
– Znam jedną szkołę w Niemczech, spośród pięciu partnerskich, która jest lepiej wyposażona od naszej – zaczyna dyrektor, tłumacząc mi, czym jego miejsce pracy różni się od setek innych tego typu. Dwa lata temu słuchy o „Jedynce” dotarły na samą górę, bo aż do minister edukacji Kluzik-Rostkowskiej.
Cofnijmy się do przełomu lat 80. i 90. Gdy Przemysław Jankiewicz obejmował swoje stanowisko, szkoła była zaledwie kątem tutejszej podstawówki, a jej majątek wart był dwie dyrektorskie pensje. Na wyposażanie składały się meble, najczęściej zrobione przez samych uczniów. Placówka, ogólnie mówiąc, nie kojarzyła się dobrze. Pochwalenie się, że kończyło się zawodówkę w Swarzędzu mogło być tylko skwitowane lekceważącym parsknięciem śmiechu.
Z moją ówczesną zastępczynią stwierdziliśmy, że coś z tym trzeba zrobić. Zaczęliśmy od postawienia dwóch warunków: po pierwsze, skończyliśmy z przyjmowaniem wszystkich. Po drugie, określiliśmy średnie wymagania, które trzeba było spełnić, by otrzymać dyplom ukończenia. Z tym był największy problem. Czasami przychodzili do nas zaskoczeni rodzice, gdy komuś groziło powtarzanie klasy, nie dowierzając, że można nie ukończyć zawodówki.
Na poziomie zasadniczej szkoły firma zapewnia dziś kształcenie w zawodach: monter mechatronik, elektromechanik pojazdów samochodowych, operator maszyn i urządzeń odlewniczych, a także mechanik automatyki przemysłowej i urządzeń precyzyjnych.
Choć pomysł wydawał się dobry, początkowo potrzeba było czasu, by przekonać do niego kadrę nauczycielską.
Szkoła musiała nastawić się na rozwój. Nasz partner zaczął stawiać konkretne wymagania i myśmy nie mogli stwierdzić na przykład, że akurat w tym kierunku nie kształcimy. Momentalnie zastanawialiśmy się, co zrobić, by stworzyć potrzebną klasę, nie mogliśmy odmówić. Od tego momentu powstało 17 świetnie wyposażonych pracowni zawodowych. Jak wspominałem, przejmując placówkę, jej wyposażenie było warte dwie moje pensje. Teraz w większości laboratoriów znajduje się sprzęt wart milion złotych.
Jankiewicz dodaje, że z jego doświadczenia skorzystać chce inna szkoła powiatowa, która rozpoczyna współpracę z Solarisem. – Na razie prowadzimy ten projekt i wszystkie przedmioty odbywają się u nas, ponieważ posiadamy zasoby kadrowe oraz nowoczesną bazę szkoleniową – podkreśla.
Dla dyrektora „Jedynki” zmiana ustrojowa okazała się szczęśliwa także dlatego, że mógł rozpocząć swobodną współpracę zagraniczną. Obecnie szkoła ma podpisane umowy z pięcioma placówkami z Niemiec, po jednej ze Szwecji i Norwegii, nawiązuje kontakty z Czechami, regularnie współpracuje ze szkołą w Austrii, a przed wybuchem konfliktu na wschodzie Europy, prowadziła działania z Ukrainą i Rosją.
Bardzo zależy mi, by każdy blok przedmiotów, który jest tutaj nauczany, miał kontakt z biznesem czy przemysłem, partnerską placówką zagraniczną oraz szkołą wyższą. Mamy klasę technikum o profilu ekonomicznym pod patronatem Uniwersytetu Ekonomicznego, mamy też umowę z Uniwersytetem Przyrodniczym i Politechniką, gdzie odbywają się staże dla naszych uczniów. Choć w tym temacie jest jeszcze sporo do zrobienia, pewien dorobek już mamy.
Zastanawiam się, czy dyrektor ma jakiś pomysł na odczarowanie kiepskiego wizerunku szkół zawodowych.
Powiązać szkolnictwo zawodowe z przemysłem, usługami i produkcją – wtedy ma to sens. Taki model jest adaptowany powoli, co ciekawe, głównie przez niemieckie przedsiębiorstwa, choćby w Piotrkowie. Choć czasami zakłady nie doceniają tej możliwości, to wina często leży po stronie szkół. Zdarzają się takie, do których przychodzi przedsiębiorstwo z ofertą podobną do tej, którą myśmy wypracowali z VW, a oni stwierdzają, że skoro przez lata kształcili ekonomistów i ogrodników, to będą to robić dalej – bo tak im wygodniej.
Partnerem tekstów "25 lat rewolucji gospodarczej" jest PKN ORLEN.
Zobacz także artykuły z cyklu "25 lat rewolucji gospodarczej"