Ja już wiem, że to "Oppenheimer", a nie "Barbie", wygra Oscara za najlepszy film. Jest na to przepis

Zuzanna Tomaszewicz
24 stycznia 2024, 19:37 • 1 minuta czytania
Decyzje Amerykańskiej Akademii Filmowej od dawien dawna wzbudzają emocje. Lista laureatów albo rozczarowuje, albo zaskakuje, choć przeważnie nikogo nie dziwi. Jury przyznające Oscary udowodniło już nie raz, nie dwa, że ma swój ulubiony typ filmów. Mimo że obstawianie zwycięzców przypomina grę w ruletkę, wszystkie znaki na niebie wskazują, że w 2024 roku główną nagrodę zabierze ze sobą do domu "Oppenheimer". Na korzyść "Barbie" działa jednak skandal.
"Oppenheimer" ma duże szanse na Oscara. Spełnia oczekiwania Akademii. Fot. Rex Features / East News

Kto wygra Oscara w 2024 roku?

We wtorek (23 stycznia) Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej ogłosiła tegoroczne nominacje do Oscarów. Wśród kandydatów do złotej statuetki rycerzyka znalazły się m.in. "Oppenheimer" Christophera Nolana (13 nominacji, w tym dla Cilliana Murphy'ego), "Biedne istoty" Yorgosa Lanthimosa (11 nominacji, w tym dla Emmy Stone), "Czas krwawego księżyca" Martina Scorsese (10 nominacji, w tym dla Lily Gladstone), "Barbie" Grety Gerwig (8 nominacji, w tym dla Ryana Goslinga) i "Maestro" Bradleya Coopera (7 nominacji).


Aby wygrać nagrodę, trzeba się natrudzić, niemniej niektórzy twórcy kina (niezależnie od intencji) kręcą filmy zgodnie z przepisem na Oscara. Oczywiście w oczach wielu kinomanów jawi się to jako pójście na łatwiznę. W skrócie: by wbić się w gust Akademii Filmowej należy spełniać pewne kryteria, które polegają na wykorzystaniu sprawdzonej tematyki (czegoś, co już wcześniej wypaliło) i metodycznym wykonaniu (zgodnym ze sztuką i wiele mówiącym o czyimś kunszcie).

Popularne stało się zatem określenie tzw. oscar baitów, dzieł tworzonych z myślą o lśniącym Oscarze. W przypadku tegorocznych nominacji jako najtrafniejszy przykład tego zjawiska można wskazać dramat biograficzny "Maestro" o amerykańskim kompozytorze Leonardzie Bernsteinie, który ma wysokie walory artystyczne, znakomite nazwiska w obsadzie oraz okraszone potem i łzami poświęcenie Bradleya Coopera, ale aż nadto zachłystuje się swoją doskonałością, przez co zapomina o kluczowej rzeczy – o tym, co tak naprawdę chce sobą reprezentować.

"Oppenheimer" nie jest oscar baitem, aczkolwiek spełnia kilka warunków podchodzących pod typowe oscarowe wydmuszki. Z tego też względu jego szanse na wygranie w kategorii filmu roku znacząco wzrastają – dramat o ojcu bomby atomowej łączy w sobie niszowe elementy kinematografii z akademicką formułą.

Oczywiście Christopher Nolan ma w tej kategorii niezwykle silną konkurencję. Ekscentryczne (bo lanthimoskie) "Biedne istoty", proste "Poprzednie życie", nostalgiczne "Przesilenie zimowe" i feministyczną "Barbie". Przed Akademią Filmową stoi trudny wybór.

6 rzeczy, które Akademia Filmowa wprost uwielbia

Jeśli przyjrzymy się tendencjom z poprzednich lat, zrozumiemy, że większą szansę na sukces mają dzieła, które da się podpiąć pod następujące kategorie:

1. Biografie, czyli im sławniejszy człowiek, tym lepiej

Amerykańska Akademia Filmowa pochłania filmy biograficzne jak słodkości i rzadziej nagradza aktorów i aktorki za role zwykłych ludzi. Zamiast przykładowego Kowalskiego, który pracuje pięć dni w tygodniu od 9 do 17 i wiedzie relatywnie spokojne życie, woli widzieć na ekranie narkomana, psychopatę, śmiertelnie chorą osobę lub kogoś, kto zapisał się na kartach historii.

Poprzedni rok był wyjątkowy pod tym względem, ponieważ w czterech kategoriach aktorskich aż trzy nagrody powędrowały do "Wszystko wszędzie naraz", co tylko pokazało, że biografie i ekstremalne przypadki nie są regułą w oscarowej grze.

Nie zmienia to jednak faktu, że akademickie gremium kocha biografie i stara się docenić ich twórców, jeśli tylko może.

2. Polityka

Komentarze społeczno-polityczne są mile widziana – zwłaszcza takie, które zderzają ze sobą współczesne problemy z bolączkami dawnych pokoleń.

Powtarzającym się motywem w "Oppenheimerze" jest doktryna MAD (mutual assured destruction), która zakłada, że w przypadku wywiązania się konfliktu nuklearnego między kilkoma stronami doszłoby do unicestwienia każdego z przeciwników. Można więc powiedzieć, że ten temat – zwłaszcza w kontekście sytuacji w Strefie Gazy lub wojny w Ukrainie – jest nadal aktualny i staje się coraz bardziej rzeczywisty.

Oto przykłady oscarowych filmów, które stanowią polityczny komentarz:

3. Tematyka wojenna

Zwłaszcza II wojna światowa i Holocaust przewijają się co roku na listach nominacji do Oscarów. Konflikty zbrojne, zbrodnie przeciwko ludzkości i próba odnalezienia się w wojennej / powojennej rzeczywistości – Akademia Filmowa docenia takie scenariusze.

W tym roku mamy "Oppenheimera" i "Strefę interesów" Jonathana Glazera, która przedstawia codzienne życie komendanta nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau Rudolfa Hössa, jego żony Hedwig Höss oraz ich piątki dzieci w idyllicznym domu tuż obok obozu koncentracyjnego.

4. Minimalizowanie szkód, czyli Akademia lubi po sobie sprzątać

Stali widzowie oscarowych uroczystości zarzucają Amerykańskiej Akademii Filmowej, że łata skandale przyznawaniem nominacji lub nagród pocieszenia. W ostatnich latach nagłośniono problem braku filmowczyń w zdominowanej przez mężczyzn kategorii "najlepszej reżyserii" i małego procenta czarnoskórych twórców uwzględnionych na liście kandydatów do statuetki.

Od tamtej pory jury próbuje naprawić swój błąd, co skutkuje oskarżeniami o tzw. sygnalizowanie cnoty.

Na medialnym oburzeniu może w tym roku skorzystać "Barbie", bowiem Margot Robbie straciła szansę na nagrodę za aktorstwo, a Greta Gerwig za reżyserię. Wielu fanów kinowego uniwersum plastikowej lalki uważa, że Amerykańska Akademia Filmowa nie zrozumiała przesłania, jakie niesie ze sobą dzieło reżyserki "Lady Bird".

"Nominowali Ryana Goslinga, ale Margot Robbie już nie? Widać, że nie oglądali filmu ze zrozumieniem" – grzmią użytkownicy portalu X (dawnego Twittera). Po takie awanturze Akademia może zatem spojrzeć przychylniej na "Barbie".

5. Hollywood = samozachwyt

Filmy o Fabryce Snów są zawsze w cenie. Akademia chętnie uwzględnia w nominacjach tytuły poświęcone branży filmowej (przede wszystkim amerykańskiemu snu i Złotej Erze Hollywood).

6. Metamorfozy

Wielkie role wiążą się z wielkimi metamorfozami. Jedni zakładają protezy, drudzy chudną, bądź tyją na zawołanie, a jeszcze inni stawiają na aktorstwo metodyczne. Im większe poświęcenie, tym większa szansa na Oscara.

Czytaj także: https://natemat.pl/537068,biedne-istoty-i-saltburn-pokazaly-roznice-miedzy-widzami-z-usa-a-europa