"Big Mouth" to produkcja Netflixa podejmująca temat dojrzewania bez tematów tabu i żadnych hamulców.
"Big Mouth" to produkcja Netflixa podejmująca temat dojrzewania bez tematów tabu i żadnych hamulców. Kadr z serialu
Reklama.
W "Big Mouth" nie ma tematów tabu. Nastoletni bohaterowie zmagają się z problemami, które z perspektywy czasu i problemów dorosłych wydają się błahostkami. Kompleksy związane z rozmiarami niektórych części ciała, refleksje dotyczace orientacji czy wszystkie "pierwsze razy" jak pierwszy pocałunek, miesiączka czy miłość. Z dziedziny seksualności w serialu poruszone jest chyba wszystko, ale podkręcone poza racjonalne granice.
logo
Kadr z serialu "Big Mouth"
Było sobie dojrzewanie
Andrew, jeden z bohaterów, po tym jak podniecił się, oglądając trailer filmu z The Rockiem, zastawia się nad tym, czy jest gejem, Jay uprawia "seks" z poduszką, z którą... zachodzi w ciążę, Jessi dostaje pierwszego okresu na wycieczce szkolnej akurat wtedy, gdy założyła białe szorty. W serialu wszystko oczywiście kojarzy się i jest związane z seksem, ale dzieciaki mają też kryzysy związane z przyjaźnią, rówieśnikami czy rodzicami (pozytywy też są, nie martwcie się). Wisienką na torcie są pojawiające się znikąd zbereźne demony-hormony – personifikacje rodem z kreskówki "Było sobie życie" namawiają młodzież do "tych" i innych rzeczy. Oprócz nich bohaterom rad udzielają również duchy np. Freddiego Mercury. Dokument przyrodniczy to to nie jest, ale to pierwsza tak odważna produkcja poświęcona dojrzewaniu.
Nie wszystkie perypetie i zagwozdki głównych bohaterów są zupełnie oderwane od naszej rzeczywistości, ale z reguły to totalna jazda bez trzymanki. Jednym z twórców serialu jest Andrew Goldberg odpowiedzialny za popularnego "Family Guya", jednak gagi, teksty i ogólne scenariusze odcinków nie należą raczej do kanonu "inteligentnego humoru z odniesieniami do popkultury". Są miejscami tak obrazoburcze, żenujące i gorszące, że aż ja, osoba, która w podstawówce oglądała "Beavisa i Butt-heada", a w gimnazjum "South Park", poczułem się jak świętoszek. Nawet żarty w "American Pie" miały więcej wyczucia. Niech nie zmyli was urocza animacja – "Big Mouth" jest maksymalnie wulgarny, surrealistyczny i pozornie durny. Może się przez to spodobać fanom "Ricka i Mortiego".
logo
Kadr z serialu "Big Mouth"
Powyższy akapit brzmi jak zarzut, jednak w jakiś sposób z poruszaną tematyką to wszystko się łączy. Co ważne – nie jest ma tu krytyki pewnych zachowań związanych z wchodzeniem w dorosłość biologiczno-społeczną. Nikt tu chamsko nie wyśmiewa braku wiedzy z zakresu seksu, dziewictwa, homoseksualizmu, przedwczesnych wytrysków, małych penisów, piersi, PMS-ów itd. Pokazane jest to jako coś zupełnie normalnego, choć sam serial do najnormalniejszych nie należy. Ba! Czasem stara się w pokrętny sposób wytłumaczyć dlaczego jest tak, a nie inaczej – oczywiście w przystępny sposób. Budowa waginy opisywana jest... przez samą gadającą waginę. I wierzcie mi lub nie, ale to wiedza tak tajemna, że nawet kilka moich dorosłych koleżanek-matek nie do końca była zaznajomiona ze swoją fizjonomią.
Edukacja seksualna dla opornych
Trzeba przyznać, że produkcja porusza sprawy, o których wielu z nas nawet nie śmie pomyśleć. To jednak chleb powszedni dojrzewającego nastolatka. Słownictwo i absurdalne porównania to również język dzisiejszej młodzieży. Zastanawiałem się początkowo nad tym, czy "Big Mouth" nadałby się na lekcje z edukacji seksualnej w polskich szkołach. Pierwszy odcinek jeszcze jest w miarę akceptowalny, jednak potem się rozkręca i twórcy walą z grubej rury. Co nie znaczy, że dzieciaki nie sięgną po ten serial (ma kategorię 16+) - może być to dla nich oczyszczające, bo dowiedzą się, że ich cierpienia i przygody nie są niczym wyjątkowym. Za to rodzice nastolatków odświeżą sobie pamięć i lepiej zrozumieją, o co tym kapryśnym smarkaczom chodzi. A może i sami się czegoś nowego dowiedzą.
logo
Kadr z serialu "Big Mouth"
Spotkałem się z opiniami, że całe to nastoletnie piekiełko jest w sumie świeżym pomysłem, ale po pewnym czasie męczy, a humor jest skandaliczny (są nawet zarzuty o... pedofilię) i powtarzalny (albo po prostu serial rozgrzebał dawne rany). To dziwne, bo produkcja ma zaledwie 10. półgodzinnych odcinków (Netflix, bo to ich produkcja, zamówił już drugi sezon) i zdobywa naprawdę świetne recenzje (w serwisie Rotten Tomatoes ma tylko pozytywne głosy krytyków!). Z jednej strony ten surrealistyczny serial porusza sprawy dobrze znane każdemu z nas, ale w sposób, który nie spodoba się każdemu. Nasze społeczeństwo wciąż jest pruderyjne i nie mówimy otwarcie o Tych Sprawach. I na tym właśnie polega siła "Big Mouth".