Z jednej strony, mamy więc organizacje społeczne, które
domagają się usunięcia "365 dni" z Netflixa (za to, że "romantyzuje porwanie" i stawia w pozytywnym świetle m.in. toksyczną męskość i napaść seksualną), a z drugiej mamy dziewczyny, które w erze post-metoo kręcą sobie bekę z molestowania oraz uprowadzenia (przypomnę, że Laura została najpierw odurzona narkotykiem) lub po prostu nie wiedzą, o czym fantazjują oraz co parodiują.
Czy naśladowanie scen erotycznych z "365 dni" jest złe?
Nie chciałem, by to był artykuł w stylu
mansplaining, więc o wytłumaczenie niezrozumiałego (przynajmniej dla mnie) zjawiska poprosiłem znaną seksuolożkę.
Dr Alicja Długołęcka wyjaśnia, dlaczego kobiety naśladują kontrowersyjne sceny z "365 dni".