Niewiele jest filmów, które – z racji popularności dialogów – mogłyby być dzisiaj nieme, bo i tak wszyscy znają kwestie aktorów. To, co świadczy nieśmiertelności tych obrazów, to zapewne fakt, że nie tracą na aktualności. Być może przedłużenie wolnego do 4. maja z racji rocznicy premiery "Misia" byłoby niezłym pomysłem do rozważenia? W ramach 34. rocznicy, poniżej zbiór 10 elementarnych scen, które każdy znać musi!
- Kiedy dostałem tę rolę, pomyślałem: głupi Stasiek, wymyślił jakiegoś idiotę śpiewającego do szafy. Ale prawdą jest, że w życiu takich ludzi spotyka się mnóstwo – opowiadał po latach Jerzy Turek, odtwórca powyższej roli.
2. Bo wszystkie Ryśki to...
Jak po latach mówił w wywiadzie Stanisław Tym, odtwórca głównej roli, sceny filmy kręcone za granicą były tworzone spontanicznie. – Nikt nie zawracał sobie głowy wcześniejszym wyszukiwaniem planów – podkreślał aktor. Tym bywał również drugim reżyserem (np. „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”) czy scenarzystą ("Misia" napisał wraz z Bareją, zaś drugie z trylogii „Rozmowy kontrolowane” stworzył samodzielnie)
3. Klient w krawacie...
"Pani Iwonko! Pani wytrze tę szminkę, bo klient znów się będzie pieklił!" – choć tego typu teksty w czasach kultu klienta zdarzają się coraz rzadziej, nadal czasem można je usłyszeć na uczelniach, w akademikach czy w barach mlecznych. By złagodzić wydźwięk filmu, cenzura zgłosiła ponad 30 zastrzeżeń do scenariusza, takie jak polecenie usunięcia sceny w barze mlecznym właśnie czy tę z kupowaniem mięsa w kiosku.
4. Ja też byłem murzynem!
Jak wspominaliśmy, budżet na realizację "Misia" był ściśle ograniczony, dlatego stosowano wiele trików, by nakręcić niektóre sceny. Akcja na lotnisku w Heathrow rozegrała się w Warszawie, w stolicy były ogrywane dialogi Ryśka z Basią.
5. Przyszłem wcześniej...
Uważny widz dostrzeże, że przez cały film przewija się kilka zastanawiających motywów – przez całego "Misia" jakiekolwiek próby nalania do czegoś wody z kranu kończą się fiaskiem. Woda jest tak brudna, ze nigdy nie nadaje się do użytku (Stuwała próbujący dolać wodę do spirytusu czy towarzysz próbujący tej samej czynności chcąc podlać goździki).
Problem z wodą to zresztą typowy problem w filmach Barei – pojawia się w "Alternatywach", w odcinku z weselem u Balcerka, gdy hydraulik usiłuje zatrzymać wodę w bloku i z piwnicznego hydrantu tryska na niego potok brązowej cieczy.
6. Jutro, panie Janie kochany, jutro...
Odwiedzany w 1979 r. sklep pana Jana (vel Barei) w poprzedniej epoce mógł budzić zazdrość. Dziś jednak lokalu w dzielnicy Wandsworth już nie ma – na jego miejscu postanowiono chiński bar.
Stanisław Tym tłumaczył, że z powodu zaniedbania, nie udało się spisać danych kontaktowych do pracującej tam ciemnoskórej piękności, w filmie – córki pana Jana. Aktor wspominał, że wpadła ona na chwilę odegrać swoją rolę prosto z jednego z londyńskich teatrów. – Chcieliśmy później wysłać jej zdjęcia z planu i podziękowania. Nawet nie wiemy, w którym teatrze pracowała – podkreślał.
7. Dwie prawdy.
Choć dziś "bareizm" oznacza sytuację absurdem przypominającą tę z filmów Barei, w latach 60. miało zupełnie inne brzmienie. Kazimierz Kutz, zajadły krytyk autora "Misia", sformułowania "bareizmy" używał na określenie kiczu i reżyserskiej tandety. Przedmiotem krytyki były m.in. bardzo luźno związane ze sobą sceny czy brak "artystycznej" wizji.
Bareja nie pozostał dłużny swojemu krytykowi i w typowy dla siebie sposób odpowiedział - bareizmem. 34 lata temu powstał scenariusz nigdy niezrealizowanego filmu "Złoto z nieba". Znane są jednak niektóre dialogi, a jeden z nich wygląda następująco:
– Pan podał inne nazwisko w samolocie, a teraz okazuje się, że w dodatku pisze się pan przez "te", "zet"?
– Dawniej pisaliśmy się Kloc przez "ce", ale potem mój brat został reżyserem i zmienił pisownię na Klotz!
Partnerem tekstów "25 lat rewolucji gospodarczej" jest PKN ORLEN.
Zobacz także artykuły z cyklu "25 lat rewolucji gospodarczej"