– Wszystko zaczęło się w Krakowie – przypomina prof. Grzegorz Polok, który wysłał pierwszego maila w historii polskiego internetu. W tym roku minie też 25 lat, odkąd do Polski dotarła pierwsza elektroniczna wiadomość. To właśnie Instytut Fizyki Jądrowej w Krakowie, jako pierwsza instytucja w naszym kraju, otrzymał swoją sieciową tożsamość: 192.86.14.0. Dziś z internetu korzysta blisko 25 milionów Polaków, którzy w tym roku wygenerują 33 miliardy złotych zysku w e-sklepach.
1990=192.86.14.0
Rok 1990 jest datą przełomową w nowoczesnej historii Polski, choć próżno szukać informacji na ten temat w podręcznikach do historii. Dlaczego ta data jest tak ważna? Otóż w maju tego roku zostaliśmy członkiem sieci EARN, połączonej z Internetem za pomocą BITFTP. Dwa tygodnie później, po uzyskaniu zgody genewskiego instytutu CERN, Instytut Fizyki Jądrowej (IFJ) w Krakowie wystąpił do Ministerstwa Łączności i Telekomunikacji o wykonanie takiego samego łącza ze strony polskiej. Odpowiedzialnym za cały projekt ze strony IFJ był prof. Grzegorz Polok.
– Zależy mi, żeby pamiętano, iż to wszystko wyszło z Krakowa. We wrześniu uruchomiliśmy łącze analogowe o prędkości 9600 bitów na sekundę, zaś w listopadzie wystąpiłem do Ministerstwa Obrony USA o przyznanie nam, w IFJ, adresu IP (192.86.14.0) – tłumaczy mi w rozmowie prof. Polok. Następnego dnia do Polski dotarł pierwszy w historii e-mail, wysłany m.in. przez dr Poloka właśnie z CERN-u. Choć to był faktyczny początek internetu w Polsce, do tej pory za symboliczną datę uznawano 17 sierpnia 1991 roku, gdy z kraju wyszedł pierwszy elektroniczny list. Wysłał go pracownik Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego do uniwersytetu w Kopenhadze.
Prof. Grzegorz Polok opowiada, że już w 1975 roku pojechał do CERN wraz ze swoją grupą badawczą. Polacy zajmowali się tam cząstkami elementarnymi. Analizowali je w oparciu o rewolucyjną metodę elektroniczną. Sam profesor opiekował się stroną software’ową, a jego umiejętności docenił m.in. uniwersytet z Amsterdamu. Profesor Polok wyjechał tam w 1978 roku na dwuletnie stypendium.
– Od samego początku byłem pewien, że jeśli chodzi o naukę, internet odegra olbrzymią rolę. Jeszcze na początku lat 90., praca między CERN a kolegami w Krakowie byłaby praktycznie niemożliwa, gdyby nie to nasze łącze. Choć wówczas nie sądziłem, że internet może być zaadaptowany przez biznes, to dziś nie jestem tym specjalnie zaskoczony – podkreśla prof. Polok.
Cała Polska wirtualna
W styczniu 1992 roku do sieci podłączonych było już 2 tys. użytkowników. Trzy lata później w sieci pojawiła się kolekcja linków do kilkuset stron w polskim internecie. Jej twórcami byli studenci Politechniki Gdańskiej –Leszek Bogdanowicz, Marek Borzestowski i Jacek Kawalec – którzy zawarli znajomości, jakże by inaczej, właśnie w świecie wirtualnym. Swoją kolekcję linków nazwali Wirtualną Polską. W 1998 roku otrzymała ona adres www.wp.pl. Z czasem przekształciła się w centrum internetowej rozrywki z wieloma pionierskimi technologicznymi rozwiązaniami, takimi jak multimedialny komunikator Jabber z technologią VoIP, darmowe konta pocztowe, wyszukiwarka, czat, a nawet możliwość tworzenia stron internetowych.
Fax ponad e-mail
Robienie biznesu internetowego było w tych czasach pomysłem zwyczajnie abstrakcyjnym. Łatwo to sobie wyobrazić zwłaszcza, gdy zrozumie się podejście do internetu jako nowinki technologicznej, gadżetu. Wystarczy przeczytać, co na swojej stronie pisał Jarosław Rafa w tekście „Jaki będzie polski Internet” z 1995 roku: Cóż dziwić się w takiej sytuacji, że zainteresowanie polskiego biznesu Internetem jest znikome, jeśli nie liczyć firm z branży komputerowej. Polski biznesmen, nawet jeżeli posiada konto w Internecie, traktuje to przeważnie jako jeszcze jeden gadżet; możliwość szpanowania adresem e-mailowym na wizytówce. Wciąż jednak nie jest przekonany o tym, że wysłać wiadomość pocztą elektroniczną jest łatwiej, taniej i sprawniej niż faksem. I ma poniekąd rację, przynajmniej jeżeli chodzi o komunikację w obrębie Polski: abstrahując już od faktu, że tylko niewiele firm jak dotąd ma adresy e-mailowe, to wiele z tych, które takie adresy posiadają, rzadko czyta, a jeszcze rzadziej odpowiada na przychodzącą pocztę.
Polski Amazon
Brzmi zabawnie, ale jeszcze w tym samym roku w w amerykańskim internecie pojawił się Amazon, założony przez Jeffa Bezosa, na zawsze zmieniając oblicze światowego e-commerce. Portal pomyślany jako e-księgarnia do swojej oferty wysyłkowej szybko włączył muzykę, filmy i sprzęt elektroniczny. Ogromny sukces związany z błyskawicznym rozprzestrzenianiem się internetu na świecie, pozwolił Bezosowi otworzyć filie w Chinach, Japonii czy Niemczech. Sklep stał się także inspiracją dla grupki polskich zapaleńców, którzy pod skrzydłami Zbigniewa Sykulskiego i jego wydawnictwa, Prószyński i S-ka, postanowili w 1998 roku uruchomić pierwszą polską internetową księgarnię. Tak powstał Merlin.
– Czuję się jak dinozaur, gdy rozmawiam z ludźmi z różnych firm działających w branży e-commerce. Czasami wręcz barierą jest to, że ja pamiętam internet funkcjonujący na kompletnie innych zasadach – opowiada współzałożycielka. Wspomina też, jak zespół spędzał po dwadzieścia godzin na dobę, próbując zrozumieć, w jaki sposób Amazon działa od zaplecza – jak zorganizowana jest logistyka, algorytmy przyjmujące zamówienia i te procedujące płatności.
Pytam o to, jak wyglądały kontakty z polskimi księgarzami i próby namówienia ich, by udostępniali swoje książki w ofercie Merlina.– Akurat z nami był taki problem, że zaczynaliśmy działalność jako spółka-córka Prószyński i S-ka. Musieliśmy przekonywać wydawnictwa, że nie będzie to miało wpływu na ekspozycję ich książek w księgarni. Nasza dewiza brzmiała: „Jeżeli jakaś książka została wydana, to znajdziesz ją u nas”. Mając tak ambitne zadanie, musieliśmy spędzić mnóstwo czasu, ucząc i wychowując branżę księgarską – wyjaśnia Zbigniew Sykulski.
Gwarantujemy, że otrzymasz zamówiony produkt
Przekonać księgarzy, by zgodzili się sprzedawać swoje produkty w sieci to jedno. Jak jednak namówić pierwsze pokolenie przyszłych internautów, które dopiero co wyszło z PRL-u, by zaczęło płacić za produkty, których nie można dotknąć przed zakupem?
– Karkołomne zadanie. Staraliśmy się przekonywać do siebie ludzi niską ceną, bo to był tak naprawdę jedyny argument. To też wpływało na całą komunikację marketingową, która dziś mogłaby zabrzmieć śmiesznie. Gwarantowaliśmy na przykład, że każdy zamówiony towar zostanie dostarczony, że każde zamówienie trafia do prawdziwego pracownika – tłumaczy Puczko.
Dochodziła do tego cała kwestia obsługiwania płatności, w czasach gdy, jak śmieje się Puczko, pierwsza transakcja kartą była opijana szampanem. Merlin, tak jak Wirtualna Polska czy grupa o2.pl która wystartowała w 1999 r. (system darmowych skrzynek pocztowych), wprowadzał do polskiego internetu nie tylko pionierskie rozwiązania techniczne, ale także tworzył praktyki i regulacje, których w sieci po prostu jeszcze nie było.
Holender z Poznania z włoską nazwą portalu
Podobną strategię postanowili zastosować założyciele portalu Allegro.pl. Arjan Bakker, Holender mieszkający w Poznaniu, wpadł na pomysł, by stworzyć w Polsce portal aukcyjny na wzór amerykańskiego eBaya. Serwis został zakodowany przez 19-letniego wówczas Tomasza Dudziaka i mieścił się na jednej dyskietce. Portal oficjalnie ruszył w 10. rocznicę stanu wojennego, a już w następnym roku został przejęty przez QXL.com PLC za sumę 75 tys. USD.
Początkowo Allegro nie pobierało prowizji od wystawianych aukcji. Jednak ogromna popularność, jaką portal zdobył (m.in. dzięki współpracy promocyjnej z Onetem), pomogła podjąć kolejną decyzję. Allegro stało się płatne. Był to w tamtych czasach dość ryzykowny i kontrowersyjny krok.
Internet ujarzmiony
W 2000 roku Dialog został drugą, po Telekomunikacji Polskiej (TP S.A.), firmą z koncesją na sprzedaż internetu. Rok później TP S.A. wprowadziła pierwsze stałe łącze. Dzięki temu kilka miesięcy później z internetu korzystało już 6,5 mln Polaków. W 2002 roku Rząd uchwalił regulacje handlu w sieci, czyli ustawę o świadczeniu usług drogą elektroniczną.
Obecnie polski internet rozwija się niemal tak szybko jak światowy. Nadwiślański e-commerce ma się nadzwyczaj dobrze. – Mamy świetnie rozwinięte płatności online, działa sporo konkurencyjnych firm kurierskich, są paczkomaty. I mamy wiele polskich, dużych sprzedawców online ze świetną obsługą – przekonuje Małachowski.
Mimo tego, zdarza się że problemy, z którymi muszą sobie radzić właściciele internetowych sklepów, są jeszcze dosyć podobne do tych sprzed 15 lat. – W tej chwili kluczowym czynnikiem dla rozwoju e-commerce są wyłącznie bariery społeczne. Przekonanie ludzi, że zakupy online faktycznie są wygodne, bezpieczne i szybkie. To jest walka z dziesiątkami lat przyzwyczajeń. Znam wiele osób, które mieszkają w małym mieście, mają dostęp do internetu, konto bankowe online, paczkomat sto metrów od domu, a i tak przez internet kupują raz na kilkanaście miesięcy. Technologicznie e-commerce już niewiele więcej może zrobić, żeby pozyskać te osoby jako klientów. Podstawą jest edukacja – podkreśla szef PricePanoramy.
Jak mówi, po przeskanowaniu w 2014 roku wszystkich istniejących w Polsce sklepów internetowych, wyszło, że jest ich ok. 13 tysięcy. Oferują ponad 11 milionów produktów. – W tym roku już widać, że liczba sklepów rośnie, a ofert jeszcze bardziej przybywa. Sklepy rozumieją, że dla klientów dostępność produktu, którego szukają, jest ważniejsza od najniższej ceny – dodaje przedsiębiorca.
Partnerem tekstów "25 lat rewolucji gospodarczej" jest PKN ORLEN.
Zobacz także artykuły z cyklu "25 lat rewolucji gospodarczej"
To był Dziki Zachód. Żadnych regulacji dotyczących ochrony własności intelektualnej czy choćby takich, na których mogliśmy oprzeć nasze umowy z księgarzami.
Mirka Puczko, współzałożycielka i wiceprezes Merlin.pl
Hasło „sklep z wyobraźnią” byłoby w tych czasach szaleństwem. Kształtowanie postaw konsumenckich musiało odbywać się w oparciu o najprostsze tłumaczenia, które od dawna są już „standardem standardów”.
Marek Małachowski, współzałożyciel PricePanorama.com
Rozwój gospodarczy, ale i społeczny, jaki osiągnęliśmy w Polsce przez ostatnie 25 lat, jest ponadprzeciętny. Wyjeżdżając dzisiaj do tych najbardziej rozwiniętych krajów zachodnich, do Anglii, Niemiec czy USA nie zauważam, żeby ich obywatele jeździli lepszymi tramwajami czy samochodami, mieli lepsze biurowce, lepszą sieć GSM, lepsze sklepy internetowe czy paczkomaty. O ile zamożnością ich wciąż gonimy, to tak jak oni korzystamy od lat z najlepszych technologii.