Każdy rok jest jakiś. Ten – (pop)kulturowo i nie tylko – był Rokiem Dziewczyny. Już słyszę głosy oburzonych mężczyzn, że co to za głupoty, pewnie chodzi o Taylor Swift, "Barbie" i jakieś "bzdury" z TikToka. Jasne, o to też, ale i o wiele więcej, bo powrót do dziewczyny to dla nas, dorosłych kobiet wyczekiwane i bardzo potrzebne katharsis.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W sierpniu pisałam o Dziewczyńskim Lecie, ale Girly Girl Summer niespodziewanie przeszło w cały rok. 2023 stał się Rokiem Dziewczyny, co wcale nie jest moim wymysłem. Year of the Girl pojawia się w podsumowaniach 2023 roku w zagranicznych mediach, internecie, na TikToku czy Instagramie.
"W 2023 roku rynek spiskował, aby sprzedać nam jedną rzecz, przedstawioną na różne sposoby: dziewczynę. W sieci była wszechobecna, płciowo neutralna, kampowo kobieca, chodząca na hot walks i spożywająca mało pożywne kolacje. W modzie nosiła kokardy we włosach, na swoich butach mary jane i wszędzie indziej (...). A gdy krytycy wychwalali powrót monokultury – nakręcającego budżet masowego spektaklu w postaci Taylor Swift i Barbie, od którego nie dało się uciec – dziewczyna była tam na pierwszej linii. Była blondynką, dopiero świeżo upodmiotowioną, ale bez wątpienia, zdecydowanie i zawsze była dziewczyną" – pisze amerykański portal The Cut.
Królowe 2023 roku? Taylor Swift, Barbie i Beyoncé
Rok Dziewczyny zawdzięczamy głównie trzem imionom: Taylor, Barbie i Beyoncé. Ta pierwsza,Taylor Swift, mocno podrasowała amerykańską gospodarką swoją The Eras Tour (która do Polski zawita w sierpniu), ale na tym wcale nie poprzestała, bo wydała dwie reedycje swoich płyt, w tym słynnej "1989" i wyprodukowała swój film koncertowy (błyskawiczny hit). To w tym roku stała się miliarderką.
Hejterzy narzekali, że Swift jest wszędzie i ile można, ale swifties nie narzekały. Wymieniały się bransoletkami przyjaźni na koncertach, bombardowały media społecznościowe filmikami z koncertów, tańczyły, śpiewały dziewczyńskie teksty ("Give me back my girlhood, it was mine first!") i kibicowały jej związkowi z Travisem Kelce, futbolistą z drużyny Kansas City Chiefs, na której mecze bilety zaczęły wyprzedawać się w kilka minut. Taylor została człowiekiem roku magazynu "TIME" i nikogo nie powinno to dziwić. To był jej rok.
Ale to był też rok Barbie. Film Grety Gerwig (twórczyni Uniwersalnej Dziewczyny, która dała nam wcześniej dziewczyńskie klasyki, jak "Lady Bird" i "Małe kobietki") zdominował box office i udowodnił, że po pandemii ludzie wciąż mogą tłumnie chodzić do kina.
"Barbie" z Margot Robbie zarobiła, bagatela, 1 441 820 453 dolary, najwięcej na świecie w 2023 roku. Miliard przekroczył jeszcze tylko filmowy "Mario", a "Oppenheimer" Christophera Nolana, druga połowa memowo-komercyjnego Barbenheimera, zainkasował ponad 952 miliony. Czyli różowa Barbie pokonała ojca bomby atomowej. Good.
"Barbie" była czymś więcej niż filmem, była popkulturowym fenomenem. "Powrót do czasów, w których bawiłyśmy się lalkami albo, wręcz przeciwnie, gardziłyśmy nimi, bo lalki nie były cool. Eksplozja różu i brokatu, łzy przy piosence Billie Eilish, zachwyt Margot Robbie, pielgrzymki na film Grety Gerwig (...) w różowych outfitach i różowym błyszczyku na ustach" – pisałam w sierpniu (zapomniałam o łzach podczas monologu Ameriki Ferryry). A to nie koniec "Barbie", bo jest jednym z oscarowych czarnych koni.
I kolejna królowa tego roku: Beyoncé. Jej Renaissance World Tour, dziewiąta trasa koncertowa w karierze, nie tylko była jej najbardziej dochodową. To również najbardziej kasowe tournée na świecie w 2023 roku (The Eras Tour Taylor Swift jeszcze się nie skończyła i dopiero wyszła poza granice USA, więc to ona zdominuje rok 2024).
A i tutaj był film, "Renaissance: A Film by Beyoncé", który pokazał wizjonerstwo, kreatywność i nieskruszoną kobiecość amerykańskiej gwiazdy. Nie można też zapomnieć o 11-letniej Blue Ivy Carter, która tańczyła razem ze sławną mamą na wielkich scenach, dawała z siebie wszystko i miała za nic hejterów.
Girl Dinner i Girl Math, czyli 2023 rok był Rokiem Dziewczyny
Trzy kobiety, dwie prawdziwe i jedna fikcyjna, zdominowały w tym roku kino, kulturę, marketing i gospodarkę. Ale 2023 rok to też inne dziewczyńskie rzeczy: hitowy serial Amazona "Tego lata stałam się piękna", książkowe romanse podbijające listy bestsellerów, brokatowe piegi, kokardy we włosach, powrót różu w każdej postaci.
Dziewczyna była też celebrowana w tym roku na TikToku i Instagramie. Kobiety śmiały się, tańczyły, piły kolorowe drinki, robiły sobie makijaż przy zawalonych kosmetykami toaletkach i przytulały z przyjaciółkami na uroczych filmikach przy akompaniamencie hitu No Doubt z lat 90. "Just A Girl", nostalgicznego "What Was I Made For" Billie Eilishz "Barbie" czy triumfalnej kwestii"How i love being a woman!" z serialu "Ania, nie Anna".
Ale też biegały na plażach i łąkach w zwiewnych sukienkach, niczym w wyimaginowanych teledyskach do piosenek "Ceilings" Lizzy McAlpine i "August" Taylor Swift. Pokazywały swoje dziwaczne obiady, czyli miksy przypadkowych przekąsek (Girl Dinner) i tłumaczyły mało logiczne zasady dziewczyńskiej matematyki (Girl Math).
Tak, 2023 rok był Rokiem Dziewczyny. Przez lata nietraktowanej poważnie, wyszydzanej, wyśmiewanej, bo to, co dziewczyńskie było błahe i głupie ("Zmierzch" – be, "Spider-Man" – wow). Wstydziłyśmy się być dziewczynami, nosić sukienki w kwiaty, kokardy we włosach i różowe cienie na powiekach, ale ostatnie 365 dni to zmieniło. Bycie dziewczyną przestało być wstydem, stało się triumfem.
Nagle ubierałyśmy się od góry do doły w róż, podśpiewywałyśmy tiktokowe "girl dinner", pozdrawiałyśmy się na ulicach słowami "cześć, Barbie!", tańczyłyśmy na koncertach (na stadionach albo w kinach) Taylor i Beyoncé, chodziłyśmy w sukienkach do pracy i po raz n-ty oglądałyśmy "Małe kobietki".
Fajniej być dziewczyną niż kobietą
Dlaczego mówimy o Roku Dziewczyny, nie Roku Kobiety? Dlaczego fajniej być młodą dziewczyną niż dorosłą kobietą? Bo dziewczyna to młodość, wolność, beztroska.
I znowu "The Cut": "Rzecz w dziewczyńskości polega na tym, że to jest czas przed: przed dojrzewaniem, przed życiem i, co ważne, przed feminizmem. Choć w rzeczywistości dziewczyńskość może być (często niepokojąco) naznaczana polityką świata dorosłych, to jest to okres poprzedzający te wybory, którymi feminizm zawsze się zajmował – wybory dotyczące małżeństwa, wychowywania dzieci, robienia kariery, prowadzenia domu, seksu, seksualności i opieki. To również czas wolny od konsekwencji tych wyborów. W dziewczyńskości nawet jeszcze nie jesteśmy sobą".
Bycie kobietą nie było ostatnio łatwe: #MeToo, Donald Trump w USA, PiS w Polsce, walka o aborcję, COVID. To męczące, mroczne i smutne. Zaczęłyśmy więc na dobre wyrażać swój gniew, długo tłumiony, a kobieca furia wybrzmiewała w hicie "Labour" Paris Palomy, serialu "Yellowjackets" czy dziełach sztuki, które przeżywały drugie życie na TikToku. Bo bycie dziewczyną to również ból, którego nie mamy zamiaru już w sobie dusić. Mia Goth z "Pearl" stała się naszą kapłanką, zaczęłyśmy mówić "dość".
Marketing dał nam dziewczynę, a my wzięłyśmy ją z pocałowaniem ręki. Tak, to wszystko było sprytnie pomyślane, ale nie ma tego złego: powrót dziewczyny dał nam oddech i radość, której długo nie odczuwałyśmy. Wróciłyśmy do korzeni, do dzieciństwa, młodości, co być może było (i będzie) dla nas katartyczne.
Łatwiej jest być dziewczyną niż dorosłą, łatwiej biegać po plaży niż przebijać szklany sufit i walczyć o prawo do aborcji. Może potrzebowałyśmy wrócić do dziewczyny, żeby uzdrowić kobietę. I może kolejny rok będzie właśnie jej rokiem.