Antoni Macierewicz zapewne sięgnie po swoich sprawdzonych "ekspertów".
Antoni Macierewicz zapewne sięgnie po swoich sprawdzonych "ekspertów". Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Reklama.
– Działalność Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, która jest odpowiednia do badania tego typu tragedii, tego typu dramatów, trzeba wznowić – orzekł Antoni Macierewicz (chodzi o Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego). To logiczne, bo wcześniej wiceprezes PiS mówił o tym, że w komisji pracują "sowieccy agenci". Kto miałby więc wejść w skład komisji? "Pozwoli pani, że odpowiem wymijająco" – rzucił z uśmiechem Macierewicz do Katarzyny Gójskiej-Hejke, która w ciągu niemal 12-minutowej rozmowy zadała raptem cztery czy pięć pytań.
Antoni Macierewicz
wiceprezes PiS

Nie mam wątpliwości, a wracam właśnie z seminarium, na którym prof. Binienda przedstawiał swoje ostatnie badania, tam zabierali głos różni naukowcy polscy z wielu znaczących uniwersytetów i wyższych uczelni, nie mam wątpliwości, że w Polsce są kompetentni naukowcy, którzy – kiedy przestanie oddziaływać presja, jaka przez ubiegłe pięć lat uniemożliwiała zajmowanie się tą sprawą - będą mogli swój wkład twórczo i przydatnie dla rozwinięcia sprawy rozwinąć.

Źródło: "Wolne Gosy", Telewizja Republika
Wiceprezes PiS dodał, że to będą naukowcy, którzy nie działali dotychczas przy badaniu katastrofy smoleńskiej. Macierewicz przypominał też, że to szef MON powołuje skład Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego i jej przewodniczącego. Nawet jeśli Antoni Macierewicz nim nie zostanie, nie ulega wątpliwości, że to on przygotuje dla ministra obrony listę kandydatów.
Kto to będzie? Wypowiedź Macierewicza nie pozostawia wątpliwości, w którym środowisku będzie szukał swoich "ekspertów". To będą twarze znane z kolejnych konferencji prasowych Parlamentarnego Zespołu ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154 M z 10 kwietnia 2010 roku czy kolejnych Konferencji Smoleńskich ( z konferencji z 2013 roku). Na tej podstawie można więc wytypować przyszły skład komisji, której rząd PiS powierzy ponowne zbadanie katastrofy.

Wiesław Binienda


logo
Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta
To jeden z pierwszych zagranicznych naukowców, których znalazł i namówił do współpracy Antoni Macierewicz. Na co dzień pracuje na University of Akron, zajmuje się odkształceniami materiałów. Już w 2012 roku przekonywał, że skrzydło Tu-154M nie miało prawa roztrzaskać się o brzozę, ale powinno było ją ściąć. Eksperci zarzucili mu nadmierne uproszczenia, a jego tezy krok po kroku obala na swoim blogu w naTemat prof. Paweł Artymowicz.
Binienda wsławił się też akcją zbierania środków na zakup bliźniaczego tupolewa, który po katastrofie został wycofany z użytku i miał zostać sprzedany. Ekspert zespołu Antoniego Macierewicza tłumaczył, że maszyna nie może dostać się w ręce Rosjan. – Mamy podejrzenia, że gdyby Rosjanie go kupili, to podrzucili by jego części do wraku – mówił. A poza tym maszyna miała posłużyć do przeprowadzania eksperymentów i badania przyczyn wypadku.
W podziękowaniu za badanie katastrofy smoleńskiej został nagrodzony (wraz z innymi współpracownikami Antoniego Macierewicza) tytułem "Człowieka Roku 'Gazety Polskiej'". Jeździł też po kraju i przedstawiał wyniki swoich prac.

Chris Cieszewski


logo
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Jeden z najbardziej kontrowersyjnych współpracowników wiceprezesa PiS. Bohater słynnej konferencji, którą storpedowali internauci dzwoniąc na Skype'a (na ekranie wyświetlały się komunikaty "Władimir Putin dzwoni"). Internauci pamiętają też jego onomatopeję "piuu biuu", która miałą obrazować prędkość samolotu.
Ale innym razem nie było tak śmiesznie. Cieszewski wsławił się pokazaniem dziennikarzom TVN gestu podrzynanego gardła. Tomasz Sekielski z TVP zarzucił mu współpracę z SB. Jego wkład w badanie katastrofy to rewolucyjna teza, że słynna brzoza była ścięta już 5 kwietnia.
Później okazało się, że amerykański ekspert pomylił ją ze stertą desek. Przy okazji powoływał się na pomoc eksperta, który później zaprzeczył, że pracował z Cieszewskim.

Gregory Szuladziński


logo
Fot. Kuba Atys / AG

Jeden z głównych promotorów tezy o tym, że Tu-154M spadł z powodu wybuchu. Przekonywał, że metal, z którego zbudowano samolot odginał się jak puszka. Później został przelicytowany jeśli chodzi o poziom argumentacji przez Andrzeja Ziółkowskiego, który mówił, że poszycie samolotu pękało jak gotowane parówki.
Szuladziński nie odpuszczał i zaskoczył kolejnym domowym eksperymentem, tym razem z użyciem zapałek. Jak bardzo dalekie to było uproszczenie pokazała w swoim programie Hanna Lis, odtwarzając "eksperyment" z zapałkami i rozmawiając o błędach Szuladzińskiego z Maciejem Laskiem, obecnym szefem PKBWL.
Tezy Szuladzińskiego były ochoczo powielane nie tylko przez Antoniego Macierewicza, ale też przez Jarosława Kaczyńskiego. Powoływano się na autorytet cenionego w Australii naukowca. Tej powagi i sukcesu nie odzwierciedla firma Szuladzińskiego, o której pisał w naTemat Tomasz Machała. To założone w domu przedsiębiorstwo, którego kapitał zakładowy to dwa dolary.

Jan Obrębski


logo
Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

Weteran smoleńskich konferencji, należał do komitetu naukowego już pierwszej, organizowanej w 2012 roku. Angażował się w nie, chociaż nie miał nic wspólnego z badaniem wypadków lotniczych (ale to akurat norma u ludzi Macierewicza). Naukowo zajmował się "mechaniką prętów cienkościennych" i "mechaniką budowli". Symptomatyczne jest, że pracuje na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej.
Jakie ma więc kwalifikacje, by badać najważniejszą katastrofę lotniczą w polskiej historii? – Już od kilkuletniego chłopca interesowałem się bardzo lotnictwem, modelarstwem lotniczym, nawet zdarzało się, że na święto lotnictwa siedziałem w samolocie bojowym w Białej Podlaskiej (...) – tłumaczył Obrębski prokuratorom wojskowym, którzy prowadzą śledztwo ws. katastrofy. – Oprócz tego wykonałem kilkadziesiąt godzin lotów odrzutowcami pasażerskimi, jako pasażer, przyglądając się temu jak pracują skrzydła i silnik samolotów w czasie lotu (...) w związku z tym czuję się dość kompetentny w tym zakresie – dodawał niezrażony.

Jacek Rońda


logo
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Profesor Jacek Rońda z krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej zajmował się wszystkim, tylko nie katastrofami lotniczymi. Jest informatykiem, opracował program do spawania pod wodą, jego programy były używane m.in. do spawania turbin w elektrowniach atomowych. Projektował też implanty kości. Zaangażował się w pracę zespołu Macierewicza w 2012 roku, od początku wypowiadając kontrowersyjne tezy.
Na początku AGH spokojnie przyjmowała występy Jacka Rońdy, tłumacząc, że to jego prywatne opinie i ma do nich prawo, a dopóki nie promuje ich na wykładach, uczelnia nie ma pola manewru. Później jednak odcięła się od tez swojego pracownika.
Jak bardzo naukowe jest jego podejście, pokazuje wywiad dla Telewizji Trwam, którego Rońda udzielił w 2013 roku. – Ja w wywiadzie z panem Kraśką trochę zagrałem, z różnych względów. Ponieważ pan Kraśko grał ze mną, no to tak, jak w kartach się gra – mówił z uśmiechem na ustach o debacie, która odbyła się po emisji filmów dokumentalnych o Smoleńsku, które TVP pokazała w kwietniu 2013 roku. – Później ta opowieść o tym dokumencie, to był blef. Tam, w tym dokumencie, nic nie było – dodawał wykładowca AGH.

Napisz do autora: kamil.sikora@natemat.pl