony). Oprócz naszych indywidualnych wyborów znalazły się w tu również trzy produkcje wybrane wspólnie przez Dział Kultura naTemat. Oto cała piętnastka, a na końcu – specjalne wyróżnienia.
Kolejność jest dowolna. Polskie seriale oceniamy w innym zestawieniu.
1. Sukcesja, czwarty sezon (HBO Max)
Bartosz Godziński
Już wiele razy czytaliście (również u nas), że"Sukcesja"to najlepszy serial ostatnich lat. Cóż, moim skromnym zdaniem tak jest, a finałowy sezon to tylko ostatecznie przypieczętował.
Ma każdy element, który jest potrzebny wybitnemu serialowi: zwroty akcji (jednego w połowie sezonu dosłownie nikt nie przewidział); cliffhangery (oj, to oczekiwanie na kolejny odcinek było wkurzające, ale też fajne); świetnie napisanych i zagranych bohaterów (nawet jeśli ich nienawidziliśmy); a także ostre jak brzytwa, dynamiczne dialogi i scenariusz, który wciągał nawet, jeśli to zupełnie nie nasze klimaty. Sam finał był ukoronowaniem całości – kończył wątki, ale pozostawiał wiele pytań i spełnienie.
2. Awantura (Netflix)
Ola Gersz
"Awantura"to wyśmienita czarna komedia Lee Sung Jina od słynnego studia A24, która udowodniła, że Netflix wciąż potrafi robić rzeczy wybitne. Opowiada o dwóch kierowcach (znakomici Ali Wong i Steven Yeun), którzy po pewnym frustrującym incydencie na drodze w Los Angeles zaczynają się na sobie mścić. W końcu odpinają wrotki, a ich – początkowo – małostkowa kłótnia demoluje wszystko wokół.
"Beef" pokazuje, co się wydarzy, gdy w końcu pokażemy naszą prawdziwą twarz (na co dzień ukrywaną pod maską porządnych obywateli, uprzejmych sąsiadów i wzorowych pracowników), oddamy do głosu emocje i wybuchniemy. Spoiler: będzie chaos, ale katartyczny.
"Jeszcze nigdy…" nie było mi tak przykro, że jakiś serial już się skończył, a ja muszę się pożegnać z jego bohaterkami na zawsze. Młodzieżowa komedia Mindy Kaling inspirowana jej własnymi nastoletnimi doświadczeniami jest jak herbatka i ciepły kocyk w ponury deszczowy dzień. Nie myślcie jednak, że to infantylna produkcja w stylu tych od Disney Channel!
Nastolatki w serialu Kaling to postacie z krwi i kości, które chcą chodzić na randki, pić i palić oraz – rzecz jasna – uprawiać seks. Twórczyni udało się jednak pokazać wszystkie te normalne dla tego wieku zachowania bez ich przesadnego romantyzowania czy seksualizacji ciał nastoletnich bohaterów (wielu uważa, że na tym polu poległa "Euforia").
Tym, co wyróżnia "Jeszcze nigdy", jest także pochodząca z Indii rodzina głównej bohaterki, co sprawia, że jej wychowywanie przebiega inaczej niż w amerykańskim domu, co jest świetną lekcją różnic kulturowych dla młodych widzów serialu.
"Niebieskooki samuraj" depcze po piętach serialowi "Arcane". Netflix od dawna eksperymentuje z różnymi stylami animacji, a w swoim najnowszym dziele przeznaczonym dla dorosłych widzów prezentuje hybrydę technik 2D i 3D.
Tytuł pod kątem fabularnym nie jest być może niczym przełomowym. Ot, japońska wersja Johna Wicka z potężnym plot armorem (postać Mizu jest po prostu niezniszczalna). Niemniej produkcja trzyma w napięciu, zachwyca scenami rodem z filmów live-action (wszystko dzięki technice przechwytywania ruchu znanej m.in. z "Avatara"), porządnym dubbingiem, a także widocznymi na ekranie śladami pędzla.
"Yellowjackets" było serialowym objawieniem, a drugi sezon hitu CANAL udowodnił, że showrunnerzy Ashley Lyle i Bart Nickerson nie zwalniają tempa i nie zamierzają spocząć na laurach. Thriller o kobietach, które zmagają się ze wspomnieniami z 1996 roku, gdy jako nastolatki musiały przetrwać w dziczy po katastrofie samolotu (tak, jest i kanibalizm), to wciąż ostra, niepokojąca jazda.
Drugi sezon serialu z Melanie Lynskey, Juliette Lewis i Christiną Ricci (w drugim sezonie do obsady dołączył Elijah Wood) mnoży tajemnice i potęguje mroczny, fascynujący nastrój. Aktorsko znowu jest wyśmienicie i mimo że jeszcze trochę poczekamy na rozwiązanie całej historii (zapowiedziano już trzeci sezon), to wcale się nie martwimy: nie chcemy jeszcze rozstawać się z "Yellowjackets"...
Od początku MCU nie rozumiałem hype'u, wręcz z politowaniem patrzyłem na ludzi jarających się Lokim. Dopiero teraz po wielu latach polubiłem gościa, co jest nie tylko zasługą grającego go Toma Hiddlestona. To też efekt wręcz genialnego poprowadzenia tej postaci, której epicka historia zostaje zwieńczona w satysfakcjonujący, wręcz mitologiczny (w końcu to nordycki bóg!) i jedyny słuszny sposób właśnie w 2. sezonie.
"Loki" to najlepsze, co w ostatnim czasie przydarzyło się temu uniwersum oraz kapitalny przykład – również dla samego Marvela – jak budować i rozwijać (super)bohaterów. Warto było czekać i się "męczyć".
Mimo że "Bridgertonowie" to kostiumowy hit Netfliksa, to spin-off serialu, "Królowa Charlotta", zjadł oryginał na śniadanie. Opowieść o młodości znanych z serialu-matki królowej Charlotte i króla Jerzego III (oboje to postaci historyczne) może niekoniecznie brzmiała na papierze jak hit, ale na ekranie zadziała się magia, a to zasługa m.in. znakomitych aktorów z Indią Amarteifio, Coreyem Mylchreestem i Goldą Rosheuvel na czele (Charlotta i Jerzy mają naprawdę niesamowitą chemię).
"Królowa Charlotta" to znowu historia miłosna, ale zgoła inna od "Bridgertonów". Opowiada o zakochanych małżonkach, którzy próbują być szczęśliwi, mimo że nad ich głowami wisi cień choroby Jerzego znanego jako "Szalony Król". Sporo tu realizmu, czułości i emocji, a mniej erotyki i knowań (ale nie martwcie się, te również są). Drugi miłosny wątek, tym razem gejowski, również jest przepyszny. Cudeńko.
8. Zagłada domu Usherów (Netflix)
Maja Mikołajczyk"Zagłada domu Usherów" to ostatni serial zrealizowany przez Mike’a Flanagana w ramach kontraktu dla Netfliksa. Chociaż wiele osób uważa, że nic nie przebije jego pierwszej produkcji zrealizowanej dla serwisu, czyli "Nawiedzonego domu na wzgórzu", chyba nikt nie ośmieli się powiedzieć, że nie pożegnał się z przytupem – i to solidnym, patrząc, jak wiele osób straumatyzowała pewna scena w klubie, która ma potencjał stać się ikoniczną.
Choć tytuł serialu nawiązuje do jednego z opowiadań Edgara Allana Poego, stanowi ono jedynie inspirację, a jego fani odnajdą całe mnóstwo nawiązań do twórczości amerykańskiego pisarza i poety. "Zagłada domu Usherów" to także kolejna produkcja, która komentuje głośny w ostatnich latach kryzys opioidowy w USA, choć nie robi tego tak wnikliwie jak chociażby "Lekomania".
Ostatnie dziecko Flanagana nie jest być może najbardziej przełomowym serialem w historii telewizji, jednak dla fanów horroru to zdecydowanie lektura obowiązkowa.
Drugi sezon "The Bear" stawia bohaterów w zupełnie nowej sytuacji. Carmy i reszta jego kuchni ma teraz realną szansę, by jego restauracja zyskała status renomowanego miejsca w Chicago. Dynamika między postaciami, którą skrupulatnie budowano w pierwszej odsłonie, wkracza na wyższy, ale zarazem ostrzejszy poziom.
Komediodramat Christophera Storera bawi, smuci, frustruje. W trakcie seansu "The Bear" widzowie mogą poczuć przynajmniej ułamek emocji, jakie w prawdziwym życiu towarzyszą ludziom pracującym w gastronomii. Jeremy Allan White gra całym sobą (a zwłaszcza subtelną mimiką), a u swojego boku ma dwa telewizyjne objawienia w postaci młodej Ayo Edebiri i niedocenionego Ebona Moss-Bachracha.
"One Piece" miał być porażką, a stał się wielkim hitem Netfliksa. Dlaczego porażką? Bo to ekranizacja anime, a te po prostu... nigdy nie wychodzą. Jednak w tym przypadku stało się inaczej. Ogromne ryzyko, jakim było zrobienie aktorskiej wersji kultowego serialu animowanego (powstałego na podstawie najlepiej sprzedającej się mangi w historii) się opłaciło, bo pirackie "One Piece" to po prostu bardzo dobry serial i świetna zabawa.
Jednak nie wszyscy byli zadowoleni, co wcale nie dziwi w przypadku tak "świętego" dzieła kultury. Nie jest to najwierniejsza adaptacja, bo twórcy Matt Owens i Steven Maeda (pod czujnym okiem autora pierwowzoru i producenta wykonawczego Eiichirō Ody) po prostu nie byli w stanie zmieścić w ośmiu odcinkach tak monumentalnego materiału. Ale spokojnie, będzie drugi sezon (i oby jeszcze większe szaleństwo)...
11. Gen V (Prime Video)
Bartosz Godziński
Obawiałem się, że będzie to tylko skok na kasę, wypełniacz i "podsycacz" emocji przed kolejnym sezonem najlepszego serialu superbohaterskiego w historii, czyli "The Boys". Nie da się ukryć, że po części tak jest, bo przecież Amazon to firma, która lubi zarabiać (chyba jak każda). Z drugiej strony dostaliśmy świetne połączenie szkolnej teen dramy z brutalnym i szalonym światem znanym z "Chłopaków".
"Gen V" ten światpogłębia i uzupełnia, co rusz mruga okiem, ale kroczy też własną ścieżką. Jest inny, ale znajomy, czasem czuć w nim taniość, ale i pasję. Tak się powinno robić spin-offy.
12. Poker Face (SkyShowtime)
Ola Gersz
Natasha Lyonne raz za razem udowadnia, że czego się nie dotknie, to zamienia to w złoto. "Orange is the New Black", "Russian Doll", a teraz"Poker Face", w którym znowu gra główną rolę: kobietę, której nikt nie oszuka, bo jest jak ludzki wykrywacz kłamstw. Owszem, to znowu podobna postać, do jakiej nas przyzwyczaiła (nonszalancka, nieogarniająca rzeczywistości i przyciągająca problemy), ale co z tego, skoro Lyonne jest w takich rolach wyśmienita?
Samo "Poker Face" pokazuje, że serial kryminalny wciąż może zaskoczyć. Jedziemy z uciekającą przed zemstą Charlie Cale przez (zapyziałe) Stany Zjednoczone i natrafiamy na coraz dziwniejsze sprawy, które bohaterka, chcąc nie chcąc, rozwiązuje. Każdy odcinek to plejada znanych i mniej znanych aktorów (Benjamin Bratt, Adrien Brody, Ron Perlman, Chloë Sevigny, Ellen Barkin, Nick Nolte, Joseph Gordon-Levitt), kryminalna intryga, czarny humor i... dużo radochy. Na taki serial czekałam, naprawdę.
13. Daisy Jones & The Six (Prime Video)
Maja Mikołajczyk
"Daisy Jones and The Six" to adaptacja bestsellerowej powieści o tym samym tytule, jednej z popularniejszych obecnie autorek książek obyczajowych Taylor Jenkins Reid ("Siedem mężów Evelyn Hugo", "Malibu płonie"). Produkcja wciąga za sprawą fascynującego trójkąta miłosnego, w którego bohaterów wcielają się rewelacyjna i nominowana za tę rolę do Złotego Globu Riley Keough, Sam Claflin oraz Camila Morrone.
Serial ma jednak sporo problemów, jak chociażby to, że zaniedbano pewne detale dotyczące wyglądu postaci czy scenografii, przez co ciężko uwierzyć, że akcja rzeczywiście dzieje się w erze dzieci kwiatów. Na "Daisy Jones & The Six" warto jest jednak zwrócić uwagę, przynajmniej z jednego względu.
Jako że serial opowiada o fikcyjnym rockowym zespole, w produkcji możemy usłyszeć mnóstwo oryginalnych kompozycji, w których śpiewają rzeczywiście odtwórcy ról wokalistów, czyli Keough (Daisy Jones) oraz Claflin (Billy Dunne). Gwarantuję, że jeszcze długo po seansie kawałki inspirowane m.in. muzyką Fleetwood Mac nie będą chciały wam wyjść z głowy!
"Ahsoka", która mimo dość rozczarowującego – jak na mój gust – początku zdołała w drugiej połowie sezonu udowodnić, że na "Andorze" nie kończą się dobre seriale ze świata "Gwiezdnych wojen". Obietnice złożone widzom w finale przygód dawnej uczennicy Anakina Skywalkera są jak na Disneya, który dotąd wolał grać bezpiecznie, naprawdę ryzykowne.
Serialowe "Star Warsy" nadal biją po oczach fanserwisem, ale tym razem uzasadnionym (umówmy się, reżyser Dave Filoni musiał jakoś nawiązać do swojej animacji zatytułowanej "Wojny klonów"). Pojawienie się Larsa Mikkelsena w roli Wielkiego Admirała Thrawna to najjaśniejszy punkt produkcji. "Ahsoka" w dobrym guście daje się ponieść nostalgii. Po tym seansie obudziła się we mnie nadzieja, że przyszłość "Gwiezdnych wojen" nie jest jeszcze wcale przesądzona.
15. The Last of Us (HBO Max)
Dział Kultura naTemat
Nikt z nas nie miał żadnych wątpliwości: "The Last of Us" to jeden z najlepszych seriali tego roku. Ba, według niektórych, wręcz najlepszy. Dotąd nie powstała również bardziej udana adaptacja gry wideo, co daje nadzieję, że doczekamy się więcej perełek ze świata gier.
Chociaż nie wszyscy byli ukontentowani, bo hit HBO Max nie jest typową postapokaliptyczną opowieścią o zombie. Zombiaki (w tym wypadku grzybowe) to w "The Last of Us" tylko tło. O czym jest więc serial Craiga Mazina i Neila Druckmanna? O ludziach. Ludziach w sytuacjach kryzysu, relacjach międzyludzkich i o tym, że to my jesteśmy największymi potworami. Również o uczuciach, odkupieniu, stracie i (przyszywanej) rodzinie.
W "The Last of Us" praktycznie wszystko jest znakomite: scenariusz, zdjęcia, muzyka, aktorstwo. Pedro Pascal jest znakomity, spektakularna Bella Ramsey to objawienie, a wszyscy drugoplanowi aktorzy są bez wyjątku świetni. Dodajmy do tego cudowny odcinek o Billu i Franku (Nick Offerman i Murray Bartlett), a mamy jackpota. Przed nami sezon drugi, ale ci, którzy nie znają gier studia Naughty Dog... lepiej niech się przygotują.
Zagraniczne seriale 2023 roku, które zasługują na wyróżnienie: