Twierdzenia typu: "polski przemysł nie istnieje na świecie", "polski przemysł jest przestarzały", "polski przemysł napędza obcy kapitał" czy "bez stoczni nie ma mowy o przemyśle" to powtarzane od lat stereotypy, o których pewnie nie raz będziemy mogli jeszcze usłyszeć w tym roku - 25 rocznicy wprowadzenia planu Balcerowicza. I choć przemysł faktycznie nie jest koniem pociągowym naszej gospodarki, ma się znacznie lepiej, niż wielu może się wydawać!
W ramach konfrontacji i wbrew powszechnej generalizacji liczb i wskaźników, postanowiliśmy rozważyć 5 najczęściej powtarzanych stereotypów i dowiedzieć się, jak jest naprawdę.
1. Polski przemysł nie istnieje, bo jest zawłaszczany przez obcy kapitał
Jak podaje GUS, ulokowany w Polsce w końcu 2013 roku kapitał zagraniczny pochodził ze 125 krajów i zasilał 26 128 firm. Z krajów Unii Europejskiej pochodziło blisko 90% całego kapitału zagranicznego.
Firmy, których wartość przekraczała 1 mln dolarów, lokowały swój kapitał w przetwórstwie przemysłowym, handlu i naprawie samochodów. Podmioty te zadeklarowały kapitał zagraniczny w wysokości 88,5 mld zł (ponad 2,5-krotny wzrost w porównaniu z 2012 rokiem), zaś wynik finansowy netto podmiotów z udziałem kapitału zagranicznego wyniósł ponad 42 mld zł. W zagranicznych spółkach pracę znalazło ponad 1,6 mln osób.
Choć więc liczby pokazują, że zagraniczny, głównie zachodni kapitał, ma się w Polsce faktycznie nieźle, pojawia się pytanie, czym tak naprawdę jest „polska firma”. W jaki sposób w gospodarce globalnej, do której bez wątpienia od 25 lat należy Polska, można określać narodowość kapitału?
Gdy udziałowcami koncernu są przedsiębiorcy z różnych państw, a często także całe fundusze inwestycyjne, zasilane pieniędzmi z całego świata, niemal niemożliwym jest określenie, jaki kraj konkretnie reprezentuje dana firma. Polskie spółki z samego tylko faktu obecności na giełdzie (jak w przypadku PKO BP), która często zapewnia im płynność finansową i możliwość przetrwania, niemal z automatu stają się „zagraniczne”, gdy udziały w nich zaczynają mieć obcokrajowcy.
Patrząc chociażby na przemysł samochodowy widać, że zagraniczne koncerny wręcz tworzą segmenty gospodarki, które u nas w kraju inaczej by nie funkcjonowały.
Jak wynika z opracowania Janusza Bulińskiego z Departamentu Informacji Gospodarczej, choć nie posiadamy własnej marki, Polska jest drugim największym producentem samochodów w regionie z produkcją przekraczającą 900 tys. pojazdów rocznie. Jesteśmy przede wszystkim znaczącym producentem gotowych aut osobowych oraz silników, ale mamy też mocną pozycję jako producent części samochodowych i autobusów.
Również sieci handlowe przekonały się o korzyściach z eksportu polskich wyrobów przemysłu spożywczego bądź meblowego - IKEA pierwsze krzesło typu Ogla wyprodukowała w latach 60. właśnie w Polsce, zaś dziś w zakładach produkcyjnych IKEA Industry Poland zatrudnionych jest blisko 10 tysięcy osób.
Z kolei dla samego państwa, pomijając firmy ważne ze strategicznego punktu widzenia dla bezpieczeństwa kraju, jedyną różnicę czyni fakt, gdzie konkretne podmioty się rozliczają. Działając w polskich warunkach podatkowych, robią to tutaj, płacąc podatki dochodowe (CIT), opłaty lokalne, niektóre muszą oddawać także część wypracowanego zysku w ramach akcyzy. I choć w 2012 r. przetrasferowały ponad 30 mld złotych zysków za granice, trudno mieć o to pretensje - jest to prawem każdego przedsiębiorcy.
Nie można pominąć także faktu obecności polskich inwestorów w zagranicznych spółkach. Transfery do Polski dywidend z takich inwestycji nie są może tak wielkie, jak te wspomniane wyżej, ale w 2012 roku wyniosły około 4 mld złotych i wykazują tendencje wzrostowe z roku na rok.
2. Krajowy przemysł, nawet jeśli partycypują w nim Polacy, nie posiada znanych na świecie marek
Chyba najpopularniejszy i... najmniej prawdziwy argument. Za przykład podaje się często firmy, które faktycznie, mimo polskiej nazwy, nie są kierowane przez Polaków – fabryka słodyczy E. Wedel (przejęta przez PepsiCo, później podzielona i sprzedana Finom, Francuzom i Anglikom), wódki Soplica, Absolwent, Żubrówka i Bols (należące do koncernu Russian Standard) czy Krupnik i Balsam Pomorski (przejęte przez francuską Belvedere Group), Biedronka (w 1997 r. przejęta przez portugalski Jeronimo), a także Allegro czy Gadu-Gadu (właścicielem od niedawna jest południowoafrykański koncern Naspers) faktycznie były w którymś momencie zarządzane przez naszych rodaków.
Polski przemysł jednak nie ogranicza się do tych marek. Najbardziej aktywne na zagranicznych rynkach są brandy odzieżowe i obuwnicze. Największe z nich m.in. LPP, CCC oraz Coccodrillo, łącznie otworzą 260 salonów poza krajem. Oznacza to inwestycje rzędu 250 mln zł.
Nowe rynki chcą podbijać także mniejsi gracze. Big Star interesuje się Chorwacją, Rumunią i Hiszpanią, a Wójcik Fashion Group – Niemcami, Włochami oraz Chinami. Największe z marek odzieżowych mają w Polsce ok. 800 sklepów, więc zaczyna już brakować miejsc na kolejne.
Producent obuwia dla dzieci Gucio. To jeden z rodzimych producentów, który dzięki opatentowaniu pomysłu na usztywnienie piętki w butach dla małych dzieci zyskał światowe uznanie. Buty tego producenta noszą dzieci takich gwiazd jak Angelina Jolie& Brad Pitt.
Polskę na świecie rozsławiają też sieci kosmetyczne. Inglot, ma 450 salonów w 50 krajach świata. Irena Eris? Głównymi rynkami zbytu są Europa, USA i kraje Azji. Ziaja eksportuje m.in. do takich krajów jak: Chorwacja, Czarnogóra, Czechy, Finlandia, Gruzja, Filipiny, Chile czy Japonia.
- Polska jest coraz silniejszym i coraz mocniej zauważalnym graczem na światowym rynku. Nie tylko konkurujemy ceną. Naszym silnym atutem jest wysoka jakość, jak i wsłuchiwanie się w potrzeby konsumentów na całym świecie. Kładziemy mocny nacisk na innowacyjność oraz eksplorację nowych segmentów międzynarodowego rynku - uważa Piątkowska.
Dodaje, że aby wzmocnić obecność polskich marek na świecie, Ministerstwo Gospodarki uruchomiło program „Made in Poland”, wspierający promocję 15 sektorów polskiej gospodarki o największym potencjale eksportowym.
3. Polski przemysł, nawet jak istnieje i partycypują w nim Polacy, ledwo przędzie
„Za komuny było lepiej!” – słyszeliśmy nie raz. Choć można bez końca przerzucać się odczuciami na temat tego, kiedy i dzięki czemu było lepiej, o faktach najobiektywniej świadczą liczby. Jak w statystykach prezentuje się polski przemysł?
W styczniu wskaźnik PMI wzrósł z grudniowego poziomu 52,8 i odnotował wartość 55,2, sygnalizując czwartą z rzędu poprawę warunków w polskim sektorze przemysłowym. Najnowszy wzrost był największy od lutego 2014 roku. Ponadto poprawa głównego wskaźnika miesiąc do miesiąca była największą zarejestrowaną od stycznia 2012 roku. Na główny wskaźnik w styczniu pozytywnie wpłynęły wszystkie jego komponenty - pisze firma Markit, specjalistyczny dostawca badań gospodarczych. W styczniu tempo wzrostu liczby nowych zamówień w sektorze przemysłowym wyraźnie przyspieszyło i było najwyższe od prawie roku.
Zresztą stwierdzenie "zielona wyspa" pojawiło się w czasach jednego z największych kryzysów XXI wieku, a dotyczyło właśnie Polski - nasz kraj, jako jedyny w Europie "zaczerwienionej" spadkami w dynamice rozwoju gospodarki, utrzymywał głowę nad wodą. Pod koniec lutego 2012 r. Ministerstwo Finansów opublikowało na swoich stronach szczegółowy raport ukazujący, jak Polska poradziła sobie z wielkim kryzysem. Kluczowym był wskaźnik skumulowanego wzrostu w latach 2008-2011, jaki odnotował nasz kraj, na poziome 15,8%. Druga w rankingu Słowacja mogła poszczycić się wynikiem niemal dwukrotnie niższym, nie mówiąc o średniej dla reszty Wspólnoty, wynoszącej niewiele poniżej zera.
Zdaniem ekonomisty, działania powzięte po 1989 r. doprowadziły nas do "przemysłowej pustyni", ale coraz więcej polskich firm podnosi się po deindustrializacji i odbudowuje "twardy biznes". - Przykładem może być choćby Pesa czy Solaris - podkreśla Kuczyński i zaznacza, że podobnych sukcesów musimy mieć więcej, zamiast nieustannie montować części zachodnich koncernów. O nieustannym wzrośnie gospodarczym Polski świadczy też fakt, iż nasze PKB podniosło się z 56,6 mld dolarów w 1990 r. do ponad 525 mld dolarów.
4. Polski przemysł, nawet jeśli istnieje, współtworzą go Polacy i radzi sobie całkiem nieźle, stracił swoją największą perłę: stocznie
Choć faktycznie, potężne zakłady będące dumą Polski w PRL, nie funkcjonują w obecnych realiach rynkowych, to na ich gruzach jak grzyby po deszczu wyrastają mniejsze, dużo bardziej specjalistyczne firmy i prywatne stocznie. Według Jerzego Czuczmana, będącego dyrektorem Związku Pracodawców Forum Okrętowe, rok 2013 r. zakończyliśmy 10 mld przychodu w tym sektorze. Według niego, w polskim przemyśle stoczniowym nigdy nie było tak dobrze.
– Na Bałtyku zachodzą duże zmiany głównie za sprawą Gdańska, który na naszych oczach staje się hubem. Około 40 proc. trafiających tutaj kontenerów płynie później do innych portów w rejonie Bałtyku – mówił z kolei w 2013 r. "Dziennikowi Gazecie Prawnej" prof. Włodzimierz Rydzkowski z Uniwersytetu Gdańskiego. Z tej samej rozmowy wynika, iż nasze porty, jeśli chodzi o rozmiar przeładunku, gonią potężny Sankt Petersburg, głównie dlatego, że nie zamarzają zimą. Gdańsk może się także poszczycić obecnością koncernu Maers, który przywozi tu towary głównie z Azji.
Jak tłumaczył Czuczman, w Stoczni Remontowej Shipbuilding produkowany jest właśnie tzw. kablowiec, jednostka do zarządzania leżącymi na dnie morza kablami - jedna z najbardziej zaawansowanych tego typu jednostek, jaką kiedykolwiek tworzyli Polacy. - Kilogram takiej jednostki kosztuje ponad 20 euro; to pokazuje, do jakiego poziomu doszły polskie stocznie pod względem poziomu technologicznego, że ktoś chce tyle za to zapłacić - zaznaczył dyrektor Forum Okrętowego.
Zdaniem eksperta, to, co produkowaliśmy w latach 90., to tony mało technologicznej stali, a z jego słów można wnioskować, że kierunek rozwoju polskich stoczni to luksusowe jachty oraz jednostki specjalistyczne.
5. Polski przemysł, nawet jeśli istnieje, jakoś sobie radzi i ma kilka rozpoznawalnych marek, a do tego specjalizuje się w konstrukcji statków, jest przestarzały i korzysta ze słabych technologii
Agencja Rozwoju Przemysłu, będąca spółką Skarbu Państwa, powstała w 1991 r., by wspierać technologicznie polskie przedsiębiorstwa. W okresie transformacji ARP S.A. uratowała tysiące miejsc pracy, unowocześniając duże i średnie przedsiębiorstwa. Choć do niedawna ARP koncentrowało się głównie na restrukturyzacji firm, teraz większy nacisk położy na wprowadzanie innowacji.
By osiągnąć swój cel, do 2020 r. zostanie rozdysponowane 3 mld złotych na zwiększanie współpracy między biznesem i nauką. Agencja Rozwoju Przemysłu planuje w 2015 roku przeznaczyć prawie 400 mln złotych na pożyczki. Do 2020 roku suma ta wyniesie 1,8 mld złotych, z czego 1,6 mld złotych na finansowanie typowo komercyjne, a 200 mln złotych na finansowanie pomocowe.
Jest to oferta skierowana do dużych przedsiębiorstw działających we wszystkich branżach, szukających finansowania rozwoju i restrukturyzacji. Mogą oni liczyć na pożyczki od kilku do kilkudziesięciu milionów. ARP stosuje proste i przejrzyste zasady przy ubieganiu się o finansowanie.
Również wicepremier Janusz Piechociński przed kilkoma dniami zapowiedział, że na początku II półrocza rozpocznie się nabór wniosków do głównych programów operacyjnych UE w zakresie innowacyjności i działalności naukowo-badawczej.
Zobacz także artykuły z cyklu "25 lat rewolucji gospodarczej"
Napływ inwestycji zagranicznych wspomaga wzrost gospodarczy Polski. Nasz kraj nie dysponował, ani na początku transformacji, ani teraz, odpowiednimi oszczędnościami wspomagającymi wzrost gospodarczy, zatem musi korzystać z zagranicznych oszczędności. Z technicznego punktu widzenia kapitał zagraniczny napływający do Polski pozwala na finansowanie deficytu w naszym bilansie płatniczym.
Monika Piątkowska, wiceprezes zarządu Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych
Od kilku lat Polska wyrasta na regionalnego lidera rynku ICT i światowego gracza sprzedaży technologii teleinformatycznych. Dzisiaj nasz kraj stanowi piątą największą gospodarkę w Europie pod względem wielkości zatrudnienia w segmencie wytwórczym sektora ICT (5,1% w całości europejskiego segmentu). Jesteśmy ważnym eksporterem swoich technologii, odnosząc sukcesy na całym świecie i możemy pochwalić się markami znanymi na całym świecie: Comarch działa w 20 krajach, Asseco Poland w 39, a Ericpol zrealizował już 800 projektów w 75 krajach.
Piotr Kuczyński, główny analityk Domu Inwestycyjnego Xelion
Polska gospodarka może być stymulowana potężnymi środkami unijnymi, które między 2014 a 2020 r. wyniosą w sumie kilkadziesiąt miliardów euro, ale należy pamiętać o tym, że ta pomoc w którymś momencie się skończy. Musimy inwestować w przemysł, bo na samych usługach za daleko nie zajedziemy.
Jerzy Czuczman, dyrektor Forum Okrętowego
W latach 90. w Polsce budowane były statki, których kilogram kosztował ok. 3 dolarów; obecnie produkujemy jednostki, których kilogram kosztuje ok. 18-20 euro. - To jest cena porównywalna z ceną kilograma +Mercedesa+ klasy C i to potwierdza skok technologiczny, jaki zrobił sektor w minionych dwóch latach - dodał.